[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ponieważ takie właśnie uczucie pojawia się na zakończenie snu, to i Vinga budziła się wtym miejscu.Okropnie rozczarowana!80 Ale w takim stanie ducha nie odważyła się pójść do szopy!Tymczasem na dworze całkiem się rozwidniło, więc Vinga, z właściwą sobie przekorą, miałaochotę zatrzymać noc i jeszcze trochę pospać.Zasnęła więc i spała, tym razem mocno i bezsnów.Obudziła ją cisza.Doznawała przygnębiającego uczucia, że jest sama.I tak było w istocie.Nawet koza zniknęła.No tak, pomyślała Vinga.Heike wstał wcześniej i wypuścił zwierzę na dwór.Wszedł tutaj iwidział mnie śpiącą.Okropne!Człowiek rzadko bywa piękny w czasie snu.Kto to powiedział, że kandydata do małżeństwatrzeba najpierw zobaczyć, kiedy je i kiedy śpi? %7łeby stwierdzić, czy zdołamy z nim wprzyszłości wytrzymać.Jak inaczej można by się o tym przekonać, nie przekraczającgranicy tego, co przystoi?Ale ostatecznie mówi się też, że miłość wszystko czyni pięknym?- Zastanawiam się, czy to prawda - powiedziała Vinga głośno, ubierając się najpiękniej jakumiała i czesząc włosy niezwykle prymitywnym narzędziem, które sama zrobiła z kawałkadrewna. Zęby w tych jej grzebieniach nieustannie się wyłamywały i często, denerwującoczęsto, musiała sobie robić nowe.Kiedy uznała, że prezentuje się niezle, wyszła, a raczej wkroczyła na podwórze, chcączrobić możliwie najefektowniejsze entree.Koaza jednak nie okazała zachwytu.Ohoho! pomyślała Vinga, Heike wrócił do łóżka.No to teraz zobaczy! Zaskoczę go we śnie ausłyszy to i owo na temat śpiochów!Z triumfującą miną otworzyła energicznie drzwi do szopy, ale Heikego tam nie było.Pościelzostała starannie złożona, co przypomniało Vindze, że ona swoją zostawiła w nieładzie nałóżku.Wszystko znajdowało się w najlepszym porządku, ale Heikego ani śladu.Nigdzie też niebyło jego rzeczy.Vinga zaczęła szukać w obejściu.Najpierw pełna optymizmu, Heike nie mógł przecieżodejść zbyt daleko, potem jednak zaczęła ją ogarniać panika.W końcu stanęła pośrodku podwórza i rozszlochała się żałośnie.Czuła, że za chwilęzacznie wyć jak samotny wilk.81 Pozostała już tylko jedna możliwość, że mianowicie Heike poszedł do zagrody Eirika.Vinga jak przez mgłę przypominała sobie tego Eirika i jego rodzinę.Był po prostu jednym zwielu komorników w parafii, a jego mała zagroda jedną z wielu, jakie wraz z rodzicami mijałapodczas niedzielnych spacerów.Elisabet, matka Vingi, nauczyła córkę dobrych manier,dbała o to, by witać się zawsze życzliwie z komornikami, a nawet rozmawiać z nimi, gdy tokonieczne.Ludzie Lodu bowiem nigdy do nikogo nie odnosili się wyniośle, choć było rzeczązrozumiałą, że na przesadną familiarność sobie nie pozwalali.Mieszkańcy parafii wyrażali się o Ludziach Lodu z szacunkiem.Mimo wszystko Vinga nie umiała się zdobyć na to, by pójść do zagrody Eirika.Lęk przedludzmi wciąż jej nie opuszczał.Może mogłaby się ukryć gdzieś w rowie niedaleko zagrody i stamtąd wyglądać, czy Heikenie nadchodzi?Pełna wahań poszła porośniętą trawą drogą.Koza z przyzwyczajenia powlokła się za nią.Myślała pewnie, że idą na pastwisko.Vinga przeczesywała palcami jej sierść i szeptała cośo  swojej jedynej wiernej przyjaciółce.Czuła się opuszczona i zwyczajnie się bała.Heike odebrał od Eirika swojego konia.- To Vinga będzie musiała odwiedzić adwokata Serensena - powiedział do komornika.- Jamogę pójść następnym razem, kiedy ona przygotuje go na spotkanie ze mną.Ale jak zdołamwzbudzić w tej dziewczynie odwagę, to naprawdę nie wiem.- Tak, ona znika niczym mgła, gdy tylko poczuje człowieka w pobliżu - zachichotał Eirik.- Kiedy się obudzi, spróbuję przyprowadzić ją tutaj.Jeśli przyzwyczai się do was, to resztapójdzie łatwiej.Wkrótce więc tutaj wrócimy.Przynajmniej taką mam nadzieję.I Heike odjechał w stronę domu.Gdzieś w połowie drogi mignęło mu coś w pobliskich zaroślach.Jak lis szukającyschronienia pod osłoną lasu.Na drodze pojawiła się jednak koza, nie pozostawiającwątpliwości co do tego, kim jest lis.Heike zatrzymał konia.- Vinga! Wyjdz stamtąd! To tylko ja.Vinga wypełzła z zarośli, a potem wstała i podbiegła do niego.Zaraz jednak przystanęłazdumiona.82 - Nie bój się, to mój koń - uspokoił ją Heike.- Stał w stajni Eirika.Zbliżała się do niego powoli.Wtedy zobaczył, że płakała.Rzuciła się na niego i zaciśniętą pięścią zaczęła bić go po nogach, po udach, gdzie popadło,zanosząc się gwałtownym płaczem.- Myślałam, że sobie poszedłeś - szlochała.- Myślałam, że mnie zostawiłeś, bo byłam takagłupia! %7łe już nigdy więcej cię nie zobaczę!Pospiesznie zeskoczył z konia.- Ależ kochane, drogie dziecko, nie miałem zamiaru cię straszyć.Myślałem, że śpisz.Vinga wciąż zanosiła się płaczem i nie przestawała go bić, nie chciała na niego patrzeć, niedawała się pocieszyć.Od czasu do czasu tak słodko jest trochę pocierpieć.W końcu wykrztusiła:- Nie wolno ci więcej tak postępować! Nie chcę już więcej być sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl