[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W lutym pojechała do York, żeby sięzorientować w możliwościach, i spędziła dzień na oglądaniutego typu wyrobów w sklepach.Przyglądała się wzorom, jakieoferowano, i z każdą chwilą utwierdzała się w przekonaniu, żejej pomysł jest niezły.W jednym ze sklepów rozmawiałanawet z właścicielką, która obiecała, że przyjmie prace Jancy,jeśli jej się spodobają.Jancy, przepełniona entuzjazmem, wróciła do domu i przeznastępnych parę tygodni haftowała, ledwo zauważając, żewraz ze śniegiem odeszła zima i w powietrzu czuło się jużwiosnę.Na wrzosowisku znów pojawiły się owce, wrzoszaczął się zazieleniać, a kwiaty przebijały ziemię ukazując kolorowe główki.Jancy obserwowała to doroczne odradzaniesię natury z zazdrością, żałując, że życie ludzkie nie jest takproste.Nie chciała wiosny, jej serce nie było jeszcze na toprzygotowane.Wiosna pogłębiała jej smutek i samotność.Pewnego ranka zobaczyła przez okno Roba, idącego do niejdługimi, spokojnymi krokami.Wyglądał jakoś inaczej.Uzmysłowiła sobie, że nie ma na sobie grubej zimowej kurtki.Nie miał też brody, ale zgolił ją już dawno, parę tygodni po jejprzyjezdzie.Wyglądał bez niej znacznie młodziej.Jancy bezzastanowienia powiedziała mu to.Przyjął jej słowa z wyraznąprzyjemnością.Wykonał mnóstwo pracy w jej domu i nadalprzychodził codziennie, żeby sprawdzić, czy nie ma czegoś dozrobienia.Jancy nie chciała wykorzystywać jego uprzejmościi wciąż pytała, czy spłacił już samochód.Któregoś dnia niewytrzymał i brutalnie zakazał jej mówić o tym, zapewniając,że sam jej powie, kiedy to nastąpi.Wiedziała jednak, że niepowie.Nie była na tyle zaślepiona własnymi problemami, bynie zauważyć, że podoba się Robowi.Martwiło ją to, ale Robnic nie mówił.Wiedziała, że był przekonany, iż leczy się onaz nieszczęśliwej miłości, a ponadto dzieliła ich przepaśćdwudziestu lat i Jancy miała nadzieję, że to go powstrzyma- Zdecydowałaś się, co chcesz mieć w ogrodzie? - spytał Robpodchodząc do bramy.- Nawet o tym nie pomyślałam.Kazał jej włożyć anorak i wyjść z domu, żeby zobaczyćprzerośniętą trawę i drzewa.- Twoja ciotka miała tu uroczy ogród i powinnaś zadbać oniego.- Może zasieję trochę warzyw w tym ustronnym rogu -zaproponowała.Porozmawiali trochę o ogrodzie.Przeszli spacerem na tyłdomu, skąd Jancy dostrzegła na wrzosowiskach jakichś ludzi.Pokazała ich Robowi. - To chyba autostopowicze - osądził, zmrużywszy oczy, bysię im przyjrzeć pod słońce.- Począwszy od Wielkanocyprzyjeżdża ich tu mnóstwo.Przychodzą z prośbą, by moglirozbić namiot, albo szukają noclegu.Twoja ciotka czasamiprzyjmowała turystów, tak więc niech cię nie zdziwi, gdyzapukają do twoich drzwi.Nie pozwól im jednak nocować -ostrzegł.- Może byłoby miło mieć towarzystwo.- Spojrzała na Robarozbawiona.- Jeśli chcesz towarzystwa, to zaproś przyjaciółkę - rzuciłkrótko, ale dostrzegł jej zaczepny uśmiech i roześmiał się.-Nie masz żadnej przyjaciółki?- Oczywiście, że mam.Odszedł i Jancy zastanowiła się nad jego sugestią.Byłobynaprawdę przyjemnie mieć towarzystwo, ale czy którejś z jejprzyjaciółek chciałoby się jechać taki kawał drogi do miejsca,gdzie nie ma żadnych rozrywek, i gdzie nawet spacery mogąbyć niemożliwe, jeśli przez cały czas, co prawdopodobne,będzie padało.Jedynie Vicki mogłaby się dla niej poświęcić.Poznanie ploteczek ze świata modelek byłoby niezłąrozrywką, pomyślała z rozrzewnieniem.Wysłała więc do Vicki list, zapraszając ją na Wielkanoc, i pozastanowieniu się podała jej adres domku.Uważała za małoprawdopodobne, by Duncan szukał jeszcze u Vicki jej adresu.Do tej pory musiał już prawie zapomnieć, że w ogóle był zJancy zaręczony.Była to przykra myśl i starała się wyrzucić jąz pamięci.Musi się skupić na swoim nowym życiu idziękować losowi, że nie ma nawrotu nowotworu.Tylko to sięliczy.Na dworze było coraz cieplej.Coraz więcej ludzi spacerowałopo wrzosowiskach i coraz więcej zmotoryzowanych turystówprzyjeżdżało do wioski.Rzadko jednak wspinali się drogąprowadzącą do domku.Parę razy zjawili się natomiast autostopowicze i pytali o możliwość noclegu ze śniadaniem,ale Jancy stanowczo odmówiła.Przyszedł list od Vicki, w którym zapowiadała swój przyjazdna Wielkanoc. Wystarczy mi wypoczynek.Jestemkompletnie wykończona.Ostrzegam cię jednak, żeprawdopodobnie będę cały czas spała".Ucieszona Jancy zajęła się urządzaniem pokoju gościnnego.Kupiła meble, zasłony, pościel i narzutę.Meble miały byćdostarczone pózniej i tego dnia Jancy co jakiś czaspodchodziła do drzwi, żeby spojrzeć w dół drogi, czy nienadjeżdża meblowóz.W pewnym momencie kątem okadostrzegła błysk i spojrzała w tym kierunku.Na odległymkrańcu wrzosowiska dostrzegła mężczyznę patrzącego przezlornetkę.Chyba jakiś amator ptaków, pomyślała i niezaprzątała sobie nim głowy.Wkrótce potem przyjechał wózmeblowy i Rob przyszedł pomóc ustawić meble orazumocować szynę do zasłon.Podczas tych zajęć usłyszeligłośne pukanie do drzwi.- To pewnie znowu jacyś autostopowicze.Powiedz im, żebyposzli do Anne Rudby.Jej synowie wyjechali i ma terazwolny pokój - poradził jej.- W porządku.- Jancy zbiegła na dół, chcąc jak najszybciejwrócić i powiesić nowe zasłony.Otwierając drzwi zaczęła jużmówić.- Przykro mi, nie mam miejsca, ale jeśli.- I stanęłajak wryta.Duncan.Osłupiała Jancy stała nieruchomo w drzwiach i wpatrywała sięw twarz Duncana.Miała kompletną pustkę w głowie.Duncanpowoli przesuwał wzrokiem po jej sylwetce w dżinsach,grubym swetrze i kamizelce.Wówczas Jancy instynktownieobjęła klatkę piersiową obronnym gestem, od dawna nieużywanym.- Cześć, Jancy.Dawno się nie widzieliśmy. W jego głosie nie było triumfu, a tylko ton goryczy.Nie byław stanie powiedzieć słowa i instynktownie cofnęła się o krokprzed grozbą widoczną w jego oczach.Duncan natychmiastprzestąpił próg, jakby podejrzewał, że Jancy może zamknąćmu drzwi przed nosem.- O, nie, to ci się nie uda.Chcę z tobą przyjemnie i długopogawędzić.- Minął ją i wszedł do domu.Jancy, nadal w szoku, oparła się o ścianę.- Jak mnie znalazłeś? - wykrztusiła słabym, niepewnymgłosem.Duncan rzucił jej drwiące spojrzenie.- To było nieuniknione, że cię znajdę - oświadczył bezżadnych wyjaśnień.Otworzył drzwi i wszedł do salonu.Jancy jakoś udało siępójść za nim.- Czy to jest wszystko, co mógł dać ci ten.mężczyzna, zktórym uciekłaś?- To nie jest.Nie było.Znaczy, to jest moje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl