[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czyż ja wiem?. mówił wysuwając dolna wargę  jeżeli to człowiek religijny.Pismoświęte, Ewangelia, %7ływoty świętych. Nie, nie. Nie?  spytał księgarz i ponury błysk mignął w jego szarych zrenicach. Uważasz pan  mówił Raduski śmiało i dumnie  jest to człowiek, który życie strawił nabadaniu przyrody, na chwytaniu jej sekretów.Mogłoby go zająć coś z tej dziedziny.Mina starego mola biblioteki złościła go, wejrzenie i skryty uśmiech podpowiadały muostre słowa, których jednak nie chciał wymówić.Czuł w tym zasuszonym szczurze twardegobigota, z którym daleko prędzej można przyjść do kłótni, niż do jakiejkolwiek transakcji. Może pan zobaczy katalog?  mruknął antykwariusz. Drukowany ? Nie stać mnie na drukowany.Jest tu cały alfabetyczny, kartkowy. mówił, prowadzącRaduskiego, do skrzynki drewnianej i otwierając jej wieko.Podłużna, wąska i płaska skrzynka rozdzielona była wewnątrz na kilkanaście jednakichprzedziałów, a każdy z nich pełen był twardych, stojących kartek, z szarej tektury. Oto A, oto B.C itd. mówił stary. Białe kartki to są odsyłacze z grupami miejscowo-ści, tytułami wydawnictw zbiorowych pseudonimami etc.Raduski przeglądał kartkę za kartką i odczytywał wypisane niezmiernie jasno tytuły cał-kowite.Nazwiska autorów mieściły się w osobnym inicjale, daty i szczegóły o druku w osob-nej przegrodzie, wartość książki z boku, numer katalogu, pisany czarnym ołówkiem, w spe-cjalnej obwódce.Przeczytawszy kilkanaście kartek z litery A, parę z B, C i D, Raduski za-uważył, ze nic z tego nie będzie.Trzeba by czytać cały katalog.Mnóstwo imion i tytułówpociągało jego myśli w najrozmaitszych kierunkach i do przeróżnych dziedzin.Daty świad-czyły, że zły pan zgromadził książki przeważnie stare, z XVI, XVII i XVIII wieku i że trafiałysię wśród nich inkunabuły.46  Cóż ja tu mogę wyczytać?  pomyślał Raduski i zwrócił się do jegomości, który z głowąschyloną nad samym biurem pracowicie i wolno przepisywał sążnisty początek jakiegoś od-wiecznego kulfona.Antykwariusz dostrzegł ruch jego twarzy, wstrzymał lewa ręką wędrująceokulary i zmarszczył czoło. Nie trafia się nic odpowiedniego, nic z zakresu chwytania przyrody na gorącym uczynku spytał grzecznie z ledwo, ledwo dającymi się wyczuć kpinami w tonie mowy.Raduski udał,że nie słyszy, ani rozumie tego tonu i rzekł oschle: Trzeba by czytać pozycja za pozycją cały pański katalog.Jest to nudne jak flaki z olejem.Nie będę czytał. A może pan dobrodziej tak oto z grzbietów coś sobie upodoba ?.Mówiąc tak wylazł zza swego biurka i szedł obok szaf, wskazując ręką książki, ale z takimgestem i taką miną, jakby wcale nie miał chęci sprzedawać którejkolwiek.Pózniej zbliżył siędo gablot i ruchem głowy wskazał druki za szkłem rozłożone.Były to przeważnie rarytasybez kart tytułowych.Antykwariusz spoglądał na nie z dziwnym wyrazem oczu. To jest  mówił  Malleus maleficarum, owoc trudów wielebnego jezuity, inkwizytoraksiędza Jakóba Sprengera, wydany w Kolonii 1489 roku.Zaleca tu dla dojścia prawdy szcze-gólne tortury, radzi przeszkadzać wszelkimi sposobami apelacji do wyższego sądu, albowiemprocedura ma na celu nie wykrycie niewinności, lecz udowodnienie zbrodni.Pierwsza częśćskładająca się z osiemnastu rozdziałów, mówi o czarodziejstwie w ogólności, o działaniachdiabła za pomocą czarownic, o różnych sposobach szkodzenia ludziom, głównie przy współ-udziale akuszerek.Część druga, rozdziałów szesnaście, obejmuje środki unikania diabłów iczarów, czyli leczenie się z uroków.Trzecia wreszcie, rozdziałów trzydzieści pięć, zawieraprocedurę.Na początku były zamieszczone, jako aprobaty: bulla Innocentego VIII, papieża,dyplomat Maksymiliana I i pochlebne zdanie wydziału teologicznego w Kolonii.Rzuć no panokiem, rzuć no pan okiem: ten wstęp ktoś pózniej wystrzygł.Uważasz pan? Ktoś go wy-strzygł!.Ale my go znamy doskonale, my go umiemy na pamięć, przepisaliśmy go staranniei wkleili w miejsce właściwe.Ba, a to nic?  wołał starowina, prostując okulary i wydoby-wając książkę,  to nic, ten przypisek polski z wieku XVII inkaustem:  Nie godzi się tem pi-smem parać nie tylko katolikowi, ale i kapłanowi. Cóż pan powiesz? Nie godzi się już temparać.Już przyszedł promień kultury i uderzył w zgniłe mroki! I kto by to był, co pisał tesłowa, kto by to był. szeptał z cicha antykwariusz, wpatrując się swym ostrym, natrętnym,drwiącym wzrokiem w stare wyblakłe litery.Raduski wziął z rak jego książkę i oglądał ją, niby cacko, które się może za chwilę rozle-cieć.Papier był tu i ówdzie podziurawiony przez małe robaczki, zwierzchnia okładka urwana.Zostało z niej tylko drewno wewnątrz, pod spodem ucięty kawałek pergaminu z szeregiemliter tak czarnych, jakby je pracowita ręka mnicha wczoraj stawiała,  i szmat grubej skóry zwytłoczonym emblematem. Polska oprawa  rzekł antykwariusz, biorąc książkę z rak pana Jana.Bardzo ciekawa,bardzo ciekawa.Czy pan uważasz,  rzekł nagle ze szczególnym uśmiechem,  co się w tymdruku mieści, jaki to jest dokument? Kto ją tu przywiózł, kto czytał, ile to z niej wyszło tego,jakże się zowie.potem ktoś wyciął przedmowę, a wreszcie ktoś napisał, że już.Albo ta zawołał z nowym blaskiem w oczach  Historia Bohemiae, z wielkim koślawym, czerwonymtytułem.Pisał ją biskup Dubraw z Ołomuńca.Ulegała zupełnemu paleniu na stosie.Ten eg-zemplarz pochodzi z Szwecji.Widzisz pan, przypisy szwedzkie!.Kto też i kiedy unosił zesobą tyle książczysko, jaka miłość kryła ją pod płaszczem i niosła za morze? A to, mój panie,Vierzig Fragen von der Seele z 1623 r., Jakóba Bomego, szewca filozofa.I to było palonezażarcie.Idąc obok swych gablot, stary księgarz wskazywał z żywością rozmaite druki, przeważniew białych skórach.Jedne z tych opraw były gładkie i piękne, jasne żółte i lśniące, inne sczer-47 niałe i niby krwią pokryte zamykały się na stare zluzowane klamerki.Wszystkie te dzieła le-żały w wielkim ordynku: mniejsze formaty na górnej półce, czwórki niżej, foliały nisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl