[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idzie nie powiedzianojeszcze o śmierci męża.Przesypiała większą część dnia.Marcella wróciła do domu pózną nocą, wyczerpana.Harrysiedział w kuchni.- Dzieci śpią - powiedział, podnosząc wzrok.- Jadłeś coś?Potrząsnął głową.Podgrzała zupę.Kiedy Marcella podawała krakersy, chwycił ją za rękę.- Lubiłem go znacznie bardziej niż mojego ojca, Marce - wyznał.- Wiem.- Pokiwała głową i podała zupę.- On też cię lubił.Uważał cię za syna, którego nigdy nie miał.Przełknęła łyżkę zupy, ale nie czuła jej smaku.Co pewien czas ich oczy spotykały się, ale Marcella nie potrafiła wyrazić słowami wszystkich splątanych myśli.Pózniej chciała tylko patrzeć w telewizor i o niczym nie myśleć.Oto dlaczego małżeństwa się rozpadają - rozważała nocą w łóżku.- Jeden partner nie jest w stanie porozumieć się zdrugim.Czasami to ja, czasami Harry.Nigdy nie przychodzi moment, w którym oboje czulibyśmy to samo, obojepragnęlibyśmy się czymś podzielić, myślą czy dotykiem.Harry zgasił światło i, może powodowany szacunkiem dlajej bólu, trzymał się swojej strony łóżka.Miała ochotę mu powiedzieć, że właśnie teraz chciała, by wziął ją w ramio-na, ochraniał, zapewnił ją, że odtąd on będzie się nią opiekował, że będzie jej ojcem.Nie potrafiła.Jak bardzo nie-nawidziła małżeństwa! Jak bardzo ją zawiodło! Dotarła przez płacz do snu, a ból tkwił w niej jak ołowiana kula wbrzuchu.Jedyną pożyteczną rzeczą, którą mogła zrobić, było jak najdłuższe przebywanie przy matce w szpitalu.Przezpierwszy tydzień unikała niespokojnych pytań o ojca.- Najpierw wydobrzej.Potem porozmawiamy o ojcu.- Ale czy nie mogę go zobaczyć? Jak ciężki jest jego stan? - krzyczała Ida.W końcu Marcella musiała skłamać i powiedziała, że Aldo walczy o życie.Kiedy lekarze zdecydowali, że matka jestgotowa usłyszeć prawdę, Harry zaproponował, że ją powie Idzie, ale Marcella czuła, że to jej obowiązek.Tegopopołudnia wzięła matkę za rękę.- Mamo, mam bardzo smutne wieści o tacie - zaczęła.- Czy jesteś gotowa, żeby je usłyszeć?Ida spojrzała na łzy płynące po twarzy córki i ścisnęła mocniej jej rękę.- Nie żyje, tak? - spytała.Marcella przytaknęła.Ida kilkakrotnie pokiwała głową, jakby chciała sama siebie przekonać.Potem płakały.- Nie byłam dla niego tak dobra, jak powinnam - łkała Ida, odwracając twarz.- Nigdy nie mogłam mu wybaczyć.- Czego, mamo? - spytała łagodnie Marcella.Ale Ida potrząsnęła głową i mocno zacisnęła usta. Pewnie jakaś inna kobieta.Cóż innego mogło to być?- wyraziła przypuszczenie Amy.Cztery miesiące po wypadku siedziała naprzeciwko Marcem' w szpitalnej kawiarni o wystroju w kolorze łososio-wym.Absurdalnie czarująca w jasnozielonym zamszu, najwyrazniej próbowała, tak samo jak pastelowe wnętrze,wyglądać radośnie.Dotknęła ręki Marcelli.- Kochanie, wiem, że to potworne stracić jedno z rodziców, ale ty tak ciężko to przechodzisz.Czy tak bardzo był cibliski?- Owszem.- Marcella skinęła głową.- Był kochającym ojcem, uroczym człowiekiem.- Przyjęła od Amy papierosa izapaliła.- Ale nie to mnie rozkłada, Amy.- Co, w takim razie?Marcella spojrzała na przyjaciółkę.Amy dawała jej cudowne oparcie, dotrzymywała Marcelli towarzystwa podczasdługich czuwań, kiedy Ida przechodziła trzy kolejne operacje nogi.Obecność przyjaciółki stanowiła pocieszająceprzypomnienie o wystawnym życiu, które teraz zdawało się znajdować poza zasięgiem Marcelli.- Jej stan się poprawia, prawda? - spytała Amy.- Tak twierdzą lekarze.- Lekarze! - Amy prychnęła i rozejrzała się dokoła.- Jeśli kiedykolwiek zachoruję, przypomnij mi, żebym unikałatego miejsca.Nikt tu nie wygląda jak Richard Chamberlain! Przypuszczam, że nie masz żadnej wiadomości dlaScotta? O książce.Marcella wzruszyła ramionami.- Przysłał takie cudowne kwiaty.Wysłałam kartkę z podziękowaniem.Nie napisałam ani jednego słowa konspektu- wyznała.- Czy mówił coś o mnie?- Nic, oprócz zwykłych pytań.A co? - Amy nachyliła się bliżej.- Czy coś zaszło między wami?Marcella zaciągnęła się papierosem.- Powiesz mi, Marcello?Marcella wzruszyła ramionami, i spojrzała na przyjaciółkę.- Czemu nie? - spytała w końcu.- To i tak przydarzyło się komuś innemu.Kochaliśmy się.Tamtego dnia po lunchu.W jego biurze.- Mój Boże! - krzyknęła Amy.- Czy było dobrze?- Tak! - Marcella pochyliła się gwałtownie do Amy.- Tak, czy nie rozumiesz? Było cudownie! Boże, Amy, nie kochałam się w ten sposób od lat! On nawet nie jest wmoim typie, ale pragnął mnie i to wystarczyło, żeby.- Wiem.Więc w czym problem? Chyba się w nim nie zakochałaś?Marcella chwyciła Amy za rękę i wpiła w nią wzrok.- Czy wezmiesz mnie za wariatkę, jeśli coś ci powiem? Coś, w co szczerze wierzę?- Oczywiście, że nie! - odparła Amy z oburzeniem.- W takim razie przysięgnij! - rozkazała Marcella.Amy pokręciła głową z niedowierzaniem.- Dobra! Przysięgam, że nie wezmę cię za wariatkę! O co chodzi?Marcella utkwiła wzrok w fusach po kawie.- Kiedy pierwszy raz zdradziłam Harry'ego, czułam, że zostałam ukarana - powiedziała cicho.- Straciłam dziecko.Scott był moją drugą zdradą i straciłam ojca.Może to tylko poczucie winy, ale gdyby cokolwiek przytrafiło się moimdzieciom.- Marcello! - Amy objęła ją ramieniem.- Nie wierz w te bzdury o boskiej zapłacie! Powiedz, czy przyjaznię się z pa-storem Billem Grahamem, czy ze zmysłową, trzezwo myślącą kobietą, która pisze najbardziej przepełnioneerotyzmem utwory, jakie kiedykolwiek.- Pisałam - przerwała jej Marcella.- Nie jestem pewna, czy jeszcze potrafię.- Dlaczego? - Oczy Amy płonęły.- Boisz się, że uderzy w ciebie piorun? Doprawdy! - Odepchnęła Marcellę,rzucając jej wściekłe spojrzenie.- Nie potrzebujesz Boga, żeby cię karał, Marcello! Zwietnie robisz to sama!- Ale dlaczego to robię? - spytała błagalnie Marcella.- Naprawdę wierzę, że kobiety zasługują na seksualne równouprawnienie, równość i całą resztę!- To musi być wynik twojego katolickiego wychowania, kochanie - stwierdziła Amy.- Nie bądz dla siebie taka surowa! Ja w ciebie wierzę, bez względu na to, co się stanie!Marcella uścisnęła dłoń przyjaciółki.- Dziękuję, Amy.- Otarła oczy chusteczką.- Będę musiała jakoś to wszystko przetrwać, ale napiszę tę książkę!Znajdę siłę, kiedy moja matka stąd wyjdzie i nie będę musiała latać tam i z powrotem.Amy podsunęła jej puderniczkę Chanel, by Marcella doprowadziła nos do porządku.- Mmm, zapach bogactwa! Zapach innego życia! - westchnęła.- To może być też twoje życie! - zapewniła ją Amy.- Po prostu napisz tę książkę! Chryste, gdyby Bóg niszczył wszy-stkich, którzy zdradzają współmałżonków, nie znałabym żywej duszy, a ludzkość by wyginęła.Twojego ojca zabiłpijany kierowca, Marcello.To takie tragiczne i proste.Kilka tygodni pózniej Idę wypisano ze szpitala.Wprowadziła się do mieszkania Marcelli i Harry'ego.Dziecizamieszkały w jednym pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl