[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I przez resztę dni będzie paliła mnieświadomość, że to moja wina.Nikt nigdy się nie dowie, czy proroctwo mogło się wypełnić,ponieważ ja nie złożyłem ofiary.Zawrotna Dziewiątka miała rzucić się z wodospadu.Zamiasttego utopiło się ośmioro przerażonych muzyków, zostawiając za sobą jednego tchórzliwegonieszczęśnika.- Nie powinieneś tak surowo się oceniać - pocieszała go Rachel. - Pewnie - nabzdyczył się zniesmaczony Tark.- Powinienem sobie pogratulować, żezdradziłem przyjaciół i ochroniłem cesarza.Kusiło mnie samobójstwo.Uznałem jednak, że skoronie byłem mężczyzną, żeby stracić życie razem z przyjaciółmi, to nie zasługuję na to, by okazaćsię takim tchórzem i odebrać sobie życie samemu.Teraz jestem wędrowcem.Wagabundą,którego sousalaks spoczywa na dnie oceanu, prawdopodobnie zamieszkały przez ogromnegokraba wędrownika.- To& to okropne - wydukał Jason.Otworzył usta, żeby znowu wyrazić swoje współczucie, ale nie mógł wykrztusić słowa zpowodu zaciśniętego żołądka.Czy mógł być bohaterem, którego wezwali ci muzycy? Galloranujął to tak, jakby każdy, nawet dzieciak z przedmieść mógł zostać bohaterem.Usłyszeć wszczegółach o ofierze, którą złożyło dziewięcioro ludzi tylko po to, żeby sprowadzić bohatera doLyrianu, było przytłaczające.Napełniło Jasona nagłym, przemożnym pragnieniem, żebyrzeczywiście stać się bohaterem, którego potrzebowali.Czy był do tego zdolny?- Chciałbym znalezć tę szumowinę, która wystrzeliła strzałę.- Tark zgrzytnął zębami izacisnął pięści.- To on zniszczył naszą ofiarę.Gdyby się nie wtrącił, nie zdradziłbym naszejsprawy.Odpłacenie się mu to jedyny cel, jaki mi pozostał.Rachel i Jason spojrzeli po sobie z zażenowaniem.- Jak on wyglądał? - zapytał Jason.Tark obrzucił go spojrzeniem.- Z opisu, który słyszałem, trochę jak ty.Wysoki.Złociste włosy.- Tark parsknął,dokończył zupę rybną i otarł usta rękawem.- Będę go szukał aż do dnia śmierci.- Może nie powinieneś polować na tego biedaka, który wystrzelił strzałę - wypaliłaRachel.- Dlaczego? - warknął Tark.- On pewnie tylko próbował pomóc - wyjaśniła słabo.Jason pochylił głowę.- Myślę, że wszyscy dobrze wiemy, kto tu jest prawdziwym złoczyńcą.Tark przyjrzał się Jasonowi spod zmrużonych powiek. Maldor - bezgłośnie poruszył ustami, rozważając tę myśl. - Jeśli chcesz poświęcić życie, robiąc coś użytecznego, wez się za niego - powiedziałJason, ściszając głos.- To będzie najlepszy sposób, żeby uhonorować ofiarę twoich przyjaciół.Kto wie? Może to ty jesteś bohaterem, którego próbowali przyzwać.Tark usiadł prosto.Oczy mu pojaśniały.- Myślę, że możesz mieć rację.Co bardziej by pasowało?Wyciągnął zza pasa ciężki nóż o ostrzu ząbkowanym jak piła iwbił go z wściekłością wblat.Jason popatrzył w milczeniu na imponujące ostrze.Tark wstał, drapiąc się po brodzie.- Zważ me słowa: może i nie umarłem, ale moje życie zakończyło się przy tamtymwodospadzie i nie mam czego się obawiać.Niczym duch będę tropił Maldora i jegopopleczników.- Zerknął ukradkiem, czy nikt go nie podsłuchał.- Niech ta rozmowa zostaniemiędzy nami.Nigdy się nie spotkaliśmy.%7łyczę ci powodzenia, Jasonie, mój przyjacielu.-Klepnął chłopaka w ramię.- Przywróciłeś mnie do życia.Tark schował nóż do pochwy i pomaszerował do drzwi.Wypadł na zewnątrz z pomocąmężczyzny o kwadratowej twarzy.Jason i Rachel wzięli po kolejnej muszli.Kiedy Jason zasysał wijące się ciało, pomyślało ciężkim nożu.Jeszcze minutę temu o ostrze miało poderżnąć mu gardło.Miał nadzieję, że Tarkrwa przy nowym postanowieniu.Chociaż prześladowała go powieść Tarka o ostatnich chwilachprzy wodospadzie, Jason nie był gotowy umrzeć, by odkupić swe winy.Dokończył swoją połowę marszczy, podobnie jak Rachel.Z każdym kolejnym kęsemcoraz bardziej mu smakowały.Po ostatnim marszczu, rozsiadł się zadowolony, delektując siędelikatną pozostałością w ustach.Naprawdę cudowny posmak.Wróciła kelnerka.- Ile jestem winien? - zapytał Jason.- Cztery droomy.Jason wyjął z sakiewki brązową kulkę.- A to ile jest warte?- Pięć - odpowiedziała, jakby spodziewała się, że się z nią droczy.- Proszę.Reszta dla ciebie.Zagapiła się na niego.- Co? - zdziwił się Jason. Uśmiech wypłynął na jej twarz.- Pięknie dziękuję.Mówiła tak szczerze, że Jason uznał, że mieszkańcy Hipolandii muszą skąpić nanapiwkach.Natychmiast poszła do Kernyego i zaczęła mówić coś podekscytowana, zerkając wstronę Jasona.- Ej, rozrzutniku, jesteś tu jeszcze ze mną? - syknęła Rachel.- Dałem jej tylko napiwek.Dwadzieścia procent to standard tam, skąd pochodzę.- Tak między nami, to było dwadzieścia pięć procent.Ale to nieistotne.Pewniepowinniśmy się zbierać.Jason odwrócił się do drzwi.- Czy właśnie posłaliśmy Tarka na śmierć? - mruknął.- Pózniej - odpowiedziała szeptem Rachel.- Pewnie posłaliśmy - powiedział Jason.- Wyglądał tak, jakby był w nastroju dozrobienia czegoś głupiego.Chyba lepsze to niż oberwać wielkim nożem w plecy jakiejś ciemnejnocy.Rachel wstała.Kerny podbiegł do nich, jakby martwił się, że wyjdą, zanim z nimi porozmawia.- Jak smakowało?- Wyśmienicie - odparła Rachel.- Zna się pan na owocach morza.Kerny zerknął zakłopotany na Jasona, jakby zaskoczył go fakt, że Rachel odezwała siępierwsza.- Strasznie się ekscytuje jedzeniem - zażartował Jason, na co Kerny odpowiedziałszerokim uśmiechem, a Rachel zacisnęła usta w wąską linię.- I miała rację.Marszczę to byładoskonała propozycja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl