[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Drosi i jego opiekunwyszli z pomieszczenia, szaman odchrząknął zwrócił się do rady:- Teraz każdy z was.W tym momencie rozległo się ciche pukanie.- Wejść! - rzucił Bataba.W drzwiach pojawiła się twarz młodego mężczyzny o skórze usianej ropiejącymiranami.- Szamanie - wysapał przybysz.Oddech miał chrapliwy, urywany.Uszkodzeniepłuc.Znam tę truciznę.A rany? Ptasia ospa.Umrze w ciągu miesiąca.- Strażnik z podniebnego statku zwariował - zameldował młodzieniec.- To znaczy?- Nie przestaje krzyczeć i bredzi jak szaleniec.Toczy pianę z ust, szarpie własneciało.- Za ostro się z nim zabawialiście?- Nie, szamanie, on chętnie przyjmuje nasze ciosy i błaga o więcej.Musieliśmy gohamować.Bataba spojrzał pytająco na Devona.- On wkrótce umrze - stwierdził Truciciel.- Nie możesz tak po prostu go zostawić - odezwał się Sypes, marszcząc czoło.- Już nie jest mi potrzebny.- To.- Co z nim jest? - przerwał mu Bataba.- On go otruł.- Prezbiter wskazał laską na Devona. - Niech obejrzą go uzdrowiciele - polecił szaman ospowatemu młodzieńcowistojącemu w drzwiach.- Aatwiej po prostu go dobić - podsunął Truciciel.Czarownik zmrużył oczy.- Moi ludzie lubią swoje rozrywki, jak sam się niebawem przekonasz.- Na litość boską, przynajmniej daj mu coś na uśmierzenie bólu - rzucił z gniewemprezbiter, zwracając się do Devona.- Wystarczy nóż.Mochet splunął.- Truciciel traktuje swoich współplemieńców tak samo jak wrogów.Wezwałeś nastutaj, żebyśmy wybrali rodzaj jego śmierci, Batabo? Ludzie mówią, że dostałdwanaście strzał, ale wyrwał je i śmiał się z nas.Devon zwarł się z nim spojrzeniem i lekko pokiwał głową.- Potnijmy go - zaproponował starszy doradca o onyksowej skórze i załzawionychoczach.- Jego lud wierzy, że po przelaną krew przychodzi piekło, więc niech patrzy,jak piasek wchłania jego własną.- Tysiąc cięć - zapalił się do pomysłu krępy młody wojownik.- I niech walczą zesobą.- Popatrzcie na kapłana - prychnął Mochet.- Kiepska rozrywka.Chyba żeodetniemy Trucicielowi drugą dłoń.Albo całą rękę.Albo wyłupiemy mu oczy.- Tak czy inaczej, wkrótce umrze, Mochecie, ale to nie jest powód, dla któregozwołałem radę - powiedział Bataba.- Musimy zadecydować, czy najpierw gowykorzystamy.- Ja wykorzystałbym jego żebra jako wieszak na włócznię - rozmarzył się Mochet.- Oczy jako pułapki na jaszczurki, a stopę rzuciłbym moim ogarom myśliwskim.Tobyłby najlepszy z niego pożytek, szamanie.Devon powoli dochodził do przekonania, że Heshette mają zgromadzone wpokojach stosy uciętych rąk i nóg swoich wrogów.Uśmiechał się cierpliwie i myślał otym, jak sam wykorzystałby różne części ciała brodatego wojownika.- On chce zaproponować nam układ - oznajmił Bataba.Na mostku na chwilę zapadła cisza.- Ja mam dla niego propozycję.- Mochet machnął pięścią.- A jeśli mu się niespodoba, tutaj mam lepszą.- Wyciągnął nóż.- Schowaj broń - rozkazał Bataba.- Wysłuchajmy go. Mochet opuścił nóż, ale go nie schował.- Oczekujesz, że będziemy się układać z tym robakiem?W pomieszczeniu rozległy się stłumione protesty.- Już zapomniałeś, co nam zrobił? - Broda Mocheta ociekała oliwą.- Tak szybko?Zapomniałeś o truciznach i oparzeniach? Nie widziałeś, jak umierali nasi wojownicy?Nie pamiętasz chorób? Co chcesz od niego uzyskać? Nowe oko? Ja mówię, żebyśmygo wypatroszyli.Tutaj.Teraz.- Zrobił krok w stronę Devona.Mięśnie ręki, w którejtrzymał nóż, napięły się.- Stój! - warknął Bataba.Mochet się zatrzymał.- Nie zapomniałem o przeszłości - ciągnął szaman.- Ale nie będę zaniedbywałprzyszłości.Truciciel uciekł z Deepgate.Zcigają go statki podniebne.Chce zostaćnaszym sojusznikiem.- Jego statek się rozbił - przypomniał brodacz.- Wszyscy to widzieliśmy.Devon zmierzył go zimnym wzrokiem.- Sterowiec wylądował tak gładko, jak pozwalały umiejętności mojegoniekompetentnego towarzysza.Mochet łypnął na niego.Bataba spojrzał kolejno na wszystkich członków rady.- On twierdzi, że może nam oddać miasto - powiedział.- Kłamstwo - skwitował Mochet.Szaman skrzyżował ręce na piersi.- Wysłuchajmy go, a potem zadecydujemy.Jeśli nas nie przekona, będziesz miałdzisiaj swoją rozrywkę, Mochet.W jednej chwili Devon skupił na sobie uwagę wszystkich doradców.Wyjął okulary z kieszeni kamizelki i wyczyścił je bez pośpiechu, zbierając myśli.Anielskie wino poprawiło mu wzrok, ale jeszcze nie pozbył się tego starego nawyku.Czuł, że będzie mu go brakowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl