[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nauka przydamu się bardzo.Giles kiwnął głową.Zapadło milczenie.Długa jak to na wsi cisza, przerywana wiosennym śpiewemptaków.Nie było się dokąd śpieszyć w to nieskończenie długie popołudnie stanowiące koniec mojego dzieciń-stwa.Ojciec powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, i na tym skończył.Giles nie powiedział nic, niepomyślał nic i tylko gapił się przed siebie.A ja nie powiedziałam ani słowa, bo żadne słowa nie wyraziłybymojego bólu.Wszystkie moje wyobrażenia o dorosłym świecie, jak ruchome części jakiegoś dziwacznego,okrutnego zegara, z brzękiem jedno po drugim zajęły miejsca w tym mechanizmie.Cenny najstarszy syn zaw-sze zabiera ziemię, zaś zbędne dziewczęta mogą sobie iść, dokąd chcą, byle znalezć mężczyznę, który je zabie-RLT rze.Mój pobyt w Wideacre nie był przywilejem, a wyjazd Harry'ego  wygnaniem; trzymano mnie w domu,ponieważ nie warto było mnie kształcić.Szkoła Harry'ego okazała się nie przerwą w jego życiu w Wideacre, lecz w swej istocie  przygotowa-niem do niego.Kiedy ja hasałam po naszej ziemi i cieszyłam się swobodą jedynego dziecka w domu, Harry rósłw siłę i umiejętności i miał powrócić, by wygnać mnie z domu.To nie mnie papa kochał najbardziej.To niemnie papa kochał najbardziej.Wzięłam głęboki oddech, powoli, powoli, tak żeby nikt nie słyszał w nim westchnienia.Popatrzyłam naojca nowym, dziwnie jasnym spojrzeniem.Może i kochał mnie czule, lecz nie na tyle, by dać mi Wideacre.Może i życzył mi jak najlepiej, ale nie sięgał myślą poza znalezienie dla mnie dobrej partii i wygnanie z tegojedynego miejsca w świecie, które było moim domem.Planował przyszłość Harry'ego, a zapomniał o mnie.Zapomniał.Tak zatem wyglądał koniec mojego dzieciństwa; ciepły wiosenny dzień na drodze do Acre, dwa wielkiekonie pociągowe u boku papy i mojego i Giles, blady jak kreda, gapiący się pusto.Absolutne bezpieczeństwozwiązane z posiadaniem ziemi, którą kocham, opuściło mnie właśnie wtedy, w tej chwili i nigdy go już nie od-zyskałam.Opuściłam dzieciństwo z bolącym sercem i umysłem pełnym gniewu i urazy.Dorosłość zaczęła sięod gorzkiego smaku w ustach i mglistego postanowienia, że nie odejdę.Nie opuszczę Wideacre.Nie ustąpięmiejsca Harry'emu.Jeśli świat każe dziewczętom opuszczać domy, to świat powinien się zmienić.Ja się nigdynie zmienię. Musisz się szybko przebrać  stwierdziła mama swoim jak zwykle nieświadomie niechętnym mitonem.Dbała, żeby nie ubrudzić kołnierzyka zielonej jedwabnej sukni na pełnym kałuż podwórzu stajni, kiedynadjechaliśmy.Zawsze ten jej niewinny sprzeciw wobec mnie, podobnie jak wobec ojca.To od niej nauczyłamsię, że nie potrzeba wcale się kłócić albo ujawniać swoje przekonania, aby się komuś przeciwstawić.Można poprostu odwrócić głowę  od czyichś pomysłów, miłości, entuzjazmu.Może gdyby nie ojciec, byłaby bardziejbezpośrednią, miłą w obejściu kobietą.Przy nim jednak jej poczucie własnej wartości przerodziło się we fru-strację.To co powinno być bezpośredniością i szczerością, stało się niewypowiedzianym sprzeciwem. Musisz się szybko przebrać w różową suknię z jedwabiu  powtórzyła z naciskiem, kiedy ześliznę-łam się z siodła i rzuciłam cugle czekającemu stajennemu. Mamy dziś na obiedzie szczególnego gościa wychowawcę Harry'ego.Ojciec skierował na nią długie milczące spojrzenie. Tak  powiedziała obronnym tonem. Poprosiłam, żeby nas odwiedził.Martwię się o naszegochłopca.Przepraszam cię, Haroldzie, powinnam ci wcześniej o tym powiedzieć, ale napisałam do niego jużdawno i sądziłam, że w ogóle nie przyjedzie.Wspomniałabym ci przecież zawczasu. przerwała i zatrzyma-ła się.Zrozumiałam, dlaczego rośnie irytacja ojca.Ale pohamował się, bo właśnie przy furtce ogrodu różanegopojawił się człowiek ubrany całkowicie na czarno, z wyjątkiem białej koloratki. Doktor Yately!  zadowolenie w głosie ojca zabrzmiało przekonywająco. Jak miło pana wi-dzieć! Co za niespodzianka! Zostałbym w domu i powitał pana, gdybym wiedział, że pan przyjeżdża.RLT Wysoki mężczyzna kiwnął głową i uśmiechnął się, a ja w swoim pierwszym wrażeniu odebrałam go ja-ko zimnego, przebiegłego światowca.Złożyłam głęboki ukłon, a kiedy się podnosiłam, rzuciłam mu jeszczejedno spojrzenie.To nie była wizyta towarzyska.Przybył do nas w określonym celu i niepokoił się, czy tę misjęwypełni.Zobaczyłam, jak taksuje papę czujnym spojrzeniem, i zastanawiałam się, czego od nas chce.Przyjechał, to jasne, żeby wykonać za mamę to, co do niej należało.Cały czas tęskniła za Harrym,chciała, żeby wrócił i zapełnił tę pustkę, którą wywołała jego nieobecność w jej życiu.Doktor Yately z nie zna-nych mi na razie powodów gotów był odegrać rolę bladej żony dziedzica w starciu z mężem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl