[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapracowałeś na nie dzielnie, murarzu.Siadaj! Kto z was wie?! - Ja, panie profesorze! - Unosił się Komar z pierwszejławki.- Ty, Komarnicki, zawsze wiesz.Ale mów! Niech ten murarz słucha.Mo\e czegoś sięnauczy!Wówczas Leszek z wielką pewnością siebie, zaciskając po ka\dym zdaniu mięsiste wargi, znieskazitelną dykcjąprecyzyjnie wyczerpywał temat.A potem, kłaniając się godnie,oznajmiał: - To wszystko.Skończyłem, panie profesorze.- Słyszeliście? - Tak jest, panieprofesorze - odpowiadaliśmy chórem.- Brawo, Lechu.Siadaj - kończył pan Petrykowski iKomar siadał.192Kiedy rozwiązywał zadanie z matmy przy tablicy, te\ mówił: - Skończyłem.Tyle miwyszło.I z równie godnym ukłonem otrzepywał z kredy ręce.Pochwalony przez paniąGórską, siadał.Przy swej urodzie cherubinka i dziecięcym wzroście zaskakiwał dorosłością.Był prymusemi cudownym dzieckiem.Nie miał sobie równych, bo z ka\dego przedmiotu był świetny.Dotego twierdził, \e nie musi się uczyć, bo wszystko pamięta z lekcji.O pierwsze miejscekonkurował z nim jedynie Słoń, który czasem bił go w matmie, ale przegrywał w polakuswymi zwięzłymi wypracowaniami.Dlatego musiał nadrabiać recytacją Pana Tadeusza.Jedynym słabym punktem Komara była gimnastyka, ale poniewa\ Słoń te\ w niej orłem niebył, Komar prawie zawsze prowadził.Poniewa\ mama Zbyszka pani Maria Zapasiewiczowa i jego ciotka Wanda Jezierska byłynauczycielkami w innych klasach, musiał świecić przykładem w nauce i sprawowaniu.Takbyło równie\ z czworgiem dzieci pana Petrykowskiego, które chodziły do młodszych klas.Tazasada obowiązywała inne nauczycielskie dzieci.Nie mogły sobie pozwolić na przeprosiny zukłonem, jak mnie się czasem zdarzało.Komar ze Słoniem byli młodsi ode mnie o rok, który w tym wieku jeszcze stanowi ró\nicę.Oni mówili jeszcze dziecięcym głosem, gdy ja ju\ zaczynałem basować.Tylko w śpiewiemutacja dawała mi się we znaki, a\ do gimnazjum wycinałem koguty! I gdy w gimnazjalnymchórze wziąłem górę i zapiałem, tak jak kiedyś w przedszkolu u pani Wieman, profesorGierymski przestał dyrygować i krzyknął: - Ty! Rudy wyjec! Co się tak drzesz?! - To mnieubodło podwójnie, jako tenora i blondyna.Pod koniec ósmej klasy skończyłem piętnaście lat.Zawsze rosłem szybko, ale w tym rokuwystrzeliłem w górę tak, \e sam się przeląkłem.Koledzy sięgali mi do ramienia.Czułem sięwśród nich jak olbrzym.Nawet ci z gimnazjum byli ni\si.Takich jak ja nie było wielu.Dlatego, by nie być taką tyką, zacząłem się garbić.Mama, nie rozumiejąc mej chęcizmniejszenia się, daremnie biła mnie w plecy.Wstydziłem się mego wzrostu.Wiedziałem,czym to grozi.Nie chciałem być drugim Drzewkiem czy Tyczką Pomidorową, jak samprzezwałem profesora Ossowskiego z IV klatki.Ten wzrost był moim trzecim kompleksem po włosach i piegach.Dawno przerosłem mamę,a w tym 1948 roku nawet i ojca.Miałem 181 centymetrów i zapowiadałem się na drugiegopana Stanisława Wilczyńskiego.Tata, chwaląc mnie, niechcący dobijał: - I co my zrobimy znaszym dryblasem, Basiorku? Nie zna miary chłopak! Niedługo sufit głową przebije i zajrzydo pani Feli.Stopy ma jak podolski złodziej.Nie ma wyjścia.Musisz mu dawać wódkę.Jedynie wódka jest w stanie zahamować ten jego wzrost.193Ale jak pierwszy raz przyszedłem do Komara, to się pocieszyłem.Zagrodziło mi drogęwielkie, zgarbione chłopisko, z siwą po\yczką nad wysokim czołem, długim nosem iwiszącymi wielkimi rękami.Patrząc na mnie z góry, ten kolos wydudnił głosem jak z beczki:- To ty jesteś ten Jarek, o którym tyle Leszek mi mówił? - Ja, proszę pana - odparłem.- To ci gratuluję.Bo Leszek twierdzi, \e po wyjezdzie Pomiana tylkoty, Zbyszek Zapasiewicz i Andrzej śołątkowski jesteście do rzeczy i maz was pociechę.A jak Leszek tak orzekł, to du\o.Bo on nawet na mniegdera i mówi, \e nie nadą\am i odstaję od rzeczywistości.Nie jestem mo\e całkiem czarną reakcją, ale szarą.Taki zając szaraczek.Co stanął słupka i strzy\e uszami - dokąd by tu pójść?- Nigdy dziadziowi tak nie mówiłem.Proszę mi nie imputować.Gorącoprotestuję - Komar w ukłonie zacisnął usta i pięści.- Ju\ dobrze, synku! śartowałem.Zajmij się gościem.- Dziadek klepnął go po ojcowsku i rzucił do mnie: - My się tak przekomarzamy z twoim Komarem, bo tak go w szkole przezywacie, prawda?- No, nie.Jest Leszkiem - skłamałem.- Mniejsza.Właz, właz, mój chłopcze.Widzę, \eś niezle urósł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl