[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz,dopóki resztki eliksiru łagodziły oba zagrożenia, był czasna ucieczkę.On by się jeszcze wahał, gdyby Fanchon niezaczęła działać.Gdyby utonęła, straciłby sojusznika.Bink pognał plażą, potknął się o mackę i rozłożył sięjak długi.Reagując odruchowo, macka owinęła się wokółjego nogi.Liście przykleiły się do ciała, mlaszcząc cicho,Trent dobył miecza i podbiegł w jego stronę.Bink nabrał garść piasku i rzucił w czarodzieja, alebez skutku.Wtedy miecz Trenta opadł i rozciął mackę.- Nic ci nie grozi z mojej strony, Bink - powiedziałCzarodziej.- Płyń, jeśli chcesz.Chłopak poderwał się na nogi i skoczył do wody,nabierając głęboko powietrza.Zobaczył nogi płynącej wdół Fanchon i czarną rurę, otwór drugiego końca.Przestraszył się i cofnął kilka stóp.Wynurzył głowę napowierzchnię wody.Trent stał na plaży i siekł mieczemłączące się macki.Broniąc się przed potworem, stanowiłistny obraz bohaterstwa, jednak gdy walka się skończy,Trent będzie o wiele bardziej niebezpiecznym potworem,niż kraken.261 Bink podjął decyzję.Nabrał znowu powietrza izanurkował.Tym razem trafił w sam środek wiru i prądporwał go.Nie było odwrotu.Tunel poszerzył się prawie natychmiast i utworzyłnastępną świecącą jaskinię.Bink dogonił Fanchon i głowyich wynurzyły się na powierzchnię prawie równocześnie.Prawdopodobnie zbliżając się do wyjścia dziewczyna,będąc ostrożniejszą zwolniła.Kilka głów odwróciło się w ich stronę.Ludzkichgłów, na ludzkich, bardzo przyjemnych kobiecych torsach.Miały twarze elfów, bujne sploty ich włosów spływały wmagicznej poświacie po ich delikatnych, nagich ramionachi jędrnych piersiach.Dolną część ciała stanowiły rybieogony.To były syreny.- Co robicie w jaskini? - zawołała jedna z nich zoburzeniem.- Chcemy tylko przepłynąć - powiedział Bink.Syrena mówiła oczywiście wspólnym językiem Xanth.Niezastanawiałby się nad tym, gdyby Trent nie opowiadał, wjaki sposób język Xanth.łączył w sobie wszystkie językiMundanii.Magia działała na wiele sposobów, - Powiedzcienam, jak najłatwiej można wydostać się na powierzchnię.- Tędy - powiedziała jedna, wskazując na prawo.- Tędy - powiedziała inna, wskazując na lewo.- Nie, tędy! - zawołała trzecia, pokazując do góry.Potem rozległ się wybuch dziewczęcego śmiechu.Kilka syren skoczyło do wody i podpłynęłobłyskając ogonami w stronę Binka.Po chwili był otoczony.Z bliska stworzenia te były jeszcze ładniejsze niż z daleka.Każda miała doskonała cerę, efekt dobroczynnegodziałania wody, a ich unoszące się na wodzie piersiwydawały się pełniejsze.Może za długo miał do czynienia262 z Fanchon; widok tych wszystkich piękności wzbudził wnim dziwne uczucia podniecenia i nostalgii.Gdyby takmógł je wszystkie, chwycić, ale nie, one były syrenami,zupełnie nie w jego typie.Nie zwróciły zupełnie uwagi naFanchon.- To facet! - zawołała jedna z nich.Miła chyba namyśli to, że jest on człowiekiem, a nie trytonem.-Popatrzcie, ma rozdzielone nogi, bez ogona.Nagle zaczęły nurkować, żeby obejrzeć jego nogi.Bink, nagi, czuł się bardzo niezręcznie.Zaczęły godotykać, ugniatając nieznana im mięśnie kończyn dolnych.Dla nich była to nowość.Dlaczego jednak nie oglądały nógFanchon? Były to raczej psoty, niż ciekawość.Głowa Trenta wyłoniła się za nimi z wody.- Syreny - skomentował.- Nic od nich nieuzyskamy.Chyba miał rację.Wydawało się również, że nie udaim się uniknąć towarzystwa Czarodzieja.- Sądzę, że lepiej będzie zawrzeć rozejm powiedział Bink do Fanchon  Musimy mu zaufać.Spojrzała na syreny, a potem na Trenta.- No dobrze - rzekła nieuprzejmie - cokolwiek to jestwarte, a pewnie niewiele.- Bardzo rozsądnie - stwierdził Trent.- Naszedalekosiężne cele mogą być różne, ale cel bezpośredni nasłączy: musimy przeżyć.Patrzcie, nadpływają trytony.Gdy to mówił pojawiła się grupa trytonów,przypływających z innej strony.Był tu istny labirynt jaskińi zalanych wodą korytarzy.- Hola! - zawołał tryton, wymachując swoimtrójzębem.- Huzia! - syreny zapiszczały kokieteryjnie i263 uciekły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl