[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie zaczęli się skarżyć, więc ojciec zbudował mu specjalną zagrodę, otoczoną dwumetrowympłotem, to nauczył się od dachu budy odbijać i ten płot przeskakiwać.Innego razu podejrzał, jak rodzice w szklarni zbierają z krzaków ogórki, więc kiedy ich nie było, zakradł się do szklarni, pozrywał zębami warzywa i poukładał je przy wejściu.Podpatrywał i naśladował zachowanialudzi.• Coś czuję, że u ojca też długo miejsca nie zagrzał.No nie.Koniec końców wylądował u rzeźnika.• ?!Jako stróż, na posesji u rzeźnika.Tam miał do swojej dyspozycji olbrzymią,wielohektarową działkę, zające po sadzie ganiał i wszystkie kłopoty z nim raz na zawsze sięskończyły.Miał na imię Tobiasz i był naprawdę nieprawdopodobnym psem.Do dziś nawspomnienie o nim łza mi się w oku kręci.• I to było ostatnie zwierzę w pana domu?Nie, za bardzo oboje z żoną lubimy zwierzęta.Teraz mamy i kota, i psa.W moimrodzinnym domu też zawsze były koty.Po jednym odziedziczyłem nawet ksywkę – kiedymiałem naście lat i zdarzało mi się zabalować z paczką chłopaków z liceum, to mama zawszemówiła: „Jesteś jak nasz Miniuś, znikasz na całą noc”.I od tej pory stałem się Miniusiem.• Jaki był pana rodzinny dom?Bardzo się zawsze wszyscy kochaliśmy.Ojciec niemal od dziecka ciężko pracował, jakonastolatek dorabiał sobie, imając się różnych zajęć, a potem zaczął pracę w fabryce włókienniczej w Białymstoku.Z ramienia tej fabryki jeździł na rozmaite szkolenia, zdobywając kolejne stopnie wtajemniczenia zawodowego, ale jakoś w połowie lat siedemdziesiątych rodzice podjęli decyzję o założeniu prywatnej inicjatywy i otworzyli sklep warzywniczy.Od początku zresztą świetnie sobie poradzili z prowadzeniem biznesu.• I stał się pan „bananowym dzieckiem” PRL-u?Nie przesadzajmy.W każdym razie tata już do końca życia zaangażowany byłw działalność w branży spożywczej, a mama mu pomagała.Wcześniej pracowała w tej samejfabryce włókienniczej i razem zdecydowali się stamtąd odejść.• Jest pan jedynakiem?Nie, mam młodszą o osiem lat siostrę, ale w dzieciństwie różnica wieku była na tyle duża,że nie wytworzyła się między nami typowo kumpelska komitywa.Czułem się bardziej jejopiekunem niż towarzyszem zabaw.Pamiętam, że byłem przeszczęśliwy, kiedy się urodziła.Chodziłem wtedy do pierwszej klasy podstawówki, a moja szkoła mieściła się niedaleko szpitala, w którym mama leżała zaraz po porodzie.Prowadziłem więc kolegów z klasy pod oknoi wołałem do mamy, żeby pokazała siostrzyczkę.Rozpierała mnie duma, że zostałem bratem.Ale prawdziwie bliska relacja wywiązała się między nami dopiero wiele lat później, kiedy siostra przestała być dla mnie jedynie małą, śliczną dziewczynką, której lubiłem pleść warkocze.Dziś mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, mimo że siostra wciąż mieszka w Białymstoku, w domurodziców.• Rywalizowaliście ze sobą jako dzieci?Nawet jeśli musiałem oddać część swojego terytorium, to nie miałem z tym większegoproblemu.• A czy rodzice nie próbowali zatrzymać pana w Białymstoku, choćby po to, żebyprzekazać później rodzinny interes?Nigdy tak nie było.Wręcz przeciwnie, byli bardzo zadowoleni z kierunku wybranychprzez mnie studiów; ich zdaniem lekarz to prestiżowy zawód.Zawsze bardzo mnie wspierali, tym bardziej że wcześniej w rodzinie Szczytów nie było żadnego absolwenta medycyny.• Chwalili się panem?Owszem, zwłaszcza mama.Pamiętam, po tym, jak wywieszono listę osób przyjętych nastudia, całą drogę od autobusu do domu rodziców biegłem, niemal płacząc z radości.Byłemszczęśliwy, że będę mógł im powiedzieć: „jestem studentem”.Poczułem, że wchodzę na drogęprawdziwej dorosłości, że wkrótce będę mógł i musiał wziąć za siebie pełną odpowiedzialność.Chociaż nawet jako to tzw.bananowe dziecko, jak pani powiedziała, nigdy nie miałempoprzewracane w głowie.Nie wyciągałem od rodziców pieniędzy, nie narzekałem, że mnie nacoś nie stać, nie miałem też materialistycznych marzeń, typu samochód czy ekstra ciuchy.Zresztą ubrania szyła nam mama i robiła to świetnie.• I nigdy nie marzył pan o kultowych jeansach z pewexu?Owszem, marzenie o jeansach było wyjątkiem.Tym bardziej że większość młodych ludziw tamtych czasach chodziła w spodniach jeansopodobnych marki Odra.Jak się je zdejmowało –całe nogi były fioletowe, bo odry farbowały.Kiedy więc mama pojechała na jakiś czas doStanów, poprosiłem, żeby mi takie spodnie przysłała, i to rzeczywiście był szał.Ale mówiąco braku wygórowanych potrzeb, miałem na myśli fakt, że nie byłem rozrzutny, mimo że rodzicenigdy niczego mi nie żałowali.Zrozumiałe, że nie było mowy o oszczędzaniu na podręcznikachczy sprawach związanych ze studiami, ale kieszonkowego na restaurację z dziewczyną czykolegami też nigdy mi nie brakowało.Nie były to jakieś zawrotne kwoty, ale pieniądze dowłasnej dyspozycji zawsze miałem.• I na co, oprócz restauracji, wydawał pan kieszonkowe? Bo sklepy wtedy raczejświeciły pustkami.Wstyd powiedzieć, ale wtedy popalałem papierosy.Zacząłem pod koniec liceum i paliłemprzez kolejnych siedemnaście lat.Ale proszę też napisać, że już od dziewiętnastu lat nie miałem papierosa w ustach.Wtedy, w tamtych czasach, najpopularniejsze były dwie marki: Klubowei Sporty.Ja się nauczyłem palić na sportach, w czasie obozu harcerskiego.Pamiętam, że popierwszym papierosie przechorowałem całą noc, ale najwyraźniej mnie to nie zraziło.W liceum po prostu nie wypadało nie palić.I tak się rozkręciłem, że na studiach byłem już nałogowcem, a jak zacząłem pracę w szpitalu, to potrafiłem wykończyć i dwie paczki dziennie.Tyle żeprzerzuciłem się wtedy na modne wśród lekarzy carmeny, które zresztą później, zgodniez badaniami, okazały się najbardziej rakotwórcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl