[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy to miejsce jest daleko?Chwyciłem ją za ramiona, obróciłem i wskazałem otaczające nas góry. Szczyt vila? Nie wiedziałam, że tak go nazywają. Ja też nie, podobnie chyba jak połowa mieszkańców Caracas.Terazjuż wiem, bo przyjaznię się z pewnym staruszkiem, który obsługuje kolejkęlinową i zna całą historię tej góry i hotelu na jej szczycie. Nie jest zamknięty? Nie dla nas.A już na pewno nie dla księżniczek.f& f& f&Wsiedliśmy do autobusu, który dowiózł nas w pobliże dolnej stacji kolej-ki linowej w Marprez.Otwarto ją, tak jak hotel Humboldt na szczycie gó-ry, w 1956 roku, ale po wielu latach działalności zamknięto ze względu nazły stan techniczny.Korzystali z niej tylko nieliczni pracujący tam ochronia-rze i konserwatorzy.Trasa kolejki, z dwudziestoma trzema słupami i naprę-żonymi linami podtrzymującymi wagoniki, miała dwa odcinki.Jeden wzno-sił się od podnóża góry na szczyt, na wysokość dwóch tysięcy stu metrów,59 drugi schodził przeciwległym zboczem do miasta Macuto, w pobliżu morza.Na szczycie była kafejka i jeszcze jedna linia kolejki linowej, zapewniającapołączenie z hotelem.Widoki były wspaniałe.Agustn, nadzorca kolejki, był bratem pana Arvalo, tego z kina.Praco-wał kiedyś dla niemieckiej firmy z Saarbrcken, która montowała nadziem-ne elementy kolejki, i znał wszystkie jej szczegóły techniczne.W zamian zato, że pomagałem mu w czwartkowe i piątkowe noce w kabinie operacyjnejna szczycie, dostawałem symboliczne wynagrodzenie.Moje zadanie byłoproste: wykrywać i zgłaszać wszelkie anomalie w wagonikach.Hotelowiochroniarze potrzebowali kolejki.Nigdy nic złego się nie działo, ale ktośmusiał kontrolować jej stan.Pan Agustn, widząc, z jakim entuzjazmempodjąłem się tej pracy, powiedział: Zobaczymy, jak sobie poradzisz.Nikt nie lubi tu pracować.Szybkoodchodzą. Dlaczego? To piękne miejsce i jest niewiele do roboty.Spojrzał na mnie pobłażliwie. Samotność, synu, samotność.Niewielu ją znosi.Co innego być sa-memu tam na dole, w mieście, i tu, na górze.Samotność wystawia cię napróbę.Mimo tej uwagi miejsce wydało mi się fascynujące.Pan Agustn pokazałmi, jak wszystko funkcjonuje, i dwa tygodnie po przedstawieniu mnieochroniarzom dał mi kopie kompletu kluczy.Jeden otwierał niewielkie, nie-używane już pomieszczenie, znajdujące się na uboczu i przeznaczone pier-wotnie na magazyn.Nazywał je Stacją 3.Kiedy brat wspomniał mu, że niemam gdzie spać, powiedział mi: Jeśli chcesz, możesz tam nocować.Wjechanie na górę zajmie ci tro-chę czasu, ale warto.f& f& f&Ponieważ księżniczka Jazmn nalegała, że chce zobaczyć moją magicznąkryjówkę, a pracowałem już na stacji od kilku tygodni, odważyłem się spy-tać pana Agustna:60  Pozwoliłby mi pan przyprowadzić na Stację-trzy dziewczynę?Uśmiechnął się, nie patrząc na mnie, po czym zmarszczył brwi i zapytał: Jest ładna? Warta zachodu? Nie chciałbym ryzykować pracy dla ko-goś tak brzydkiego jak ja. Jest piękna.Jak marzenie. Dobrze, ale żadnego alkoholu.Zgoda? Zgoda.f& f& f&Dotarliśmy do stacji i otworzyłem drzwi.Jazmn była podekscytowanaperspektywą jazdy kolejką.Jej oczy błyszczały z radości. Nigdy nie jechałam czymś takim.Nie spadnie? Dziś nie  odparłem swobodnie. A kto uruchomi wagonik? My sami, z tego miejsca.Każdy wagonik ma niezależne sterowaniedla indywidualnego operatora. Dojedziemy aż do hotelu? Nie, tylko do Stacji-trzy. Co tam jest? Moja magiczna kryjówka. Tam zabierasz swoje dziewczyny? Tylko księżniczki.Zaczynało zmierzchać i wagonik piął się w górę na tle migoczącychświateł miasta.Jazmn, podekscytowana i nieco przestraszona wysokością,napawała się widokami, trzymając mnie pod rękę.Gdy wpatrywała się w światła, ja przyglądałem się jej.Miała piękny pro-fil, a jej ekscytacja była zarazliwa.Po osiemnastu minutach dotarliśmy naszczyt.Wysiadłszy z wagonika, pokazałem jej to miejsce.Nie czuło się tamduszącego upału, jak w mieście.Jazmn stanęła na punkcie widokowym. Zostałabym tu na zawsze.Jest przepięknie, a ta dziwna cisza działaorzezwiająco. Chodz.Chodz ze mną. Wziąłem ją za rękę i poprowadziłem do bud-ki.Przymocowane do ściany schody wiodły na dach.61  Wejdz, proszę. Co robisz?  spytała przejęta. Zwariowałeś? Wejdz, księżniczko. Na dachu był tylko materac, dwa krzesła i skła-dany stolik.Na nim stały dwa kieliszki owinięte celofanem i butelka wina,którą zostawiłem tam rano.Odkorkowałem ją i nalałem jej wina, podczasgdy ona gładziła mnie czule po plecach. Wznoszę toast za lady Jazmn, najpiękniejszą księżniczkę, jaką znam. A ja za Ricarda, najbardziej szalonego rycerza, jakiego znam. Wypi-liśmy po kieliszku, urzeczeni miastem i jego światłami. A teraz chodz  powiedziałem, kładąc się na materacu. Chcę ci cośpokazać.Położyła się obok mnie.Gdy tak leżeliśmy, wskazałem niebo i powie-działem: Spójrz na gwiazdy.z wyjątkiem tej, która lśni najjaśniej. Pokaza-łem punkt na firmamencie. Pewnego dnia wszystkie pozostałe będą twoje.Pocałowała mnie w rękę, którą wskazywałem w niebo, i spytała: A dlaczego tamta nie? Bo to moja ulubiona gwiazda.To ty.Chcę wierzyć, że jest moja, ma-rzyć, że należy do mnie. Już jest twoja.f& f& f&Przez jakiś czas podziwialiśmy niebo.Jazmn opierała głowę na moimramieniu.Nagle szepnęła mi do ucha: Ricardo, kochałeś się kiedyś z księżniczką? Tylko w marzeniach  odparłem, całując ją czule. Co noc, odkąd ciępoznałem. To zamknij oczy i śnij  poprosiła, pieszcząc mnie delikatnie. Nieruszaj się i nie otwieraj oczu  wyszeptała.Jej dłonie muskały pożądliwie moje ciało, mój brzuch.Najpierw był do-tyk, powolny i zmysłowy, jak zapowiedz snu, który mi obiecywała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl