[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy przyszło do kopa-nia fosy, okazało się, iż nie ma na wyposażeniu sprzętu do utylizacji ziemi.Spro-wadzono zatem ekipę smoków przekupionych ofiarami z dziewic.Gdy potworyzjadły dziewicze śniadanie, wykopały wspaniałą fosę  szeroką na dwadzieściastóp i głęboką na trzydzieści.Nie było oczywiście w niej wody, a nikt nie wie-dział, kto był odpowiedzialny za jej dostarczenie.W końcu Azzie rozwiązał ten65 problem, zamawiając w Zaopatrzeniu zaklęcie atmosferyczne wywołujące krót-kotrwały, ale bardzo rzęsisty deszcz.To, plus woda z drenażu, załatwiło sprawę.Para łabędzi dodała wszystkiemu klasy i uroku.Wkrótce potem stanął sam zamek  wysoki, okazały i wyniosły zestaw ka-miennych wież strzelających w niebo spośród kopulastych kształtów.Z najwyż-szych wieżyc powiewały na wietrze kolorowe chorągwie.Budynek był nieume-blowany i hulały w nim okropne przeciągi, bo też nikt nie zaprząta sobie głowyuszczelnianiem szpar w ścianach magicznych zamków.Azzie zamówił w Zaopa-trzeniu meble.Był też problem z oświetleniem; zdecydował się na światło ma-giczne, bo przy lampach oliwnych trudno byłoby coś zobaczyć.W końcu wszystko było gotowe.Azzie stanął w odległości kilkuset jardówi podziwiał swe dzieło.Był to zamek, jakim zachwyciłby się król Ludwik Szalony.Będzie się nadawał.Azzie wrócił do domu, aby dokończyć pracę nad swymi bohaterami.Zanu-rzone w kadziach wypełnionych ichorem ciała wyglądały wspaniale  wszelkieszwy oraz blizny poznikały.Krew bogów i stosowne zaklęcia perfekcyjnie spełni-ły swoje zadanie.Kadawrom brakowało wyłącznie rozumu, bo to przychodzi nakońcu, robiły więc różne dziwne rzeczy, w miarę jak jedna czy druga część ichciała odzyskiwała życie.Azzie pracował nad ustabilizowaniem pracy całych or-ganizmów i w końcu zapanował nad chaosem.Wówczas Frike zauważył, że obastworzenia są nadal ślepe. Masz rację  stwierdził Azzie. Chowałem to na koniec.Usiadł i przypomniał sobie Ylith.Tak, to zostawił na koniec.ROZDZIAA 3Azzie lubił czarownice.Uważał je za rodzaj niemodnego syndykatu, gdziedemon mógł zawsze znalezć towarzystwo na sobotnią noc.W tamtych czasachsabaty czarownic były prototypem nocnych klubów. Frike! Przynieś mi kredę i świece!Garbus pośpieszył do składziku, w którym były zmagazynowane magiczneakcesoria.Tutaj, w solidnej skrzyni, wyszukał żądane przedmioty.Zwiece miałygrubość męskiego przedramienia i były niemal tak wysokie, jak sam Frike.Pięćspośród nich oparł na ramieniu; po jednej na każdy wierzchołek pentagramu.Byłytwarde niczym skamieniały organizm i nieco tłuste w dotyku.Razem z kredą,Frike zaniósł je wszystkie do frontowego pokoju, w którym Azzie usunął podścianę stojący na kozłach stół; zdjął z siebie płaszcz i kubrak.Muskuły zagrałymu pod koszulą, kiedy upychał w kącie jakąś część poniewierającej się zbroi.66  Nie wiem, dlaczego trzymam tutaj wszystkie te rupiecie  powiedział.Daj mi kredę, Frike.Sam narysuję pentagram.Schylił się nisko, trzymając wapienny okruch w prawej dłoni i na kamien-nej podłodze pomieszczenia wyrysował pięcioramienną gwiazdę.Czerwony blaskz kominka obrysowywał kontur jego postaci, zabarwiając ją na czerwono i podkre-ślając w ten sposób jeszcze bardziej jego lisi wygląd.Frike nieomal się spodzie-wał, iż ujrzy przemianę nóg swego pana w porośnięte rudym futrem lisie skoki.Wbrew jego oczekiwaniom, Azzie zachował swój ludzki kształt, nad którym pra-cował od bardzo dawna, ponieważ doświadczone demony bardzo się starają, abydopasować swą ziemską postać do własnych wyobrażeń na ten temat.Frike przyglądał się, jak Azzie wypisuje w pentagramie tajemne hebrajskieznaki, a potem zapala świece. Ylith!  zaintonował Azzie. Przybywaj! Frike dostrzegł w centrumpentagramu nieśmiały początek jakiegoś ruchu.Zwiece wyrzucały z siebie spi-ralne strumienie kolorowego dymu tańczącego w górę i w dół  splecione, roz-rzucające jasne iskry  a potem wiry uspokoiły się, przyjmując w miarę trwałykształt. Ylith!  krzyknął Azzie.Ale to nie była ona.Istota, która zmaterializowała się w środku pentagramubyła istotnie kobietą  i na tym kończyły się wszelkie podobieństwa z Ylith taką,jaką ją Azzie zapamiętał.Była to niska, gruba czarownica o pomarańczowychwłosach i haczykowatym nosie.Skrzyżowała ramiona na piersi i zagapiła się naAzziego. Czego chcesz?  zapytała surowo. Twoje zaklęcie wyrwało mniewprost z sabatu.Gdybym nie została zaskoczona, anulowałabym wypisane przezciebie znaki, które tak czy inaczej muszą być błędne. Ty nie jesteś Ylith?  upewnił się Azzie na wszelki wypadek. Nazywam się Mylith  odpowiedziała dumnie czarownica. Z Aten? Nie, z Kopenhagi. Strasznie mi przykro  sumitował się Azzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl