[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cześć, mamo.- Cześć, kochanie.Chciałam jako pierwsza pogratulować ci przyjęcia pracy, którązaproponował ci ojciec.Westchnął.- Jeszcze jej nie przyjąłem.- Ale przyjmiesz.Zawsze robisz to, co należy.Choć nie miał ochoty rozmawiać o tym w tej chwili, uczynił wysiłek, żeby się przednią otworzyć.- Ta praca oznacza częste podróże.A ja właśnie wróciłem do domu.- Właśnieznalazłem Roxanne.Nie odrzuciłby propozycji tylko przez wzgląd na nią, zwłaszcza żesytuacja między nimi wydawała się dość niepewna, ale był już tak cholernie zmęczony.Czyto coś złego, że chciał spędzić kilka lat w Spokane, zanim znów dokądś wyruszy?Nie wspominając już o tym, że zle się czuł w tłumie.- To wielka szansa, Ianie.Byłbyś niemądry, gdybyś ją odrzucił.Nie rozumiała.Nawet nie próbowała zrozumieć.Jego matka miała swoją wizję jego życia, a on nie był pewny, czy chce mieć z nią cokolwiek wspólnego.- Muszę kończyć.Odezwę się.Gdy tylko postanowi co, do cholery, ma zrobić ze swoim życiem.- Chcesz orchidee? - zapytała Roxanne.- Znacznie podwyższą koszty.Nastolatka przycisnęła dłonie do piersi, jej wielkie brązowe oczy lśniły.- To moje marzenie.Jakżeby inaczej.Każdy element tej szesnastki był jej marzeniem.Choć zwykleRoxanne starała się wyjść naprzeciw potrzebom swoich klientów, ta smarkula działała jej nanerwy.Chciała mieć wszystko, co najlepsze, do tego stopnia, że jej urodziny przekraczałyrozmachem większość wesel.To się nazywa rozwydrzenie.Ale Roxanne nie zamierzałanarzekać, bo ta jedna impreza miała pokryć jej rachunki za najbliższe trzy miesiące.%7łądaniadziewczyny nie byłyby problemem, ale jej rodzice mieli określony budżet.Kiedy po razpierwszy zobaczyła górny limit wydatków, prawie roześmiała się w głos.A potem poznała nastoletnią diwę.Na szczęście Roxanne potrafiła sprostać wyzwaniu.- Oczywiście.Przygotuję próbki i obejrzymy je w przyszłym tygodniu.- Wspaniale.- Nastolatka promieniała.Wstała i rozpromieniła się jeszcze bardziej.-Moja mama miała rację, naprawdę znasz się na swojej robocie.Roxanne zaczekała, aż drzwi się za nią zamkną, po czym wyjęła komórkę, żebysprawdzić, kto dzwonił.Poczuła w brzuchu motylki, gdy okazało się, że to Ian.Zanim zaczęła dogłębnie analizować, jak się z tym czuje, napisała krótką wiadomość. Hej, Czarusiu.Jak leci?Ledwo odłożyła telefon na biurko, a już zabrzęczał. Myślę o Tobie.Przez ostatnie dni przywykła do tego, że Ian pisze swoje SMS-y perfekcyjnąangielszczyzną.To była jej słabość, nie cierpiała skrótów, jakich używała obecnie większośćludzi.Inteligencja była seksowna, podobnie jak poprawna pisownia i interpunkcja.Roxannebezskutecznie broniła się przed tym, ale oczarował ją brak błędów ortograficznych igramatycznych w jego wiadomościach.A może po prostu oczarował ją fakt, że myśli o niej wśrodku dnia.Taaak.lepiej się nad tym nie zastanawiać.Z uśmiechem wystukała następną wiadomość. Kosmate myśli? I dostała odpowiedz. Ha! Zawsze.Uśmiechnęła się szerzej.Zerknęła na drzwi. Naprawdę? Poproszę o masę pikantnych szczegółów.Odłożyła telefon i zaczęła kartkować album z kwiatami, czekając na odpowiedz.Jejzdaniem orchidee nie były najlepszym pomysłem, ale smarkula się uparła, a jej rodzice daliRoxanne jasno do zrozumienia, że ma spełniać zachcianki ich ukochanej córeczki.Jej pracanie polegała na ocenianiu.Powinna spełniać życzenia innych.Telefon zabrzęczał. Co masz na sobie?A więc tak to chciał rozegrać? Roxanne popukała się telefonem w usta, myśląc.Mogławysłać mu wyczerpujący opis, ale była prawie pewna, że ich wyobrażenia takiego opisuodbiegają od siebie.Iana nie obchodziła raczej marka szpilek, jakie nosiła.Zresztą jeden obraz wart jest tysiąca słów, nieprawdaż?Wstała i podeszła do wielkiego lustra po drugiej stronie biurka.Nie zastanawiając siędługo, oparła dłoń na biodrze i pstryknęła zdjęcie komórką.Dołączyła je do wiadomości iwysłała.Niemal natychmiast odczytała: Do diabła, kobieto. Podobam Ci się?Gdy tylko wysłała wiadomość, pożałowała tego.A niech to, zabrzmiała jak jakaś laskaspragniona komplementów.Ktoś powinien wymyślić jakiś sposób wycofywania SMS-ów.Rozwiązałoby to masę problemów. Podobasz.Zastanawiam się, czy nie rzucić wszystkiego i nie zabrać Cię do niej.Roxanne zmarszczyła brwi i ponownie odczytała wiadomość.Do niej? Kim była ona ? Czy Ian serio proponował jej trójkąt? Odłożyła telefon, wpatrując się w wyświetlacz.Jak miała odpowiedzieć na coś takiego? Mogła się nawet zgodzić na jakieś figo-fago wmiejscu publicznym, ale włączanie w to jeszcze jednej osoby?Po dłuższej chwili postanowiła po prostu zapytać. Niej?Chyba nie mógł tego zrozumieć opacznie.Jeśli chodziły mu po głowie jakieś zbereznemyśli, zacznie go unikać, unikać, unikać, a potem go spławi.I będzie milczeć jak grób, kiedyElle zapyta ją, dlaczego się rozstali.Bo na pewno zapyta.Szlag by to trafił, jak ona się w to wplątała?Telefon zabrzęczał i Roxanne miała ochotę udać, że nie usłyszała.Całe podniecenie, jakie wzbudziły w niej poprzednie SMS-y, wyparowało, zastąpił je niejasny niepokój.Głęboko zaczerpnęła powietrza, podniosła telefon i odczytała wiadomość.Wpatrywała się wnią, aż w końcu parsknęła.- O mój Boże! Niej? O cholera! Miałem na myśli MNIE.Głupia autokorekta.Szlag!Prychnięcie przeszło w chichot.- Nadal nie mogę w to uwierzyć.- Pokręciła głową. Niezłe. Nastrój prysł? Tak jakby. Tak myślałem.Cóż, nadal o Tobie myślę.Zadzwoń do mnie po kolejnym kliencie.To brzmiało tak, jakby sugerował.Boże, te jej neurozy były wyczerpujące.Roxannewpisała krótką odpowiedz i odłożyła komórkę.Czas wziąć się do roboty.Ale przez resztę dnia będzie myśleć o Ianie z głupim uśmiechem na twarzy. Rozdział 15Roxanne spojrzała na butelkę wódki na blacie i powtórzyła sobie po raz siódmy wciągu ostatnich dziesięciu minut, że nie może się ubzdryngolić przed przyjazdem Iana.Jak nazłość spózniał się.Nie jakoś strasznie.Powiedział, że będzie o siódmej, a było dziesięć po.I choć wiedziała, że ma przyjść, i tak prawie wyskoczyła ze skóry, gdy wreszciezałomotał do drzwi minutę pózniej.Wygładziła dłonią sukienkę, zastanawiając się, czy zdążysię jeszcze przebrać.Jej loft był w tej chwili zasłany ciuchami, które przymierzała niezliczonąilość razy.Zajęło jej to godzinę, ale w końcu zdecydowała się na zieloną sukienkę wiązaną naszyi, z głębokim dekoltem z przodu i w zasadzie bez pleców.Chyba była zbyt wyzywającajak na randkę, ale wyraz twarzy Iana, gdy otworzyła mu drzwi, przekonał ją, że było warto.Wytrzeszczył na nią ciemne oczy i otworzył usta.- Jezu!- Uznam to za komplement.Potarł dłonią usta i jeszcze raz omiótł ją wzrokiem.- Z całą pewnością.A więc było warto.Zieleń sukienki pasowała idealnie do zieleni jej oczu, włosyzakręciła na wałki i włożyła czarne, czternastocentymetrowe szpilki.Mimo to Ian wciąż byłod niej wyższy o kilka centymetrów.Ależ ten facet był wysoki.I seksowny.A ona zdążyłajuż zapomnieć, po co właściwie wychodzą z domu.Najwyrazniej myślał o tym samym.- Przez ciebie najchętniej bym zapomniał, że mamy rezerwację w restauracji.- Naprawdę? - Zrobiła krok do tyłu, Ian za nią.Nawinęła pukiel włosów na palec.- Aja myślałam, że ochrzcimy moją nową kanapę.- Nie ułatwiasz mi sprawy.- Ha! Jestem pewna, że sobie poradzisz.- Obniżyła głos.- Ze mną.Odchrząknął.- Musimy iść.- Okej, skoro nalegasz.- Podała mu rękę i pozwoliła wyprowadzić się z mieszkania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl