[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał kołopięćdziesiątki.Lekko opadające powieki przysłaniały mu piękne oczy.Stał godnie, leczpewna nieśmiałość rzucała się w oczy.- Witam najserdeczniej przedstawicieli naszej studenterii - rzekł cichymgłosem.- Muszę przyznać, \e jest to dla nas prawdziwe święto.Niejako dzieńhistoryczny, bez większej przesady, na który długo czekaliśmy.Albowiem odnaszego wyjazdu z Polski we wrześniu 1939 roku - wszyscy z  Kultury" jaktu stoimy, to znaczy ja i mój młodszy brat Henryk - wskazał młodego bruneta- Zofia i Zygmunt Hertzowie, Maria i Józef Czapscy oraz doje\d\ający tu donas nasz stały współpracownik Konstanty Jeleński, po raz pierwszy widzimyi gościmy u nas tak du\ą grupę studentów z kraju.A poniewa\ sam działałem przed wojną w ruchu studenckim i redagowałem pisma  Bunt Młodych"i  Politykę", nieprawda\, jestem podwójnie wzruszony, ma się rozumieć - lekkirumieniec wystąpił mu na twarzy.- No, wiecie! Jak na naszego redaktora, to jest to jedno z najdłu\szych przemówień, jakie wygłosił, bo Jerzy nie lubi mówić, i powinniście to docenić, kochani.- Doceniamy - wyskandowaliśmy pod wodzą Markusza.- W tak doniosłej chwili, Jerzy, witając pierwszą wycieczkę rodaków z kraju,powinieneś trzymać du\y bochen chleba jak na do\ynkach - zaśmiał się Zygmunt Hertz.- To raczej my, jako pielgrzymi z kraju, powinniśmy przywiezć bułkę paryską z WSS-u.Albo przynajmniej suchary - wtrącił Markusz.- Myślałem o tym, mój drogi, \e tak powiem - pokiwał głową Drawicz. Agnieszka musiała nas niezle obgadać, bo Zygmunt Hertz krzyknął bezbłędnie:- To jest Markuszewski, a ten drugi - Drawicz!- Zgadza się - rzekła Agnieszka.- No, a piegowaty i rudy to ju\ tylko Abramow.- Tak.To nasz Jarka, panie Zygmuncie.Po sukcesach w Moskwie.Spłonąłem jak rak i myślałem, \e ją zabiję.-Jarka, Jarka, kakije u was głaza! Taak?! - zaśmiał się Hertz serdecznie.- To bardzo zabawne.Ta Kozaczka Ksiusza! Z Cichego Donu.Nie uwa\asz,Kocie? Mówiłem ci o ich wizycie w Moskwie w miesięczniku  NowyjMir"?351- Tak.To istotnie nadzwyczaj zabawne - przyznał wysoki i bardzo przystojny Jeleński.- Niech się pan nie gniewa, ale Agnieszka tak pana reklamowała.I słusznie.A to, \e pan rudy.Mam starszą rudą siostrę w Polsce, która miała podobnepowodzenie.- Nie mówiąc o mojej rudej matce, Zygmunt - przerwał mu Jeleński.- Jejrudość spędzała sen z powiek przedwojennym damom.Nałkowska inaczejjak:  Ta ruda Rena!" z nienawiścią o mojej matce nie mówiła - zaśmiał sięz sykiem, trochę jak Piotrowski.- Przepraszam was! A ja? Ja byłem królem rudzielców! Rudy jak marchewka! Teraz trochę pobielona.Nie mówiąc o mojej siostrze Maryni - zawołałcienkim głosem Józef Czapski i, klepiąc mnie przyjaznie, wskazał wysoką,dostojną damę ze staromodnie podciętymi siwymi włosami.Obydwoje byliwzrostu moich sąsiadów Ossowskich, a mo\e wy\si.Wyjątkowo tyczkowaci.- My wszyscy Czapscy byliśmy rudzi.To nasz znak firmowy.Tak \e jest panw dobrym towarzystwie, mój panie.Powoli zaczęła się schodzić reszta zaproszonych gości.Przyszli koledzy z Bim-Bomu ze Zbyszkem Cybulskim i Bobkiem Kobieląna czele.Mówiono, \e mieszkająna bocznicy kolejowej w jakichś starych wagonach.W nocy marzną imają kłopoty z wodą.Bobek, gdy wszedł, szepnął mi:- Gehenna, stary.Za cenę Luwru \yjemy jak kloszardzi.Przyszedł Czesław Miłosz.Przystojny, krzepki blondyn, o krzaczastych brwiach i silnymkresowym akcencie.Inaczej go sobie wyobra\ałem.Jego zjawienie się zwłaszcza naPietruszce i Drawiczu zrobiło wra\enie.Przyjechał oczekiwany Leszek Kołakowski i wszedł,postukując laską.Zgromadziliśmy się w tym salonie, który gospodarze nazywali jardind'hiver, przy winie i zastawionym stole.Zaczęła się dyskusja na temat sytuacji w Polsce.Głównym referentem był Kołakowski.Z jego oceną wszyscy się liczyli i słuchali pilnie.Pewny wra\enia, jakie wywarł na Ance, która z nim długo na boku rozmawiała, rzuciłem:-No, co? Kołakowski bomba?!- Jako profesor filozofii, to musi się trochę poduczyć, bo ma luki, ale jakomę\czyzna bardzo przystojny chłopiec.Nie myślałam, \e taki młody i śliczny.Z przyjemnością z nim rozmawiałam.Tą oceną znajomości filozofii zaskoczyła mnie, bo Kołakowski był dla nas największymautorytetem naukowym odnowy po Pazdzierniku.Drawiczenko wystawił nogę i pochylony nad Miłoszem zaczął mu recytować jego wiersze.Miłosz od lat zakazany i przemilczany nigdy nie przypuszczał, \e studenci w kraju mogą goznać i to na pamięć.Był wzruszony.Tą recytacją Drawicz sprawił mu ogromną radość. 352Oczywiście wspomniałem Giedroyciowi o liście, który mi przysłał, i o dalszym losie  Odnowy".Słuchał uwa\nie, paląc papierosa.- To bardzo interesujące, co pan mówi.Nic o tym nie wiedziałem.Wartoo tym napisać.Wśród gości był Jerzy Mond, który pracował w  Tygodniku Polskim"*.Mond znał mnie zSTS-u.Dał mi wizytówkę, zachęcając, bym wpadł do redakcji, bo bardzo by chciał, \ebymopisał swe wra\enia z pobytu na winobraniu.Poniewa\ płacił we frankach, propozycja byłakusząca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl