[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grason rozniecił ogień i dorzucił parę gałązek chrustu.Zdawałsobie sprawę, że dziewczyna ma ochotę rozmawiać, choć nie naswój temat.- Nie wykręcisz się - rzekł.- I wcale nie jestem wściekły.Poza tym mógłbym cię z łatwością pokonać, gdybym poświęcałna ćwiczenia tyle czasu co ty.Rozpostarła na ziemi końską derkę, a na niej rozłożyła koc.- Najważniejsze jest wyrównanie oddechu i unieruchomienieręki przed skupieniem się na celu.- Może z puszkami to się sprawdza, ale co byś zrobiła, gdyby celsię ruszał? - spytał Grason, nalewając wodę z manierki do garnka.-Albo gdybyś patrzyła na wycelowaną w siebie lufę i nie miała czasuna to całe oddychanie i resztę? Wtedy trzeba polegać na instynkcie.Kasey ułożyła siodło tak, by służyło jako oparcie dla pleców.- W twojej pracy to pewnie ważne, w mojej wszystko musibyć na miejscu.- Kiedy wjedziesz do obozu bandytów, nie dadzą ci czasuna te sztuczki.- Grason z rozmysłem sprowadzał rozmowę naniewygodny temat, o którym jego towarzyszka wolała na razienie wspominać.- Wprawa czyni mistrza - mruknęła, nerwowo wygładzającfałdy koca.Wodził spojrzeniem za jej dłonią, sunącą po wełnianymmateriale o barwie piasku.Jej ruchy były pewne, celowe i szybkie.Miała ładne ręce; smukłe palce o krótkich czystych paznokciach.Grason miał ochotę spojrzeć na wnętrze jej dłoni; pewnie byłymiękkie i delikatne, jak ręce Madeline.A może odcisnęło sięna nich życie, jakie wiodła?- I daje zbytnią pewność siebie - odparował.- Pamiętajo tym.Zawsze jest ktoś lepszy od ciebie.- Wiem, że nie jestem najlepsza, i znam osobę, która strzela lepiej ode mnie - powiedziała Kasey, westchnąwszy ciężko.-Przypominam sobie o tym codziennie.Nie musisz tego robić.W jej głosie brzmiała zaskakująca nuta goryczy.Z każdąinformacją, jaką zyskiwał, rozumiał ją coraz lepiej.Nie trzeba byłodużo czasu, by się zorientować, że jej problemy wiążą się z Jean.- Znowu mówisz o swojej siostrze, prawda?- Nie - odparła natychmiast Kasey.- Sądzisz, że nie strzelasz tak dobrze jak ona, choć bardzobyś tego chciała.- Nie.- To dlatego codziennie ćwiczysz? - uparcie drążył Grason.- Nie.- Dziewczyna twardo obstawała przy swoim.Kłamała, ale nie miał jej tego za złe; jego także dręczyłydemony przeszłości.- Za każdym razem, kiedy wygrywasz, usiłujesz pokonaćsiostrę.- Nie, nie, nie! Przestań!- Trudno to przyznać, co?- Nie wiesz, o czym mówisz! - rzuciła Kasey z wściekłością.-Przestań! Kocham Jean i nie zdołasz tego zepsuć.Bardzo żałował, że nie wie, co naprawdę wydarzyło siępomiędzy siostrami.- Kasey, słuchaj.Zielone oczy dziewczyny błysnęły groznie z drugiej stronyogniska.- Nie chcę rozmawiać o mojej siostrze, rozumiesz? Jeślizamierzasz się dalej wtrącać do mojego życia, możemy sięrozstać.Chcę odnalezć Jean i zawiezć ją do matki.To jedyne,co się dla mnie Uczy.Nie obchodzi mnie, czy pojedziesz zemną.Kiedy będę na miejscu, znajdę kogoś, kto przeprowadzimnie przez góry.Jej oczy, ciemny rumieniec, drżenie głosu wyraznie świadczyłyo tym, że był bliski prawdy, nie mógł jednak naciskać dalej.Spojrzał w płomienie i zastanawiał się przez chwilę, zanimznowu się odezwał: - Czy to znaczy, że obóz Eagle'a znajduje się w pobliżumiasta? Billings albo Miles City?- Nie powiem.Ogień płonął, trzaskając głośno, ale nie dawał dostatecznegociepła.Po zachodzie słońca zerwał się zimny, przenikliwy wiatr.Kasey odgarnęła włosy z twarzy.W świetle ogniska Grasonzauważył smugę brudu, którą przeoczyła przy myciu twarzy.- Chyba nie sądzisz, że znajdziesz kogoś, kto zechce pojechaćz tobą do obozu bandytów?Zdjęła z siodła obszytą frędzlami kurtkę i zarzuciła ją naramiona.- Nie chcę, żeby ktoś ze mną pojechał do obozu.Potrzebujętylko pomocy przy znalezieniu drogi, potem sama sobie poradzę.Na granatowym niebie zabłysły jasne gwiazdy.Kasey ukryłaoczy za zasłoną spuszczonych rzęs, ale nie zdołała oszukaćGrasona.Wiedział, że dotknął nie zagojonej rany.Uznał, że nicnie osiągnie, jeśli będzie naciskać, tym bardziej że dziewczynabyła zmęczona; powieki same się jej zamykały, a oczy przygasły.Podróżowanie od wschodu do zachodu słońca wyczerpało ją,choć nie chciała tego przyznać.- Dobrze.Będzie tak, jak chcesz - rzekł Grason.- I już nie rozmawiajmy o Jean.- Dobrze.- Wstał i podał jej torbę z żywnością.- Przygotujfasolę i kawę, a ja rozsiodłam konia.Chyba oboje musimywypocząć. asey poruszyła się przez sen; coś działo się z jej nogą.Skurcz mięśnia, zaraportował uśpiony umysł.Skuliła się podKkocem, ale palący ból nie ustępował.Dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy; wyraznie wyczuwałaniebezpieczeństwo.Poruszyła się i drgnęła; ku jej twarzy buchnęłypłomienie.Owiał ją gorący podmuch.Koc stał w ogniu! Całym jej ciałem szarpnął skurcz strachu.- Grason! - krzyknęła przerazliwie, usiłując się uwolnić z pło-nącego materiału.- Uciekaj! - Jej towarzysz obudził się w mgnieniu oka i sko-czył na równe nogi.- Wstań!Ostroga Kasey uwięzia w kocu.- Nie mogę! Zaplątałam się!Im bardziej się szarpała, tym bardziej była skrępowana.Ogieńparzył jej palce.Ogarnęło ją przerażenie.Grason zaczął dławić płomienie obutą stopą i kapeluszem.- Tarzaj się! - rozkazał, sypiąc ziemię na koc.Dziewczyna usłuchała, lecz płonący materiał wlókł się wraz z nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl