[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobre i to. Zamelduj Pułkownikowi, że idę. Wykonuję.polecenie.Rauber obciągnął fałdy uniformu i poprawił broń.Nie oglądając się za siebie, ruszył wkierunku kwatery Burtona.Za nim człapał cyfron.Dzień miał się już ku końcowi i od lasku niosła się falami przejmująca woń tropikalnejdżungli.Grały świerszcze.Duże nietoperze bezgłośnym lotem przemykały nad konaramidrzew i dachami domków. Pułkownik nie był sam.W głębi pokoju, ze szklanką w ręce, siedział kapitan Forster wewłasnej osobie.Popatrzył na wchodzącego z ukosa.Milczał.Burton skinął Dickowi głową. Siadaj.Czego się napijesz? Gin? Dziękuję.Za gorąco na alkohol.Oranżady, jeśli można.Sączył powoli chłodny płyn.obserwując przechadzającego się nerwowo Pułkownika.Forster milczał w dalszym ciągu, wypatrując czegoś pilnie za oknem. Byłeś u naukowców. Pułkownik stanął na wprost niego. Byłeś.Po co?Rauber spojrzał na zwierzchnika, robiąc zdziwioną minę. Dlaczego? Owszem, byłem. Z kim rozmawiałeś? Nie rozumiem.Z doktorem Kleistem.Co to znaczy, Pułkowniku? Nie wolno? Niewiedziałem o tym. Sierżant Grim cię przepuścił?Dick roześmiał się szczerze. Pułkowniku.Pan mnie przecież zna.Czy ja należę do ludzi, których można gdzieśnie wpuścić, jeżeli oni tego chcą? No tak  teraz z kolei uśmiechnął się Pułkownik, ale uśmiechały się tylko usta.Oczy pozostały zimne i czujne. To prawda, Rauber.Ale to mój rozkaz. Nie wiedziałem nic o takim rozkazie.Nie znalazł się, niestety nikt, kto raczyłbymnie o nim powiadomić.Nie jestem duchem świętym, Pułkowniku.Co tu jest grane? Nie ufami pan?Burton skrzywił się i znów zaczął przechadzać się po pokoju. To nie to, Dick.To nie kwestia zaufania.Po prostu o tym, co tu się dzieje, wiebardzo niewiele osób.To sprawa państwowej wagi. Zgoda.Ale przecież zawsze byłem z panem.Pułkowniku.Więc dlaczego? Byłeś blisko z Nortonem. Nieprawda.Ale gdyby nawet, to co z tego? Norton nie wiedział nic o tej bazie.Dlatego i ty nie mogłeś wiedzieć.Jedno nieostro-żne słowo. Więc jednak brak zaufania. Zaufania.zaufania.Ufam ci, bo jednak żyjesz Gdyby nie to, nie dostałbyś się tunigdy żywy.Znasz mnie Wiesz że nie lubię niespodzianek, chyba że sam jestem ich autorem.Zaskoczyło mnie twoje zjawienie się, przyznaję.Mimo to żyjesz. Dziękuję. Nie ma za co  Pułkownik roześmiał się głośno i usiadł za biurkiem stojącym wrogu. Nic się nie zmieniłeś, Rauber.Trzeba będzie go jednak wtajemniczyć w nasze spra-wy.Przyda się chyba, co Forster?Kapitan powoli odwrócił głowę od okna. Jak pan Pułkownik uważa.Ja osobiście poczekałbym z tym jeszcze.Może kapitanRauber wyjaśni nam, skąd właściwie wziął się na  Cynthii  odezwał się z niechęcią, niepatrząc na Dicka, Właśnie. Pułkownik był wyraznie zaciekawiony. W sztabie powiedzieli mi, żewziąłeś urlop.Więc? Kontrolował mnie, sprawdzał w sztabie  przebiegło przez myśl Dickowi.I co ztego? Co może mi zarzucić? Prawda.Wziąłem urlop. Cynthia miała iść do Singapuru.Chciałem pokazaćLuizie i Jackowi Wschód.Admirał Norton nie wiedział, że płynę z nimi.Był zwyczajniewściekły, gdy mnie zobaczył, ale nie mógł już nic zrobić.Byliśmy na morzu. Jak dostałeś się na pokład? Pułkowniku.Powtarzam.Czy mnie można zatrzymać?  Słusznie.Dajmy temu spokój.Czy Norton nie mówił dokąd płyniecie? Nie.Nie pytałem o to.Byłem pewien, iż do Singapuru. A nie zastanawiałeś się czasem, po co mu w Singapurze oddział abordażowy ikomandosi? Rauber.Rauber.Straciłeś nosa, stary wyżle.Norton płynął właśnie tu.Płynął pomoją głowę.Jakimś sposobem dowiedział się.co my tu robimy.choć, rzecz jasna, nie mógłznać szczegółów.Chciał zająć moje miejsce.Zawsze był głupi.Zazdrościł mi wszystkiego.Władzy, popularności.Teraz uknuł piekielny plan.Niestety, nie przewidział w swej głupociejednego  Pułkownik podniósł głos. Nie przewidział, że nie natrafi na takiego idiotę,jakim sam był.Do tej wyspy, bez mojej wiedzy i zgody, nie dobije żaden okręt.Nie doleciżaden samolot, ani śmigłowiec.Tu ja jestem panem.Dick kiwał potakująco głową, patrząc w oczy Burtonowi. Jasne, Pułkowniku.Cieszę, że tu jestem.Przydam się. O tym jeszcze pomówimy w swoim czasie.A teraz do rzeczy.Masz dziesięć dniodpoczynku, więc odpoczywaj.Nie pchaj się tam gdzie nie masz nic do szukania.Do Pawilo-nu Naukowego wstęp mam tylko ja, kapitan Forster i porucznik Smith.Możesz łazić wszę-dzie, choćby po tych ruinach, ale nie radzę.Węże.Tego diabelstwa tu mnóstwo.Uprawiajwspinaczkę, kąp się w jeziorze, zresztą, co ci będę podpowiadał.Rób co chcesz, ale odPawilonu Naukowego wara.A teraz, Forster.Daj Rauberowi identyfikator.Forster leniwym ruchem sięgnął do kieszeni I wydobył niewielki przedmiot.Podał goDickowi.Ten wziął w dwa palce kanciasty aparacik i obejrzał uważnie. Identyfikator? A co to takiego? Co mam, z tym robić?  spytał patrząc na pułko-wnika. Wpiąć w klapę i nie rozstawać się z tym, nawet idąc do ustępu.Jasne? Ale. Dość, Rauber  przerwał mu ostro. Tu nie pensjonat dla dorastających panienek.Proszę to wpiąć bez gadania.Wszyscy mamy podobne  pokazał palcem na identycznyprzedmiocik na piersiach Forstera. To jednocześnie lokalizator.Muszę zawsze wiedzieć,gdzie kto jest.Tyle, Rauber.Jeśli będzie pan czegoś potrzebował, proszę zwracać się do kapi-tana Forstera.Od dziś podlega pan mu bezpośrednio. Rozkaz!  Dick wyprężył się wstając z fotela i zasalutował. Mogę odejść? spytał spokojnie. Proszę.Jeszcze jedno Dick, Jest pan oficerem.Proszę przypiąć dystynkcje. Tak jestW drzwiach domku prawie zderzył się z wchodzącym Smithem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl