[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tłumu wybijali się także ludzie innego pokroju; ci wałęsali się po ulicach,mężczyzni w pomiętych kaftanach i kobiety w wygniecionych sukniach, częstookryci kurzem, bezustannie mrugając i na coś się zagapiając.Widać było, że niemają dokąd się udać i że nie wiedzą, co ze sobą zrobić.To byli ludzie, którzy268 mieli za sobą długą drogę, pokonaną nierzadko z wielkim wysiłkiem, drogę, którawiodła ku temu, czego szukali.Czyli ku niemu.Smokowi Odrodzonemu.Nie miałpojęcia, co z nimi zrobić, ale w taki czy inny sposób był za nich odpowiedzialny.Nieważne, że wcale ich nie prosił, by zrywali z dotychczasowym życiem, że wcaleod nich nie wymagał, by wszystko porzucali.Zrobili to.Z jego powodu.I gdybysię w tym momencie dowiedzieli, kim jest, zapewne przedarliby się przez kordonAielów i rozdarli go ostatecznie na strzępy, trawieni pragnieniem, by chociaż godotknąć.Dotknął angreala, małego tłustego człowieczka ukrytego w kieszeni.Zwietnieby mu posłużył, gdyby Jedynej Mocy musiał użyć do obrony przed ludzmi, którzywyrzekli się wszystkiego z jego powodu.Dlatego właśnie rzadko zapuszczał siędo miasta.A w każdym razie była to jedna z przyczyn.Zresztą za dużo miał rzeczydo zrobienia, by sobie pozwalać na bezcelowe przejażdżki.Karczma, do której prowadził go Bael, położona na zachodnim krańcu mia-sta, nazywała się  Pies Culaina ; składała się z dwóch pięter nakrytych dachemz czerwonych dachówek.Kiedy się zatrzymali na krętej bocznej uliczce, ciżbaprzechodniów rozstąpiła się i zbiła wokół nich w tłum.Rand ponownie dotknąłangreala. dwie Aes Sedai; powinien dać sobie z nimi radę bez jego pomocy zanim zsiadł z konia i wszedł do środka.Rzecz jasna, nie przestąpił progu bramyprzed trzema Pannami i dwoma Rękami Noża, stąpającymi na palcach i w każdejchwili gotowymi zasłonić sobie twarze.Prędzej nauczyłby kota śpiewać.Pozosta-wiwszy dwóch Saldaeańczyków przy koniach, Bashere i pozostali wkroczyli tużza nim, razem z Baelem, a za nimi pozostali Aielowie, z wyjątkiem tych, którzyzostali na straży na zewnątrz.Tego, co ujrzeli, Rand się nie spodziewał.Wspólna sala mogła należeć do setki innych gospód w Caemlyn; pod pobie-loną ścianą stał rząd wielkich beczek z ale i winem, na których ustawiono mniej-sze baryłki wypełnione brandy, a na tym wszystkim wylegiwał się pasiasty kot.Znajdowały się w niej ponadto dwa kamienne kominki z dokładnie wymieciony-mi paleniskami, a między stołami oraz ławami ustawionymi na gołej posadzcepod belkowanym stropem uwijały się trzy, może cztery kobiety w fartuszkach.Oberżysta o krągłej twarzy i potrójnym podbródku, w białym fartuchu opiętymna wydatnym brzuchu, podbiegł do nich natychmiast, zacierając ręce i przyglą-dając się Aielom z niemal niedostrzegalnym śladem zdenerwowania w oczach.Caemlyn przekonało się, że Aielowie nie zamierzają łupić i palić wszystkiego, coznajdzie się w zasięgu ich spojrzenia  przekonanie samych Aielów, że Andorto nie podbity kraj, w związku z czym nie mogą sobie wziąć należnej im jednejpiątej, stanowiło zadanie o wiele trudniejsze  ale to jeszcze nie znaczyło, byoberżyści byli przyzwyczajeni do widoku dwu tuzinów tych ludzi pojawiającychsię jednocześnie w ich głównej izbie.Karczmarz skupił całą uwagę na Randzie i Bashere.Głównie na Bashere.Obaj, sądząc po odzieniu, z pewnością byli ludzmi zamożnymi, ale Bashere był269 starszy o dobrych parę lat, a zatem prawdopodobnie musiał być tym ważniejszym. Witaj, mój lordzie, witajcie, moi lordowie.Co mogę wam zaproponować?Mam wino z Murandy, a także z Andoru, brandy z.Rand nie zwrócił uwagi na tego człowieka.Tym, co różniło tę wspólną sa-lę od setki innych, byli goście.O tej porze spodziewałby się tu zobaczyć kilkumężczyzn, a tymczasem nie było tu żadnego.Przy stołach siedziało natomiastwiele pospolicie odzianych młodych kobiet, a właściwie dziewcząt, które obróci-ły się niemal jednocześnie, z filiżankami z herbatą w dłoniach, wgapione w nowoprzybyłych.Niejednej wyraznie zaparło dech na widok rosłej sylwetki Baela.Niewszystkie jednak wpatrywały się w Aielów; w rzeczy samej kilkanaście wpiłowzrok w niego i to one właśnie sprawiły, że wytrzeszczył oczy.Znał je.Niezbytdobrze, ale naprawdę je znał.Szczególnie jedna przyciągnęła jego uwagę. Bode?  zapytał z niedowierzaniem.Ta dziewczyna o ogromnych oczach, które wwiercały się w niego  kiedy tewłosy zdążyły tak jej urosnąć, że mogła je zapleść w warkocz?  to była Bode-whin Cauthon, siostra Mata.I była tam też pulchna Hilde Barran siedząca obokchudej Jerilin al Caar, a dalej piękna Marisa Ahan, która jak zawsze, gdy coś jązdziwiło, przyciskała dłonie do policzków, potem hoża Emry Lewin, Elise Mar-win, Darea Candwin i.Wszystkie pochodziły z Pola Emonda albo jego okolic.Omiótł wzrokiem pozostałe stoły i stwierdził, że te inne też muszą być mieszkan-kami Dwu Rzek.A w każdym razie większość z nich  zauważył jedną twarzz Arad Doman, a także kilka innych, które musiały pochodzić gdzieś z daleka ale wszystkie te suknie równie dobrze mógł zobaczyć dowolnego dnia na Aącew Polu Emonda. Co wy tutaj, na Zwiatłość, robicie? Jedziemy do Tar Valon  zdołała wykrztusić Bode, mimo zdumienia.Je-dynym podobieństwem łączącym ją z Matem było coś nieuchwytnie psotnegow oczach.Zdumienie wywołane jego widokiem prędko zniknęło, ustępując miej-sca szerokiemu uśmiechowi niedowierzania i radości. %7łeby zostać Aes Sedai,tak samo jak Egwene i Nynaeve. O to samo mogłybyśmy zapytać ciebie  wtrąciła gibka Larine Ayellin,po czym pozornie niedbałym ruchem, który musiała z pewnością długo ćwiczyć,przerzuciła gruby warkocz przez ramię.Ta najstarsza z dziewcząt z Pola Emonda o dobre trzy lata młodsza od niego, a za to jedyna oprócz Bode, która splataławłosy  miała zawsze wysokie mniemanie o samej sobie.Dostatecznie zresztąładna, by wszyscy chłopcy utwierdzali ją w tym przekonaniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl