[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Chabot?- Daję głowę, \e to Chardin.Mamy go.Musimy tylko dotrzeć tam, zanim uprzedzi nasSigma.Godzinę pózniej na biurku Heislera zadzwonił telefon.Dwa krótkie dzwonki: linia we-wnętrzna.Heisler zaciągnął się dymem - kończył właśnie trzecią tego dnia paczkę papierosów- podniósł słuchawkę, odczekał kilka sekund i rzucił:- Heisler.Dzwonił technik z małego pomieszczenia na czwartym piętrze.- Dostał pan komunikat w sprawie tej Navarro?- Jaki komunikat? - Heisler wypuścił nosem kłąb ciepłego dymu.- Właśnie przyszedł.- Pewnie le\y jeszcze w rozdzielni.- Rozdzielnia Sicherheitsburo, która pracowała zszybkością i wydajnością typową dla krajów Trzeciego Zwiata, była przekleństwem jego \y-cia.- Dobra, powiesz mi, co się stało, czy znowu mam włączyć radio? - Zawsze tak narzekał,ale nie bez przyczyny.Kiedyś naprawdę namierzył uciekiniera dzięki audycji nadawanejprzez jedną z miejscowych rozgłośni radiowych; biuletyn informacyjny gdzieś zaginął i zna-lazł się dopiero po fakcie.- Wygląda na to, \e to oszustka.Wykorzystała nas.Amerykanie wystawili na nią nakazaresztowania.To nie moja działka, ale pomyślałem sobie, \e ktoś powinien pana uprzedzić.- Chryste! -jęknął Heisler.Papieros wpadł mu do kubka z kawą i z sykiem zgasł.-Niech to szlag! śenada, co za kurewska \enada.- Niekoniecznie - wtrącił ostro\nie technik.- Gdyby tak aresztował ją pan i przekazałAmerykanom.- Zwalniam pokój numer 1423 - powiedziała Anna, kładąc na czarnej, granitowej ladziedwa elektroniczne klucze.Recepcjonista był dziwnie zafrasowany.- Jedną chwileczkę.Prosiłbym panią o podpis.To ju\ końcowy rachunek, ja! - Miał215czterdzieści kilka lat, lekko zapadnięte policzki i ciemno blond włosy - ufarbowane? - zacze-sane do przodu, mocno przylizane, jakby chciał się na siłę odmłodzić.Był w uniformie z brą-zowego syntetyku - uniform był nawet schludny, za to epolety trochę wystrzępione.Annawyobraziła sobie nagle, jak facet wygląda po pracy: czarna, skórzana marynarka, odurzającyzapach wody kolońskiej, nocny klub i koniecznie przyćmione światło, bo w zwykłym nie po-leciałaby na niego \adna schone Madchen.- Oczywiście - odrzekła.- Mamy nadzieję, \e miło spędziła pani u nas czas.- Wystukał na klawiaturze numerpokoju i spojrzał na nią, odsłaniając w uśmiechu wielkie po\ółkłe zęby.- Bardzo przepra-szam.Muszę otworzyć plik, to chwilę potrwa.Mamy drobne kłopoty z systemem.Ach, tekomputery.- Uśmiechnął się szeroko, jakby powiedział coś dowcipnego.- Są cudowne ioszczędzają du\o pracy, pod warunkiem \e działają.Poproszę kierownika. Podniósł słu-chawkę i powiedział kilka słów po niemiecku.- Co się dzieje? - spytał Ben.- Mówi, \e mają kłopoty z komputerem - wymamrotała Anna.W drzwiach recepcji stanął niski, brzuchaty mę\czyzna w krawacie i ciemnym garnitu-rze.- Przepraszam za to krótkie opóznienie.- Zerknął na recepcjonistę, recepcjonista na nie-go.-Znowu się zawiesił.Ale zaraz naprawimy.Wszystko przez te telefony.Wydrukujemy ra-chunek i sprawdzi pani, czy wszystko w porządku.Nie chcielibyśmy obcią\yć pani kosztamirozmów z 1422.To nowy system, jeszcze się nie dotarł.Nie ma to jak cuda nowoczesnejtechnologii.Coś było nie tak, i to wcale nie z komputerem.Kierownik był jowialny, wylewny iwzbudzający zaufanie, ale chocia\ w holu panował miły chłód, Anna zauwa\yła kropelki potuna jego czole.- Serdecznie zapraszam do biura - powiedział.- Zaraz wszystko na prawimy.Usiądąpaństwo i spokojnie zaczekają.Tak będzie wygodniej, prawda? Państwo na lotnisko, tak? Ma-ją państwo samochód? Jeśli nie, zaraz zamówimy, na koszt firmy oczywiście.Z przeprosina-mi za niedogodność.- Bardzo dziękujemy - odrzekła Anna.Miała za sobą wiele lat pracy śledczej i dobrzeznała ten typ ludzi, którzy pod wpływem napięcia stawali się zbyt rozmowni.Kierownik miałzatrzymać ich w hotelu.Tyle wiedziała na pewno.- Ale\ nie ma za co, nie ma za co.Zapraszam na fili\ankę kawy.Nikt nie parzy kawytak dobrze jak wiedeńczycy, prawda?Miał ich zatrzymać, choć najpewniej nie poinformowano go dlaczego.Nie powiedzianomu równie\, czy są niebezpieczni.Zawiadomił ju\ ochronę, lecz ochrona jeszcze nie nadje-chała, w przeciwnym razie nie byłby taki zdenerwowany.Skróciła pobyt, wyprowadzała się zhotelu przed czasem, co oznaczało, \e.Mo\liwości było kilka.Mogli ich na przykład dopie-ro co namierzyć.Ich? Czy tylko ją? A mo\e tylko jego, Bena? Tak czy inaczej, nie zdą\yli sięjeszcze przygotować.- Nie, nie, dziękujemy - odrzekła.- Proszę się nie spieszyć i po prostu przysłać mi ra-chunek.To chyba nie kłopot, prawda?- Naprawa potrwa tylko chwileczkę - nie ustępował kierownik.Uciekł wzrokiem w boki zerknął na stra\nika w holu.Anna demonstracyjnie spojrzała na zegarek, potem na Bena.- Twoi kuzyni będą się niepokoili - powiedziała.- Lepiej chodzmy.Kierownik wyszedł zza lady i poło\ył jej na ramieniu wilgotną rękę.- Tylko kilka minut.- Cuchnął grillowanym serem i brylantyną.- Zabierz pan tę łapę - warknęła ostrzegawczo Anna; Ben a\ drgnął, słysząc nutę zło-wró\bnej grozby w jej głosie.216Zmierzał ku nim stra\nik.Szedł szybko, długimi, sprę\ystymi krokami.Anna zarzuciłana ramię płócienną torbę i ruszyła do wyjścia.- Chodz - powiedziała.- Idziemy.Poszli w stronę drzwi.Wiedziała, \e stra\nik nie będzie ich ścigał, \e najpierw musiskonsultować się z kierownikiem.Wyszli przed hotel.Anna rozejrzała się, czujnie i uwa\nie.Na rogu ulicy stał policjant.Rozmawiał z kimś przez radio - pewnie podawał centrali swoje namiary, co oznaczało, \eprzybył na miejsce jako pierwszy.Rzuciła torbę Benowi i ruszyła w jego stronę.- Chryste! - syknął.- Dokąd?Stanęła przed policjantem.- Mówi pan po angielsku? - spytała głośno i oficjalnie.- Tak - odrzekł niepewnie tamten.- Po angielsku, tak.- Dobijał trzydziestki, był atle-tycznie zbudowany i ostrzy\ony na je\a.-Jestem agentką Federalnego Biura Zledczego.Federalne Biuro Zledcze, rozumie pan?FBI.Szukamy pewnej Amerykanki i musimy prosić pana o pomoc.Ta kobieta nazywa sięNavarro, Anna Navarro.- Skupiając na sobie jego wzrok, mignęła mu przed oczami odznakąUrzędu do Badań Specjalnych.Widział ją tylko przez ułamek sekundy, nie zdą\ył się przyj-rzeć.I nagle coś sobie skojarzył.- Anna Navarro - powtórzył z ulgą.- Tak, właśnie nas powiadomiono.W hotelu?- Tak, zabarykadowała się w swoim pokoju.Trzynaste piętro, pokój numer 1423.Jest zjakimś mę\czyzną, prawda?Policjant wzruszył ramionami.- Podano nam tylko jedno nazwisko.Anna kiwnęła głową.Była to bardzo wa\na informacja.- Mamy tu dwóch agentów, rozumie pan? Ale są wyłącznie obserwatorami.Nie jeste-śmy u siebie, nie mamy prawa podejmować \adnych działań.Wszystko zale\y od was.Niechpan wejdzie do hotelu tylnymi drzwiami i wjedzie na trzynaste piętro, dobrze?- Tak, tak, oczywiście.- I niech pan powie kolegom, \e ona tam jest.Policjant energicznie kiwnął głową.- Złapiemy ją dla was.Austria to.Jak to się mówi? Kraj prawa i ładu.Anna posłała mu swój najcieplejszy uśmiech.- Liczymy na pana.Kilka minut pózniej jechali ju\ taksówką na lotnisko.- Masz tupet - szepnął Ben.- Podejść tak do gliniarza.- Nie, znam ich.Musieli się niedawno dowiedzieć, inaczej byliby lepiej przygotowani.Nie mają pojęcia, jak wyglądam.Wiedzą tylko, \e szukają jakiejś Amerykanki dla Ameryka-nów.A ja? Równie dobrze mogę ją ścigać, jak i być ściganą.- Niby tak, ale.- Ben pokręcił głową.- Właściwie dlaczego cię ściga-ją?- Jeszcze tego nie rozgryzłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec
- I. Robert Kiyosaki Bogaty ojciec biedny ojciec
- Roberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
- Maddox Roberts John Conan 44 Conan i amazonka
- Roberts Nora Trzy Siostry [Siostry z klanu MacGregor]
- Roberts Nora Na wagę złota (Serce pełne złota)
- Black Americans of Achievement Robert E. Jakoubek Jesse Jackson, Civil Rights Leader and politician (2005)
- 008. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz2 Ten, Który Przychodzi Ze Œwitem
- 10. Robert Jordan Koło Czasu t5 cz2 Spustoszone Ziemie
- Maria Nurowska Rosyjski kochanek
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- grzesiowu.xlx.pl