[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wojna będzie trwać wiecznie i bardzo jest prawdopodobne, że Thomas Handley zginie.Po wojnie.Ichciepłe oddechy gęstniały w mroznym powietrzu.Jeszcze żyjemy, pomyślała Lally.Ale, oczywiście, nie powiedziałatego głośno.Wreszcie dotarli do bramy Grangewick.Zza zamkniętych drzwi dobiegał szum wielu głosów.Otworzył im Billings.- Ach, panienka Lally.Witam w domu.Wesołych świąt.- Billings, to jest porucznik Thomas Handley.Ojciec chyba wspominał.- Tak, oczywiście, panienko Lally.Zawsze z radością witamy każdego przyjaciela rodziny, sir.I na dodatek oficera.Wesołych świąt, sir.Billings zabrał ich płaszcze i torby.Z salonu dobiegały przytłumione dzwięki fortepianu.To nie będzie bardzoradosne przyjęcie, uznała Lally.Goście w większości byli ludzmi w średnim wieku.Czarny Jack, Billings i kucharkadołożyli wszelkich starań, by nie zabrakło jedzenia i dobrego wina, więc tradycyjnej gościnności stanie się zadość.Pollock ucałował córkę na powitanie.- Wspaniale, że mogłaś się wyrwać.A to zapewne porucznik.Handley.Witam, sir.Dobrze, że pozwolili panu wyjśćna kilka dni.Postaramy się zadbać o pana.Cholera, pomyślała Lally, dlaczego wszyscy wyglądają na tak szczerze zdziwionych? Czy spodziewali się jakiejśpokraki? Może kogoś z pokancerowaną twarzą, bez rąk, bez nóg? Tylko dlatego, że ona, Lally, jest gruba inieciekawa? Poczuła, co zdarzyło się jej zaledwie kilka razy w życiu, jak ogarniają złość na Czarnego Jacka.- Oczywiście, że o niego zadbamy, ojcze.W porównaniu ze szpitalem.-nagle uśmiechnęła się, przezwyciężającrozdrażnienie.W końcu Czarny Jack ją kocha, a ona jego też.- W porównaniu ze szpitalem wszystko wydaje się do-bre.- Wcisnęła rękę pod ramię Thomasa, zdecydowana stawić czoło spojrzeniom i wyrazowi zaskoczenia, którymzapewne powita ją towarzystwo w salonie.Niech sobie myślą, co chcą.Niech sądzą, że ten przystojny oficer wniebieskim mundurze rekonwalescenta i czerwonym krawacie, jest jej adoratorem.- Chodz, Thomas.- Skrępowanie zupełnie ją opuściło.- Chodz, jestem potwornie głodna.Mogłabym pożreć konia zkopytami.Kucharka przez sześć miesięcy oszczędzała na dzisiejszy wieczór. Obeszli zebranych, przedstawiając wszystkim porucznika Handleya.Wreszcie Lally rozejrzała się za jakimśspokojnym miejscem, by usiąść i zjeść.- Wyjdzmy do hallu - zaproponował Thomas.Była zaskoczona, że nadal tkwi u jej boku.- Widziałem tam wolnekrzesła koło kominka.- Niósł dwa tale92rze, a ona wzięła kieliszki.Nie spodziewała się, że z nią zostanie.Pośród gości kręciły się dwie ładne dziewczyny,które mgliście pamiętała z dzieciństwa.Thomas powinien się nimi zainteresować.Ale stało się to, czego sięobawiała.Porucznik za wszelką cenę starał się okazać uprzejmość i wdzięczność za zaproszenie.Nagle głośne walenie kołatki przykuło uwagę wszystkich.- Kto to może być? O tej godzinie? - zdziwił się Billings i pospieszył otworzyć drzwi.Zwiatło z hallu padło nauśmiechniętą twarz Jona.- O Boże! Panicz Jon! Wielkie nieba! Proszę wejść, sir! Proszę wejść! Najlepszy prezent gwiazdkowy dla naswszystkich.Już wołam pana.Lally zastygła.Talerz wyślizgnął się jej z rąk i rozbił o marmurową posadzkę.Brzęk tłuczonego szkła zabrzmiał wjej uszach jak powitalne fanfary.- Jon! - rzuciła mu się w ramiona.- Lally, kochanie.Dobry Boże, Małpko, nie zamierzasz chyba płakać? Nie byłem pewien, czy uda mi się wyrwać, anie chciałem, żebyście poczuli się rozczarowani.Zdaje się, że zdążyłem akurat na czas.Przyjęcie trwa.A oto Sandy.Pamiętasz Sandy West, prawda Lally?Lally wysunęła się z ramion Jona.Chłód, który wtargnął do hallu wraz z otwarciem drzwi, nagle ją przeniknął dokości.To było jak zły sen, ta śliczna, obramowana kołnierzem futra twarz.Te jasne loki, wymykające się z wysokoupiętej fryzury na gładkie policzki.Policzki zarumienione z zimna lub podniecenia.- Z Londynu jechaliśmy pociągiem.Myślałem, że kiedy dobrniemy do Leeds, zatelefonuję ze stacji, ale udało namsię od razu znalezć dorożkarza, który dowiózł nas za podwójną zapłatę i coś na rozgrzewkę.Więc, Billings,odesłałem go do kuchni.Czy mógłbyś.?- Natychmiast, sir.Oczywiście.Tylko zawiadomię pana.Ale Czarny Jack już usłyszał nowinę.Przez chwilę, nie mogąc wydobyć słowa, ściskał rękę Jona.- Synu, synu - wykrztusił w końcu.- Cudownie! Nie śmiałem marzyć, że dostaniesz przepustkę wystarczająco długą,by przyjechać.- Otarł łzy.- Cóż, powinienem nagrodzić kucharkę.Ona wyprorokowała twoją wizytę.Mówiła, że czuje to w kościach.-Nie mógł już dłużej się powstrzymywać.Objął Jona i przygarnął go, jak przed laty, gdy syn byłdzieckiem.- Co to za wspaniałe święta.Najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki kiedykolwiek dostałem.- Ojcze, poznaj Sandy West.Wiesz o niej wszystko z moich listów.Skontaktowałem się z Sandy zaraz poprzyjezdzie do Londynu.Rzucaliśmy monetą, czy najpierw pojedziemy do Yorku, gdzie mieszka jej rodzina, czy doGrangewick.Czarny Jack wyglądał na szczerze zakłopotanego, ale wyciągnął rękę i uśmiechnął się uprzejmie.- Panno West, to przyjemność wreszcie panią spotkać.Znam pani brata, Richarda.I Jon tyle o was obojgu zawszepisze.Jaka szkoda, że nię ma dziś z nami Margaret.Tylko jej brakuje do pełnego szczęścia.Muszę posłać Neli,118 by sprowadziła na dół Alice.Mała nie wybaczyłaby mi, gdyby was dziś nie zobaczyła.- Zaraz po przybyciu do Londynu dzwoniłem do Margaret, do Aldershot.Powiedziała, że ma szansą na przepustką.Wiesz, opowie o przyjezdzie starszego brata z frontu.A my zostajemy do trzeciego stycznia.Czarny Jack promieniał, pomagając Sandy West zdjąć futro.- Trzeci stycznia.Dla mnie, synu, to brzmi jak całe życie.Wykorzystamy każdą chwilę.Powiedz mi, co chciałbyśrobić.Oczywiście nie ma teraz mowy0 polowaniach.Ale jeśli chcesz jezdzić, wybłagamy lub ukradniemy trochę benzyny.I zostały jeszcze dwa niezłewierzchowce w Pellham.Billings pojawił się z tacą zastawioną kieliszkami szampana.- Sir, mam nadzieję, że nie uzna pan tego za bezczelność.Pomyślałem, że przy takiej okazji.- Doskonale, Billings.Wspaniały pomysł.- Czarny Jack z trudem skoncentrował się na tyle, by podać kieliszekSandy West.- Zajmiesz się gośćmi, Billings.- Tak jest, sir.Wiadomość rozeszła się już pośród zebranych w salonie.Wszyscy przepychając się w drzwiach wylegli do hallu zpowitalnymi okrzykami.Powrót żołnierza z Francji to nie była prywatna sprawa.Wpatrywali się w szczuplejszegoniż dawniej, przystojniejszego Jona, w jego ściągniętą zmęczeniem twarz.Ale witali w nim nie tylko dawnegoznajomego.Uosabiał dla nich nadzieję, że któregoś dnia ujrzą jeszcze swoich synów, braci czy ukochanych.Jon,Sandy West1 Czarny Jack, otoczeni gośćmi, zniknęli w salonie.Lally znów dostrzegła u swego boku Thomasa,- Cudownie, prawda? Twój ojciec jest taki szczęśliwy.To zrozumiałe.Ależ, Lally, ty płaczesz!- A jeśli tak, to co? - rozzłościła się.- Pilnuj swoich spraw, Thomasie Han-dley.Jego palce lekko dotknęły podbródka dziewczyny.- To jest też trochę moja sprawa, tylko troszkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl