[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Strzelajcie, kiedy będziecie pewni trafienia.Nie mo\emy posyłać w prezencie tymsynom Seta zawartości naszych kołczanów, chyba \e nam się to opłaci!Kheti zuchwałym wzrokiem mierzył odległość od ich dachu do muru wewnętrznej fortecy.Przy odpowiednim wietrze i du\ym szczęściu zdołałby uszkodzić jakiegoś nieostro\negoobrońcę.Wyglądało jednak na to, \e takich nie było, gdy\ \aden nie ukazywał więcej ni\część hełmu czy tarczy, chyba \e znajdował się poza zasięgiem strzał. Có\.Sokole, znalazłeś korzystny punkt, z którego nale\y uderzyć? Rahotep obrócił się istanął twarzą w twarz z księciem Ahmosem.Szeroka twarz królewskiego syna pokryta byłaskorupą krwi i kurzu, pas poplamionego płótna oddarty z jakiejś spódniczki opasywał jegoramię, a z opaski na głowie zwisał tylko poszarpany koniec jego ksią\ęcego chwasta.Przeciął jednak płaską połać dachu krokiem niestrudzonego lwa i podszedł do jego krawędzi, byprzyjrzeć się placowi, gdzie rydwany przemieszczały się i czekały na atak  przyjrzeć sięwzrokiem, który potrafił dostrzec ka\dą zaletę i wadę ich własnego poło\enia.Rozmieszczeni we wszystkich dogodnych miejscach, nubijscy łucznicy piastowali swójkurczący się zapas pocisków i czekali na powrót Ikui.Od czasu do czasu któryś wypuszczałstrzałę i trzy na pięć trafiały do celu.Było to jednak o wiele za mało, \eby przechylić szalęzwycięstwa na korzyść Egipcjan. Co rozka\esz, Królewski Synu?  Rahotep zajął pozycję obok księcia.Wybrał to stanowisko najlepiej jak mógł.Zdawał sobie jednak sprawę, \e on i jego ludziestanowią zaledwie malutką cząstkę sił, którymi Ahmose dowodził i ksią\ę mógł uznać zawłaściwsze skierowanie ich gdzie indziej. Stąd nie mo\ecie dosięgnąć murów? Przy szczęśliwym strzale  być mo\e, ale wiele strzał zostałoby zmarnowanych.Królewski Synu.Na placu poni\ej zaczęli pojawiać się ludzie  pierwsi z hyksoskich \ołnierzy,spychanych do tyłu przez atakujących Egipcjan.Byli pchani, wbrew własnej woli, do kołautworzonego przez rydwany.Kilku z nich udało się przedostać za końmi do bram fortecy.Jednak te pozostały zamknięte.Przez chwilę kręcili się w kółko, jakby zdezorientowani, poczym znów obrócili się twarzą do zagro\enia. Zablokowali wrota  stwierdził Ahmose. Ci na dole mają pozostać na zewnątrz, byzwycię\yć lub stać się naszą zdobyczą!Okazało się jednak, \e postępujący naprzód Egipcjanie mają być nękani nie tylko przezstłoczonych poni\ej ludzi, gdy\ Ikui z naręczem strzał ró\nych długości i rodzajów przebiegłprzez dach, wykrzykując ostrze\enia, które sprawiły, \e wszyscy obrócili się, by spojrzeć namiasto za plecami. Ogień! 18.UROK ZWYCISTWASłup dymu wzbijał się w niebo koloru miedzianego  brudno\ółty dym, który mgliścieprzypomniał Rahotepowi inny czas i inne miejsce.Grabie\cy? A mo\e podło\yli go Hyksosi,zamierzając odciąć atakujące wojsko? Większość budynków w mieście była wzniesiona zsuszonej na słońcu cegły, lecz ściany wewnętrzne i dachy były zbudowane z dobrzezakonserwowanego drewna i zostaną błyskawicznie po\arte przez ogień.Ahmose podjął decyzję.Kiwnął ręką w kierunku zapełniającego się placu, po czymrozkazał: Strzelać do koni!Chocia\ kapitan nie powoził rydwanem, to przebywał dostatecznie długo z armią faraona,by zdawać sobie sprawę, jaki był to trudny wybór dla księcia.Gdyby Egipcjanom udało sięzdobyć chocia\ połowę tych świetnie wyszkolonych zwierząt, mogliby podwoić swoją siłęuderzeniową.Zabicie koni było jak odcięcie części swojej własnej przyszłości.Jednak terazmusiały zostać poświęcone.Aucznicy wybrali strzały spośród tych, które pozbierał Ikui.Niektóre odrzucili, gdy\ nienadawały się do ich łuków.I w ciągu paru sekund obrócili się z powrotem w kierunku placu,gotowi do strzału. Zwolnić!  Rahotep wydał rozkaz i brzęknęły cięciwy łuków.Ręce sięgnęły ponastępne strzały, a trafione zwierzęta padły wierzgając lub.oszalałe z bólu, zrywały uprzą\ irzucały się w szeregi piechoty Hyksosów. Zwolnić!Drugi  trzeci  czwarty grad strzał uderzył w linie rydwanów na placu.Te ostatnie niemogły wycofać się z ich zasięgu, gdy\ bramy cytadeli zostały zaryglowane za ich plecami.Było to paskudne zadanie, zwykła rzez bezbronnych koni, i ksią\ę obserwował ją z dłońmizaciśniętymi tak mocno na parapecie dachu, \e a\ pobielały mu kostki.Coraz więcej Hyksosów spychano na otwartą przestrzeń.Ci jednak nie wpadali tu biegiem,często bez broni, jak ta pierwsza fala.Wycofywali się, nadal zwróceni przodem do wroga,walcząc zawzięcie o ka\dy krok, który musieli ustąpić.Dym gęstniał z ka\dą chwilą.Kiedyjego macki dotarły do Rahotepa i zaczął kaszleć, udało mu się w końcu uchwycić uciekającewspomnienie paru chwil z przeszłości.Tak właśnie ogień po\erał gniazdo rozbójnikówHaptkego na granicy kuszyckiej.Kuszyci& Nic podał następnego sygnału, lecz zamiast tegozłapał Khetiego za rękę, \eby powstrzymać go od strzału. Kheti  strzały zapalające!Nubijczyk opuścił łuk i po chwili podniósł go pod innym kątem, tak by strzała byławycelowana teraz w niebo, a nie w kłębowisko poni\ej.Naciągnął cięciwę najmocniej, jak siędało i zwolnił ją, a wszyscy stali obserwując jego strzałę wzbijającą się spiralą w powietrze.Coraz wy\ej i wy\ej, jakby celem Khetiego był słoneczny dysk Re! W górę i teraz na dół,wirując  ale czy doleci? Czy kąt był właściwy?W dół  poza mury fortecy! Tylko przypadek mógłby sprawić, \eby kogoś śmiertelnietrafiła.Jednak\e strzały zapalające nie muszą nieść śmierci, tylko bezpiecznie wylądować.Ajeśli dachy budynków wewnątrz tego kręgu murów są podobne do tych w pozostałej częściNeferusi.to ogień znajdzie tam dość drewna do po\arcia!Rahotep zdawał sobie sprawę, \e wyczyn wymagający takiej siły przekracza jegomo\liwości, ale Kheti mógł tego dokonać  zresztą przed chwilą właśnie udowodnił, \e jestto w ogóle mo\liwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl