[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty bękarcie.Stał tyłem do światła, tak że nie dało się odczytać wyrazu jego twarzy.- Zgadza się.- Co za jedwabisty głos.A jaki suchy.-Ale myślałem, żejuż omówiliśmy tę kwestię.- Bawiłeś się mną! Tak jak się bawisz tymi mężczyznami, których uczyszszermierki.- Nie.To nieprawda.- Prawda - upierała się, upokorzona i wściekła.Poderwała się z łóżka,chwyciła swe pantalony i zaczęła wkładać.On nawet nie drgnął.- Czy powinienem powiedzieć, że żałuję? - spytał.- Bo jeśli tego panisobie życzy, zrobię to, ale proszę sobie przypomnieć, panno Nash, że to panizaczęła maskaradę.Ja tylko się dostosowałem.Złapała białą koszulę leżącą na krześle i wciągnęła przez głowę.- Trzeba mi było powiedzieć! Mógł pan przerwać maskaradę w każdejchwili!- I co? - Jedwabistość zniknęła, teraz w jego głosie dzwięczał gniew.-Zepsuć pani przygodę? To dla mnie nie do pomyślenia rozczarować damę.- Bękart!- Znowu? Doprawdy, jeśli zamierza pani odwiedzać różne zakazane miejsca,będę musiał panią nauczyć kilku nowych słów. Bękart" jest żałośnie nijaki.Poczuła łzy napływające do oczu.Nie.Nie będzie płakać.Podniosła zpodłogi swój krawat i zawiązała na szyi, po czym wsunęła bose stopy wpantofle.- Heleno.- Podszedł do niej.Teraz światło padało mu prosto na twarz.Surową i gniewną.- Heleno, zaczekaj.- Po co? %7łebyś się jeszcze trochę pośmiał?- Nie śmieję się.Odrzuciła w tył głowę, odgarniając włosy.- Jakie to musiało być zabawne.Dostojna, niedostępna panna Nash spół-kująca z tobą jak kotka w czasie rui.Och! - Zakryła twarz.Złapał ją za rękę i okręcił ku sobie.- Więc stoisz o tyle wyżej ode mnie, że myśl o pożądaniu mnie rozpalaognie upokorzenia na twych policzkach? - wycedził przez zęby.201Nigdy, nie widziała na jego twarzy takich emocji.Oczy mu płonęły, szczę-ka drgała, wargi wykrzywiały się szyderczo.- A skoro już jesteśmy przy omawianiu miejsca i czasu zrzucenia maski,panno Nash, to kiedy zamierzała pani mi powiedzieć, kim jest? A może chciałapani po prostu przychodzić po ciemku do mego łóżka, dopóki się pani nieznudzi kochanek bękart?- Nie!- Więc kiedy? - spytał, boleśnie ściskając jej nadgarstek.- Kiedy zamie-rzałaś wyjawić mi swe imię, Corie?Wlepiła w niego wzrok, rozwścieczona, niezdolna odpowiedzieć.Nie wiedzia-ła, kiedy.Nie wybiegała myślą tak daleko naprzód.W tym właśnie tkwił problem.Będąc z nim, w ogóle nie myślała.Po prostu.pragnęła.Dlatego, że go kocha.Była taka naiwna, taka głupia.Przecież on musiał wiedzieć.Wszystko, cojest zdolna ocalić z tej nocy, to nędzne strzępy dumy.Zadarła brodę, niezważając na łzy cieknące jej po twarzy.Zmarszczył brwi w nagłym bólu.- Nie rób tego.- Pozwól mi odejść.- Nie.Nie masz racji.- Pokręcił głową.- Mówimy o zupełnie różnychrzeczach.Wyjdz za mnie.- To nie będzie konieczne.Zapewniam cię, nie poczęłam.- Spodziewałasię miesiączki lada dzień.- To nie ma nic wspólnego z koniecznością - odparł, a gniew na noworozpalił się w jego oczach.- Musisz wiedzieć, że ja.- Panie Munro! - Rozległo się gwałtowne stukanie do drzwi sypialni.-Panie Munro! Proszę! - nawoływał gorączkowo Gaspard.- Nie teraz, Gaspard! - zagrzmiał Ramsey, nie przestając patrzeć w oczyHelenie.- Ale proszę pana! Powiedział pan, że jeśli ta dama przyjdzie, mam panazawiadomić, żeby nie wiem co! - krzyczał Gaspard zza drzwi.- Ona tu jest!Bardzo zdenerwowana.Nalega, że musi pana zobaczyć!Ból, szybki jak myśl, targnął Heleną.Otworzyła szeroko oczy zaszokowa-na zdradą.- Nie.- Przeszywał ją wzrokiem.- Nie.- Kręcił głową, wyciągając doniej ręce, ale cofnęła się gwałtownie, byle dalej od niego, i po omacku szu-kała drzwi.- Heleno, to nieporozumienie.- Jego głos był napięty, ale w oczach zgas-ła nadzieja.Wyglądał jak skazaniec.202- Och, nie - wyszeptała wargami mokrymi od własnych łez.- Zrozumia-łam.Proszę przekazać me przeprosiny tej damie i powiedzieć jej, że niezdawałam sobie sprawy, że staję jej na drodze.Szarpnięciem otworzyła drzwi i wybiegła.Ramsey klął dziko, narzucając na siebie szlafrok i wybiegając za Helenąna korytarz.Zniknęła.Niech to diabli! Miał ją w ramionach, w swoim łóżkui ją wypędził.Przez swoją dumę, przez tę przeklętą dumę!Miała rację.Powinien był jej powiedzieć na samym początku, że wie, kimona jest.Ale nie powiedział.Najpierw dlatego, że nieufnie traktował jej za-pewnienia, że szuka przygody, a pózniej dlatego, że chciał, by do niego przy-szła.Pragnął, aby zrozumiała.do diabła, co? %7łe go kocha i może mu zaufać?Dlaczego miałaby to zrobić, skoro nigdy nie zaznała tego od niego? Boże,jak uparcie błądził.a teraz ją stracił.Pustka otwarła się w jego sercu, zostawiając tylko ziejącą ranę.Zacisnąłpowieki.Litościwy Boże, co on zrobił?- Ramsey!Z dzikim stęknięciem obrócił się w miejscu na dzwięk kobiecego głosu.Paz Winebarger chwyciła się dłonią za serce i cofnęła, widząc wyraz jego twarzy.- Ona zniknęła, Ram! Helena! Spędziłam całą noc na poszukiwaniach,objechałam całe miasto, zanim tu przyszłam, bo wiedziałam, że ty.Zacisnął powieki i wziął głęboki oddech.Walczy o panowanie nad sobą,pomyślała.Ram Munro, najbardziej opanowany mężczyzna, jakiego znała.Wyciągnęła ręce w geście współczucia i błagania.- Tak mi przykro.Zgubiłam ją z oczu, a DeMarc nie wiadomo gdzie siępodziewa i.Och, Ram! Obawiam się najgorszego! Wybacz mi! Przysię-gam, że robiłam, co w mojej mocy.by spełnić, o co prosiłeś.Proszę, ubierzsię zaraz.Musimy ją znalezć.- Ona jest bezpieczna, Paziu.- Nie.- Pokręciła głową.- Zniknęła.- Właśnie wyszła ode mnie.203Odrętwiała Helena wchodziła schodami dla służby do swego pokoju nadrugim piętrze.Oczywiście, że jest inna kobieta.To równie oczywiste jakto, że wiedział, kim ona jest.Mężczyzna taki jak on pewnie rozpoznawałkobiety po zapachu.Pewnie uczył się na pamięć indywidualnych kształtów,brzmienia okrzyków, sposobu, w jaki całowały.Otarła oczy mokre od łez.Nie wolno jej płakać.Już nigdy więcej.Musiodzyskać panowanie nad sobą.Czy nie jest pełną godności, niedostępnąpanną Nash?Cały czas dawał jej wskazówki.Nie chciał jej uczyć szermierki, ale przywszystkich zastrzeżeniach, jakie zgłaszał, nie wymienił najbardziej oczywi-stego: że kobieta nie nosi szpady.Chyba że nie jest ubrana po kobiecemu.A kiedy na jej widok powiedział Helena", zwracał się do niej po imieniu,a nie przywoływał w pamięci twarz osoby niewidzianej od dawna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Mason Connie The Dragon Lord
- BAL UMARŁYCH DZIEWCZYN cała ksišżka
- Zimowy bal
- Brockway Connie Sezon na panny młode 02 Kaprys panny młodej
- Brockway Connie Miłoć w cieniu piramid(1)
- Briskin Jacqueline Tamta strona miłoÂści
- Kennedy Douglas Pokusa
- Nora Roberts Kolekcjoner
- Rachel Hartman Serafina
- Christie Meierz [Tales of Tol Daughters of Suralia (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- conclusum.xlx.pl