[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jest, milordzie.- Sprzedawca się rozpromienił.- Dziękuję ci.Już go zdążyłam pokochać.- To dobrze.Cieszę się - odparł Devlin i uśmiechnął się blado.Poczucie winy nie opuszczało go ani na moment, coraz bardziejupodobniając się do jątrzącej rany.Kilka kolejnych dni upłynęło w spokoju.W odróżnieniu odWideacre, w Londynie nikt ich nie nachodził, a rezydencja była takwielka, że Wirginia mogła bez trudu unikać Devlina, co uznała terazza nader istotne.On też nie szukał jej towarzystwa, więc spotykali sięjedynie przy kolacji, którą spożywali w pełnym napięcia milczeniu.Wciągu dnia natomiast Wirginia z zapałem uczyła szczeniakapodstawowych komend.Aż w końcu pojawił się gość: lord de Warenne.Wirginia polubiła przystojnego Tyrella, który, jak siędowiedziała, był rówieśnikiem Devlina.Gdy więc tylko usłyszała ojego przybyciu, zbiegła na dół, żeby się z nim przywitać.Zatrzymała448anulaouslaandcs się w progu bawialni: bracia stali pogrążeni w cichej rozmowie, a nadodatek, ku zdumieniu Wirginii, Devlin miał na sobie mundur.- Przepraszam - powiedziała, gdy mężczyzni zwrócili na niąwzrok.- Doszło do mnie, że przybył lord de Warenne.Nie chciałamprzeszkadzać.- Nie przeszkadzasz.Właśnie omawialiśmy wyniki waszychwyborów prezydenckich - odparł Devlin.- Witam, milordzie.- Wirginia zwróciła się w stronę Tyrella.- Panno Hughes.- Tyrell się skłonił, po czym uśmiechnął ciepło.- Czy prezydent Madison został wybrany na kolejną kadencję? -spytała w nadziei, że usłyszy twierdzącą odpowiedz.- Niestety, tak.- Devlin mimowolnie się skrzywił.- Prezydent Madison doskonale sprawuje swój urząd -stwierdziła autorytatywnie Wirginia.- Jest bardzo mądrym ikompetentnym człowiekiem.- Ten twój mądry i kompetentny prezydent wypowiedział wojnęWielkiej Brytanii, chociaż uznaliśmy wszystkie handlowe żądaniawysunięte przez Amerykę.- W tej wojnie nie chodzi tylko o handel i wysiłki Anglii, mającena celu niedopuszczenie do bogacenia się mojego kraju, ale o próbęfaktycznego, choć nie de jure, zdegradowania statusu Stanów iponownego uczynienia z nich kolonii.- W tej wojnie chodzi o wiele spraw.Jednak przede wszystkimsłuży ona waszym republikanom do rozgrywania politycznych celów:449anulaouslaandcs rozprawy z federalis-tami i utrzymania się za wszelką cenę u władzy -gładko zripostował Devlin.- Czy zaprzeczasz, że Brytyjczycy chcą z nas uczynić zubożałąprowincję?! - wykrzyknęła zapalczywie Wirginia.- Nie.Temu nie przeczę.Utrzymuję jedynie, że Wielka Brytanianie chce toczyć wojny z Ameryką.Rząd w Londynie nie życzy sobie,aby jakikolwiek inny kraj dorównał Anglii wielkością i bogactwem,spójrz choćby na Irlandię.Nikt tu jednak nie zamierza czynić z was napowrót kolonii.To czysta propaganda uprawiana przezwaszyngtońskie ,jastrzębie".- Mylisz się.Brytyjczycy to imperialiści.- Czy mogę wtrącić swoje trzy grosze? - spytał Tyrell, który zrozbawieniem przysłuchiwał się tej wymianie poglądów.- Bardzo proszę - zgodził się Devlin.- Amerykanie są takimi samymi imperialistami, jak Brytyjczycy,panno Hughes.Dla nikogo nie jest tajemnicą, że lobby agrarne wwaszym kraju dąży do zaanektowania Kanady i ekspansji na północ.- W Kanadzie nie wygrywamy - odparła cicho Wirginia.Codziennie czytała gazety Devlina i stąd wiedziała, że, jakkolwiekwydawało się to niemożliwe, amerykańskie oddziały ponosiły naterytorium kanadyjskim klęskę za klęską, chociaż liczebnie znacznieprzeważały nad Brytyjczykami.- Rzecz w tym, że wcale nie chcemywypędzać z Kanady Anglików.Domagamy siej edynie prawa dowolnego handlu zarówno na lądzie, jak i na morzu, co nam słuszniesię należy.450anulaouslaandcs Tyrell zerknął na Devlina.- Czyżbyś spotkał równą sobie dyskutantkę?- Niewykluczone - odparł Devlin, przekładając drobiazgi nabiurku.- Chciałaś się ze mną zobaczyć w konkretnej sprawie,Wirginio? - zapytał nieoczekiwanie.- Nie.Pragnęłam jedynie powitać twojego brata.- I to wszystko?- Owszem - odpowiedziała, po czym posłała mu uważnespojrzenie.- Dlaczego jesteś w mundurze? Czy wyruszasz na morze?- Nie.Mam spotkanie na mieście.Rozczarowana?- W żadnym razie - odrzekła, a Devlin uniósł brew, lekkozaskoczony.Tymczasem Wirginia uśmiechnęła się do Tyrella.- Czyzechcesz zostać u nas na kolacji, milordzie? Bylibyśmy zachwyceni.- Z największą przyjemnością, panno Hughes.-Skłonił siędwornie.- Cudownie.A teraz pozwolicie panowie, że was opuszczę.-Skierowała się ku drzwiom.- Wirginio? - zatrzymał ją głos Devlina.- Tak?- Jutro wieczorem lord Carew wydaje bal w swojej rezydencji.Przyjąłem zaproszenie.Wirginii serce zamarło.Nie mogło jej spotkać nic gorszego niżponowne odgrywanie roli ladacznicy, bezwstydnej kochanicy Devlina.- Nie mam co na siebie włożyć! - wykrzyknęła w desperacji.451anulaouslaandcs - Dziś dostarczono trzy z twoich nowych sukien, a wśród nichsrebrną balową toaletę - poinformował Devlin.Wirginia próbowała się uśmiechnąć, ale nadaremnie.- Wyruszymy stąd o siódmej.- Jak zwykle wyglądasz doskonale, Devlinie - powiedział napowitanie Liverpool.Devlin skinął głową i wszedł do gabinetu ministra wojny, którytymczasem rozkazał adiutantowi, by nikt im nie przeszkadzał.- Napijesz się czegoś? Herbaty? Brandy?- Nie.Dziękuję.- Miło spędziłeś czas w Hampshire? - Liverpool wskazał naobszerny fotel.Devlin rozsiadł się wygodnie.- To było przyjemne interludium - skłamał gładko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl