[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałabym, \eby zawsze była Gwiazdka, albo Nowy Rok, czy to nie byłoby wspaniałe?- odpowiedziała Jo, ziewając przerazliwie.- Nie powinnyśmy bawić się nawet w połowie tyle, ile bawimy się teraz.Ale to tak miłomieć kolacyjki i bukiety, chodzić na przyjęcia, jezdzić do domu powozem i czytać lubodpoczywać zamiast pracować.Tak przecie\ właśnie \yją inni i zazdroszczę zawszedziewczętom, które to wszystko mają - powiedziała Meg, starając się zdecydować, która zezniszczonych sukienek była mniej zniszczona.- No có\, my nie mo\emy tego mieć, więc zamiast narzekać zarzućmy nasze tobołki imozolnie, acz pogodnie ruszmy dalej, tak jak to robi Marmisia.Jestem pewna, \e ciotka Marchjest prawdziwym Morskim Starcem na moim grzbiecie, ale przypuszczam, \e jeśli nauczę sięnieść ją bez narzekania, to spadnie albo stanie się tak lekka, \e nie będę czuła jej cię\aru.Ten pomysł rozbawił Jo i wprawił ją w dobry nastrój, ale Meg nie rozpogodziła się,albowiem jej cię\ar składający się z czworga rozkapryszonych dzieci, zdawał się cię\szy ni\zwykle.Nie miała nawet serca, \eby, jak zwykle, zadbać o swój wygląd, zawiązując na szyibłękitną wstą\kę i upinając włosy w najbardziej twarzowy sposób.- Po co wyglądać ładnie, skoro i tak nikt mnie, poza tymi złośliwymi maluchami, nieogląda, nikt nie dba czy jestem ładna, czy nie - mruczała, jednym trzaśnięciem zamykającszufladę.- Będę tak harować do końca moich dni, mając tylko od czasu do czasu odrobinęrozrywki, a\ będę stara, brzydka i zgorzkniała, a wszystko tylko dlatego, \e jestem biedna i niemogę cieszyć się \yciem tak jak inne dziewczęta.To straszne!Meg zeszła na dół, w jej oczach czaiło się zło i nie była bynajmniej przyjemna przyśniadaniu.Wszystkie zdawały się raczej nie w humorze skłonne do narzekań.Beth miała bólgłowy i poło\yła się na kanapie, starając się pocieszyć kotką i trzema kociętami.Amy dąsała się,bo nie przygotowała się do lekcji i nie mogła znalezć swoich kaloszy; Jo gwizdała i robiła straszliwy harmider zbierając się do wyjścia; pani March była bardzo zajęta, starając siędokończyć list, który musiał być natychmiast wysłany, a Hanna zrzędziła, bo bardzo nie lubiłapózno chodzić spać.- Nigdy nie było okropniejszej rodziny! - płakała Jo, wybuchając złością, kiedy ju\przewróciła kałamarz, zerwała oba sznurowadła i usiadła na kapeluszu.- A ty jesteś w niej najokropniejsza! - odparowała Amy, ścierając ze swojej szkolnejtabliczki wynik obliczeń, zamazany zupełnie łzami, które nań padały.- Beth, jeśli nie będziesz trzymała tych paskudnych kotów w piwnicy, to ka\ę je utopić -zawołała gniewnie Meg, próbując uwolnić się od kociaka, który wdrapał jej się na plecy iprzyczepił jak rzep dokładnie tam, gdzie nie mogła go dosięgnąć.Jo chichotała, Meg złościła się, Beth przepraszała, a Amy pochlipywała, gdy\ zupełnienie pamiętała, ile jest dziewięć razy dwanaście.- Dziewczynki, dziewczynki, bądzcie przez chwilę cicho! Muszę odprawić ten list zporanną pocztą, a wy przez cały czas przeszkadzacie mi swoimi narzekaniami - zawołała paniMarch, przekreślając trzecie ju\ zdanie w swoim liście.Na chwilę zapanowała cisza, przerwana przez Hannę, która weszła, postawiła na stoledwa gorące paszteciki i znów wyszła.Paszteciki te były niemal rodzinną instytucją i dziewczętanazywały je  mufkami bo nie miały innych, a gorące ciasto miło rozgrzewało dłonie w zimneporanki.Hanna nigdy nie zapominała o upieczeniu ich, niezale\nie od tego jak była zajęta lubgderliwa, bo droga była daleka i o chłodzie, a biedne dziewczynki nie dostawały tam nic na obiadi rzadko wracały do domu Przed drugą.- Przytul swoje koty, Beth, i pozbądz się bólu głowy.Do widzenia, Marmisiu.Jesteśmydziś rano gromadą łobuziaków, ale wrócimy do domu jako prawdziwe anioły.Ruszamy, Meg! - IJo wyszła z poczuciem, ze nie wyruszały w drogę tak, jak winni to robić pielgrzymi.Zawsze odwracały się przed zakrętem, bo matka stała w oknie, \eby skinąć im głową,uśmiechnąć się i pomachać ręką na po\egnanie.Zdawało się, \e bez tego nie mogły prze\yćcałego dnia, gdy\ niezale\nie od tego, w jakim były nastroju, ten ostatni widok matczynej twarzydziałał na nie zawsze jak promień słonecznego światła.- Nale\ałoby nam się raczej, \eby Marmisia pogroziła nam, zamiast przesyłać pocałunki,bo nigdy nie widziano tak niewdzięcznych kreatur jak my - wykrzyknęła Jo, znajdującodkupieńczą przyjemność w marszu przez śnieg i ostry wiatr. - Nie u\ywaj takich okropnych wyra\eń - powiedziała Meg spod woalki, w którą zawinęłasię, niczym stroniąca od świata mniszka.- Lubię dobre mocne słowa, które coś znaczą - odparła Jo, łapiąc kapelusz, którypodskoczył na jej głowie, przygotowując się, by na dobre odfrunąć.- Nazywaj samą siebie jak ci się tylko podoba, ale ja nie jestem ani łobuzem, ani kreaturą inie \yczę sobie być tak nazywana.- Jesteś dziś taka zwarzona i uszczypliwa, bo nie mo\esz spędzać całego czasu wobjęciach luksusu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl