[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna uśmiechnął się.- Widać, że oberwałeś, kolego.- Jego głos był zachrypnięty, mówił ze słyszalnymniemieckim akcentem.Kiedy więzień nie odpowiedział, zastukał w kraty jakimśprzedmiotem.To ten dzwięk obudził Allena.Allen zobaczył, że tym przedmiotem była rękawica, którą miał zostawić Atroposowi.%7łołądek mu się ścisnął na myśl o urządzeniu śledzącym wetkniętym w jeden z jejpalców.Czy będą w stanie go odnalezć i przyjść mu na ratunek, jeśli urządzenie zostaniezniszczone lub wyłączone? Czy jego porywacze ukarzą go za przywiezienie tropiciela"tutaj? Nie znał odpowiedzi i nie chciał ich poznać.Spojrzał z gniewem w świdrujące oczymężczyzny.Mężczyzna zaśmiał się, a jego śmiech przerodził się w kaszel, chrapliwy inieprzyjemnie brzmiący.- Odkryłem, że kiedy ludzie siedzą w klatce, to albo szarpią się, wrzeszczą i rzucają nakraty, albo robią się osowiali tak jak ty.- Gdybym się szarpał, czy to pomogłoby mi się uwolnić? - zapytał Allen ciszej, niżzamierzał.Jego zaschnięte gardło nie chciało współpracować.- Jasne, że nie, ale zawsze to trochę rozrywki.Mężczyzna położył rękawicę na kolanach i wyjął z uchwytu przy pasie komputerkieszonkowy, podobny do tego, którego używał Allen.Kilka razy stuknął w ekrankoniuszkiem palca.- No to zobaczmy.Rozejrzał się wokół i popatrzył w niebo.- Lekki wiaterek, nie sądzisz? Ale naprawdę leciutki.- Stuk, stuk, stuk.- Dobra.Jeszcze zapiszę, że rozmawialiśmy przez dwie minuty, chociaż sądzę, że nawet krócej.-Kolejne stuknięcia.Schował urządzenie, umieścił rękawicę pod ramieniem i wstał.Pociągnął nosem iwytarł go wierzchem dłoni.- Jak się nazywasz? - zapytał Allen.Nie wiedział, dlaczego to miało dla niego jakieśznaczenie, ale właśnie tak było.Być może szukał jakiejś ludzkiej cechy, z którą mógłby sięidentyfikować.Mężczyzna spojrzał na niego z góry.Przeszukał kieszeń i wyciągnął pogniecionąpaczkę papierosów.Wydobył jeden, wetknął go w kącik ust i zapalił zapalniczką, którą wyjąłz innej kieszeni.- Gregor - odparł, wydmuchując jednocześnie kłąb dymu.- Podzielisz się? - Allen wskazał na paczkę papierosów.- Są niemieckie.Mogą ci nie smakować.- W tej sytuacji nie będę wybrzydzał.Gregor wytrząsnął jednego papierosa i wręczył go Allenowi, który włożył go do ust iprzytknął twarz do krat.Gregor podsunął mu ogień.Papieros smakował jak palone łajno.Allen napełnił płuca gorzkim, gryzącym dymem.Zakaszlał.- Miałeś rację - wykrztusił.- Faktycznie paskudne.- Zaciągnął się ponownie, ocierającłzę z oka.Gregor wskazał coś głową.Allen podążył za jego wzrokiem do cessny naprzeciwległym końcu pasa startowego.- Jest naprawdę niezwykły, co? - Gregor zaciągnął się papierosem i powoli wypuściłdym przez usta i nos.- Powiedział, że musi się przespać, ale rozmawialiśmy przez dziesięćminut.Fascynujący człowiek.- Jeden na milion.Gregor spojrzał w dół z wyrazem łagodnego zdziwienia, jakby zapomniał, że nie jestsam.- Wkrótce zabierzemy cię z tego słońca i dostaniesz własne łóżko.Jeśli będziesz miałszczęście, to może znajdziemy ci osobny pokój.- Wzruszył ramionami.- Zresztą nieważne,na oddziale bywa czasami całkiem miło.Troszczymy się o wygodę naszych pacjentów.- Po co chcecie mnie opatrzyć? Co was to obchodzi? - Allen delikatnie dotknąłspuchniętego oka.Gregor chrząknął.- Nie interesują nas twoje rany.- W takim razie co czyni ze mnie pacjenta? Nie jestem.chory.- Coś poruszyło mu sięw piersi.Zauważył smarki zaschnięte wokół nozdrzy Gregora i w głowie powstało mupodejrzenie, że jego własne zdrowie właśnie zaczęło się pogarszać.Gregor rozejrzał się po budynkach, które wyglądały na opustoszałe, i po zaniedbanychtrawnikach bazy.Zaciągnął się i wypuścił w powietrze chmurę dymu, po czym zakaszlał.- My sądzimy, że jest pan chory, doktorze Parker.Jeśli nie, to nasi naukowcy niewykonali zadania, a ja będę nadaremnie cierpieć z powodu tej infekcji.- Znowu przykucnął imrużąc oczy, spojrzał na Allena.- Poza tym obiecaliśmy Atroposowi premię za przywiezieniecię tutaj.- Premię?Gregor machnął ręką w jego stronę i zrobił taką minę, jakby nie chciał się zniżać dorozmowy o szczegółach.- Karl to wszystko z tobą omówi, jak już się zadomowisz.- Odrzuciłpapierosa i chwycił rękawicę obiema rękami, oceniając ją.- To, kolego, jest legenda - powiedział.- Rękawica Atroposa.- Zaczął ją obracać, żebyprzyjrzeć się jej z różnych stron.- A wakacje pewnie spędzasz w Auschwitz.Gregor uderzył rękawicą w kraty.Allen zobaczył, jak urządzenie śledzące wypada na zewnątrz.Musiał wykorzystaćcałą samokontrolę, jaką tylko mógł przywołać, żeby nie śledzić wzrokiem toru jego lotu,kiedy spadało na ziemię.Zamiast tego wpatrzył się w twarz Gregora.Niemiec niczego nie zauważył.Na razie.*Julia obudziła się i zobaczyła, że przypominająca pysk Yeti twarz Stephena wypełniajej pole widzenia.Potrząsał nią delikatnie i szeptał.- Co? - odezwała się, sięgając po pistolet.- Dzwięczy.Twój laptop.Podparła się na ramieniu i zorientowała się, że leży na tylnym posłaniu furgonetki.- Jak się tutaj znalazłam? - zapytała zaspanym głosem.Pamiętała, że usiadła na fotelupasażera i nic więcej.- Zasnęłaś.Przeniosłem cię.I się nie obudziła? Musiała być wykończona, a on musiał być bardzo delikatny.Mimoto nie spodobało jej się, że ktoś mógł ją przetaszczyć bez jej wiedzy.Była zadowolona, że toStephen był świadkiem jej słabości, a nie kto inny, na przykład Allen.Fotel kierowcy byłznowu rozłożony i zamieniony w wąskie łóżko.- Która godzina? - Uniosła głowę, żeby wyjrzeć przez okno.Czuła każdy mięsień,każde ścięgno.Wyglądało na to, że byli na parkingu jakiegoś luksusowego hotelu.Nad jegowysoką fasadą widać było rozwidniające się niebo.Laptop, który był zaprogramowany tak,aby nieustannie śledzić nadajnik tropiciela", leżał na fotelu za przednim siedzeniem pasażerai faktycznie dzwięczał.- Piąta trzydzieści osiem.- Ojej, człowieku!.- opadła znowu na goły materac i zamknęła oczy.Ale alarm wlaptopie wciąż pikał.Musiała to sprawdzić.Musiała.Stephen znowu zaczął nią potrząsać.- Dobra, dobra - powiedziała, zsuwając nogi z łóżka i siadając.Przesunęła się doprzodu i uklękła przed laptopem jak przed ołtarzem.Pomyślała, że niektórzy uznaliby to zawłaściwe porównanie, biorąc pod uwagę jej zależność od tego durnego urządzenia.Zmusiła oczy, żeby skupiły się na ekranie.- Nadajnik stanął - powiedziała.- Przestał działać?- Nie, miałam na myśli, że już nie są w ruchu.Dotarli do celu.- Gdzie?Siłą woli zmusiła niemrawe palce do pracy na klawiaturze, polecając programowi tropiciela" uściślenie swoich obliczeń, dokonanie triangulacji sygnału z użyciem satelitówGPS z tego obszaru i sprawdzenie go w odniesieniu do informacji zawartych na wszystkichmapach, które miał w swoich bazach danych.Cały proces zajął około piętnastu sekund.Byłamile zaskoczona dokładnością tropiciela", tym bardziej że brak było szczegółowych mapmiędzynarodowych.- Wygląda na to, że są tuż na północny zachód od Pedro Juan Caballero w Paragwaju.- W Paragwaju? Co takiego jest w Paragwaju?- Najwyrazniej jest tam Allen.Czy to, co wiesz o Paragwaju, pasuje do tego, cowidzieliśmy na filmach?- Nie mam pojęcia.Wydaje mi się, że wschodni Paragwaj może być w strefiepodzwrotnikowej.Czy to miasto Pedro Juan jest właśnie tam?Sprawdziła na mapie w komputerze.- Dokładnie na granicy z Brazylią.- Ta opuszczona baza na filmie miała lądowiska.- Po stronie brazylijskiej jest tam miasteczko niemal przylegające do Pedro JuanCaballero
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Kiyosaki Robert Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec
- I. Robert Kiyosaki Bogaty ojciec biedny ojciec
- Roberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
- Maddox Roberts John Conan 44 Conan i amazonka
- Roberts Nora Trzy Siostry [Siostry z klanu MacGregor]
- Roberts Nora Na wagę złota (Serce pełne złota)
- Black Americans of Achievement Robert E. Jakoubek Jesse Jackson, Civil Rights Leader and politician (2005)
- 008. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz2 Ten, Który Przychodzi Ze Œwitem
- 10. Robert Jordan Koło Czasu t5 cz2 Spustoszone Ziemie
- Rosenhan Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkasanepid.xlx.pl