[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele dziewcząt chciało168 być jego twarzą, ale Lucia nie wątpiła, że byłaby z nich wszystkich najlepsza.Musiała tylko przekonać do tegoreżysera i firmę kosmetyczną.A skoro Jonty mógł jej w tym pomóc, postanowiła zatrzymać go przy sobie do czasu,kiedy umowa zostanie podpisana, a pieniądze spłyną na jej konto.- Jonty, posłuchaj.Jonty spojrzał na nią.- Co, maleńka? Powiedz wujkowi, co ci chodzi po głowie.-Uśmiechnął się szeroko i odchylił na oparcie obrotowegofotela, rozstawiając nogi nienaturalnie szeroko, jakby chciał pomieścić nieistniejący brzuch.Lucia uśmiechnęła się do niego słodko.- Naprawdę poważnie myślę o kampanii Heiress.Idealnie się do tego nadaję i potrzebuję tych pieniędzy.Jonty uniósł jedną brew.- Daj spokój - mruknął.- Nie mów, że wygrzebujesz drobniaki zza kanapy.Lucia popatrzyła na niego chłodno znad okularów przeciwsłonecznych.Boże, naprawdę był nieznośnym dupkiem ztą  maleńką" i slangiem, który - w jego mniemaniu - brzmiał młodzieżowo i  ulicznie".- Nie, oczywiście, że nie.Ale mam plany.Duże plany.- Nabierasz.- Nie kpij sobie, Jonty.Mówię zupełnie poważnie.- A nie możesz po prostu pójść do tatusia? Rzuciła mu gniewne spojrzenie.- Nie, nie mogę.Nie w tej sprawie.Wzruszył ramionami.- W porządku, trzymaj język za zębami.Jeśli chcesz.Albo lepiej nie.- Jonty oblizał się i spojrzał na Lucię wsposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, o czym właśnie pomyślał.Lucia poruszyła się, lekkorozchyliła kolana i popatrzyła na niego zalotnie.Potem wstała, wzięła torebkę i psa, i machnęła ręką do Tamary.- Idziemy.Tamara podniosła się z podłogi.173 - Nie panikuj, maleńka, Jonty załatwi ci tę sprawę, obiecuję.Tylko powiedz mi jedno.Lucia odwróciła się do niego plecami.- Po co ci te pieniądze?- Och, wiesz przecież.Dziewczyna nigdy nie ma dość butów.Była już w drzwiach, kiedy zadzwoniła jej komórka.- Charlie, jestem zajęta.Czego chcesz?- Posłuchaj, coś się stało.- Takie już jest życie, ciągle coś się dzieje.Ludzie robią różne rzeczy, przemieszczają się, świat się kręci.Wez nawstrzymanie.Zadzwoniła druga komórka Lucii.Otworzyła ją i wcisnęła odpowiedni klawisz.Teraz nagle zmieniła się w kobietęinteresu.- Słucham, Ranj? Dobrze, dziękuję, przejrzę to jak najszybciej i oddzwonię.Tak, wiem, i naprawdę to doceniam.Z pierwszego telefonu dobiegał zdenerwowany głos Charliego.Westchnęła.- Luce, posłuchaj, do cholery!- Ranj, zadzwonię pózniej.Charlie? Więc o co znowu chodzi?- Mama jest w szpitalu.Przedawkowała.Czy to twoim zdaniem wystarczająco dramatyczne?Lucia milczała przez chwilę.- Tak, Charlie.Rozumiem.W którym szpitalu? Zanotowała adres swoim ozdobnym pismem, każdą kropkę nad i" biorąc w małe serduszko, jak zawsze - choć tym razem wyszły dość koślawo, bo nie potrafiła powstrzymaćdrżenia rąk.- Mamo? Mamo, obudz się.Ręka Maryanne, o skórze wygładzonej przez regularne pilingi i zabiegi nawilżania, wyglądała bardzo drobno, kiedyCharlie ujął ją w swoje duże, opalone, twarde dłonie.Maryanne leżała nieruchomo, przez chwilę rozkoszując się tymdotykiem, a potem otworzyła oczy.- Cześć.Wokół ciemnoniebieskich oczu Charliego pojawiły się drobne zmarszczki.Patrzył na matkę z troską.- Przestraszyłaś mnie.170 - Przepraszam, kochanie.Co ty tu robisz? - Maryanne uniosła się na poduszkach.Zauważyła, że leży ciągle w tymsamym pokoju, lecz że coś się w nim zmieniło.No tak, znikły reprodukcje obrazów Moneta, a pojawiło się mnóstwokwiatów.Charlie dostrzegł wyraz zaskoczenia na jej twarzy i uśmiechnął się.- Zdjąłem te obrazki.Pomyślałem, że nie będziesz zachwycona, jeśli zobaczysz je po przebudzeniu.Maryanne roześmiała się, a potem zakaszlała.- Naprawdę dobrze znasz swoją matkę.Ale przecież miałeś być w Los Angeles.- Wróciłem.Długo spałaś.Lucia też już tu była.Ale musiała pójść coś załatwić.Maryanne wzięła głęboki oddech, wciągając w płuca zapach kwiatów.Słodki i intensywny, szybko wydał jej sięduszny.Dostała mdłości.- Nic ci nie jest? Zadrżała.- Otwórz okno.Chciałabym odetchnąć świeżym powietrzem.O Boże.Charlie otworzył okno i do pokoju wdarł się uliczny hałas i dalekie wycie policyjnych syren.Na gładkim czoleMaryanne pojawiły się kropelki potu.Było jej gorąco, a jednak dygotała.- Zawołam pielęgniarkę.- Nie, wszystko w porządku.Skupiła się na oddechu, powoli, głęboko wciągając powietrze.W końcu mdłości ustąpiły.- Naprawdę wszystko w porządku.Charlie usiadł znowu, a przy jego lewej brwi pojawiła się pionowa bruzda, jak zawsze wtedy, gdy czymś się martwiłalbo nad czymś się zastanawiał.Maryanne poniosła rękę i spróbowała ją wygładzić.- Dostaniesz zmarszczek.Wzruszył ramionami.- Nie dbam o to.Mamo.No, to musiało w końcu nastąpić, pomyślała.Szantaż emocjonalny, silna reakcja.Rodzina zawsze próbowała jąkontrolować.Na175 ogół robił to Logan, a kiedy nie było Logana, Charlie.Ostatnio nawet Lucia się w to włączyła.Czepiała się, nękała ją.A przez to te bóle głowy tylko się nasilały, stawały się coraz bardziej dokuczliwe.więc co w tym dziwnego, żepróbowała je tłumić środkami przeciwbólowymi? Nie powinna jednak się na nich złościć - przecież nie potrafilizrozumieć, jak ona się czuje.Nikt nie potrafił.Lecz te płonące oczy, które bezustannie ją śledzą.To oni zmusili jądo ukrywania wielu rzeczy.Nie rób tego, nie bierz tamtego.My ci pomożemy, mówili, mu cię wesprzemy, kochanie,mamusiu, mamo, Maryanne, pani Barnes.Kiedy otrzymała wszystkie te imiona? Tyle różnych wcieleń jednej osoby.Kiedyś była tylko Maryanne, Maryanne Curtis, tak po prostu.I plan na życie także miała prosty.Ale to było dawnotemu.Zanim to wszystko.zanim Logan.- Wiesz, że cię kocham.I że zawsze będę przy tobie.tak? Maryanne uśmiechnęła się do niego.Jej piękny chłopiec.Takizmęczony i zatroskany.Na chwilę ogarnęło ją straszne poczucie winy.To przez nią Charlie tak wygląda, a z jegoniebieskich oczu wyziera smutek.- Ale.No tak.Wzbudzał w niej poczucie winy i wyrzuty sumienia.Musi być teraz silna.Będzie chciał przeszkodzić jej wtym, co zamierzała zrobić.A jej nie wolno do tego dopuścić.Już się zdecydowała.- Ale nie mogę już dłużej patrzeć, jak sama siebie niszczysz.Spuściła wzrok, by nie dostrzegł gniewu, który zapaliłsię w jejoczach.To tylko chłopiec, powiedziała sobie.Nie złość się na niego.Próbuje tylko postępować tak, jak uważa zasłuszne.Jest po prostu zbyt młody, żeby zrozumieć.- Nie zamierzam jednak próbować cię od tego odwieść.jużnie.Maryanne, zaskoczona, spojrzała na niego.To coś nowego.Czy próbuje ją nabrać? Nie, nie wyglądał na to.W oczachmiał łzy.Och, moje biedne dziecko, nie przestawaj.Przestań.Oddychaj.Odetchnęła.- Wiem, że to nie twoja wina.Jesteś chora.Kiwnęła głową.176 - Och, Charlie.- Teraz to jej oczy wypełniły się łzami, łzami wdzięczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl