[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy wreszcie otworzyłam oczy, zobaczyłam przed sobą kobietę.Trzymała w ręcezniszczoną, słomianą miotłę.Patrzyła w niebo oczami wielkimi jak spodki.Ustaopadały jej coraz niżej.Wyglądała okropnie, jakby nie miała czym oddychać. Ja też podniosłam wzrok do góry.Dwa czarne cienie w kształcie ryb spadały ześwistem, rosnąc w oczach.Zanim nawet zdążyłam pomyśleć:  Bomby!", już leżałam, aziemia trzęsła się pode mną.Ze wszystkich stron dobiegał brzęk tłuczonego szkła.Kiedy doszłam do siebie, wciąż leżałam twarzą do ziemi.Nie wiedziałam, czyupadłam, czy przewrócił mnie wybuch, czy minęła sekunda, czy cały dzień.Potempodniosłam wzrok.Zwiat nie wyglądał już tak samo.Z nieba padał piasek.Pomyślałam, że pewnieśnię, bo ludzie poruszali się wolno jak lunatycy.Może już umarliśmy i czekamy teraz,by wyruszyć do następnego świata.Potem zaczęłam kaszleć i poczułam, jak kurzpiecze mnie w gardle.Syreny ucichły.Wstałam i ruszyłam przed siebie.Po lewej stronie widziałamdym unoszący się znad domów: pewnie ze dwie przecznice stąd wybuchł pożar.Nadachach i na ulicy walały się rzeczy wyrzucone wybuchem: kawałki koców i stołków,koło od roweru, kuchenka z garnkiem i podarte ubrania, tyle tylko, że zamiastzwykłych ubrań widziałaś rękaw z wykręconym ramieniem, but ze stopą w środku iinne rzeczy, którym wolałam nie przyglądać się bliżej.Minęłam to wszystko powoli,nie mogąc oderwać wzroku.Nagle zobaczyłam tę samą kobietę z miotłą, którakrzyczała, zanim spadły bomby.Siedziała na ziemi, załamując ręce.- Gdzie się podziewasz! - wyła w niebo.- Przecież mówiłam, żebyś niewychodził z domu.Będziesz ty się kiedy słuchać matki? Danru! - pomyślałam nagle.- Gdzie on jest?"Zaczęłam biec do domu.Mijałam kulejących ludzi, plączące się dzieci iuśmiechniętego mężczyznę, któremu krew leciała z ucha.Im bliżej domu, tymprzechodnie wydawali się spokojniejsi i bardziej zadowoleni.Gadali i plotkowali jakzwykle po zamilknięciu syren.Hulan piła właśnie herbatę.Wsadziła na nos okulary i przyglądała sięsuszonym rybom, namiękającym w wielkiej misce.- Oj! Nie było nas raptem pół godziny i już co najmniej dziesięć much pływa wnaszej kolacji.- Gdzie są?- Tu, w misce z rybą.- Aj! Gdzie Danru i ciocia Du?- Ha! Ha! Ha! Jeszcze nie wrócili.Pewnie właśnie wchodzą. Otworzyły się drzwi i już zrobiłam krok do przodu, ale okazało się, że tokucharka i służąca.Obie się śmiały.Podbiegłam do drzwi, żeby wyjrzeć na ulicę.- Nie martw się - zawołała Hulan.- Za chwilę wrócą.Za moment.Lepiej napijsię herbaty.Zamartwianiem się niczego nie przyspieszysz.- Jak mam się nie martwić? - krzyknęłam.- Widziałam spadające bomby.Wylądowały prawie na mojej głowie.Widziałam mnóstwo zabitych, poranionych.Straszne rzeczy.Buty bez stóp, stopy bez nóg.- O czym ty opowiadasz! - przerwała mi Hulan.- Widziałaś takie rzeczy? Gdzie?Teraz już obydwie gnałyśmy drogą.Tymczasem nadeszła burza.Jak tylkodotarłyśmy do zbombardowanej dzielnicy, rozpadał się deszcz.Hulan ciągleprzecierała okulary.Na ulicach roiło się od ludzi.Wszyscy byli już na miejscu: gwardia cywilna,wojsko i służby amerykańskie.Wozy straży pożarnej blokowały przejście.Dotarłyśmydo pagórka pełnego ludzi, mokrych od potu, deszczu, błota i krwi.Nie dało sięodróżnić.- Co się dzieje? - pytała Hulan, przecierając szkła palcem.- Co widzisz?Podeszłyśmy bliżej.Zobaczyłam wiele osób klęczących na szczycie wzgórka,który kiedyś musiał być jakimś budynkiem.Wszyscy ciężko pracowali, kopiącłopatami, garnkami i połamanymi deskami.Nagle zobaczyłam tę samą kobietę, która krzyczała z miotłą w ręku.Odwróciłasię i też mnie dostrzegła.Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie.Przez momentczułam się, jakbym patrzyła w lustro, widząc ten sam strach.Wróciła do kopiących.- Nie tak! Nie tak gwałtownie! - krzyknęła.Nikt nie zwrócił na nią uwagi.-Delikatnie, delikatnie - błagała.- O tak.Uklękła i zakrwawionymi palcami zaczęła wyciągać cegły, deski i kamienie.Kiedy już odsunięto wszystkie niebezpieczne przedmioty, pochyliła twarz do ziemi,patrząc z czułością na to, co znalazła.Często potem dumałam, co się stało z tą kobietą.Nie wiem, czy straciła chłopcaczy dziewczynkę, bo nie mogłam patrzeć, kiedy wreszcie odnalezli jej dziecko.- To moja wina! - krzyczała.- Moja wina!Nie chciałam widzieć, za jakie poszarpane na kawałeczki dziecko się obwinia,bo ciągle szukałam Danru. W stercie gruzu nie znalazłyśmy ani jego, ani cioci Du.Nie było go także wruinach żadnego innego budynku przy tej ulicy.Spędziłyśmy tam wiele godzin,słysząc matki wołające zaginione dzieci, patrząc, jak nadzieja znika z każdą warstwąziemi.Słyszałyśmy krzyki, potem wrzaski, wreszcie jęki niedowierzania, którezamierały w westchnieniach rozpaczy.Za każdym razem, kiedy nadzieja opuszczała kogo innego, składałam obietnice,jedna za drugą.Przysięgałam sobie stać się uważniejszą matką, szczerą i lojalnąprzyjaciółką dla Hulan, dobrą i wybaczającą żoną dla Wen Fu.Obiecywałam słuchaćrad starszych, na przykład cioci Du, i przyjmować życie bez narzekań.Po ostatniej obietnicy zobaczyłam swoją służącą.- Nareszcie panią znalazłam - krzyczała, płacząc, zupełnie jakbyśmy to my sięzgubiły.Och, ależ się popłakałam, kiedy usłyszałam, co ma do powiedzenia - wielkiszloch, który czaił się we mnie, kiedy zdawało się, że naprawdę go straciłam.A tuproszę - służąca mówi, że ciocia Du i Danru siedzą w domu.Wrócili niecałe dwieminuty po naszym wyjściu.Wszystkich serce bolało na myśl, że zamartwiamy się iszukamy ich, chociaż wcale nie zaginęli.Danru był bezpieczny.Wiedziałam, że teraz muszę dotrzymać obietnic.Hulanje słyszała, zwłaszcza tę o lojalnej przyjazni.Rzecz jasna, nie mogłam nawet myśleć ocofnięciu którejś.Gdybym przyrzekła choć jedną rzecz mniej, Danru mógł umrzeć.Albo może odnalazłby się, ale bez oka albo jednej nogi? Kto wie? Kto umie wyjaśnić,jak spełniają się nadzieje?Oczywiście dużo, dużo pózniej uświadomiłam sobie szczęśliwą okoliczność:składałam obietnice, kiedy Danru i ciocia Du od dawna byli w domu. XVIIIAmerykańska potańcówkaNie złamałam przyrzeczeń.Wycofałam jedno, tylko jedno: że będę lepszą żonądla Wen Fu.To wcale nie oszustwo, tylko trochę tak, jakbyś kupiła coś u Macy'ego, apotem to zwróciła i odebrała pieniądze.Zrobiłam tak w zeszłym tygodniu.Kupiłam na wyprzedaży buty na wesele Bao-bao, a dwa dni pózniej zobaczyłam takie same o następne dwadzieścia procent taniej.Więc zwróciłam je, odebrałam pieniądze i kupiłam te drugie, tańsze.Nikogo tym nie skrzywdziłam.Kupiłam przecież takie same buty.O tu są, wtym pudełku.Bardzo podobne nosiłam kiedyś w czasie wojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl