[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- w tym momencie uświadomił sobie, że przecież czeka ich jeszcze ciężka, o ile nie najcięższa próba - Głaz Na Erech.- No, już.Chodź! - Aragorn otrząsnął się z niewesołych myśli i przyciągnął Boromira za ramię, ustawił bokiem do konia i podniósł jego lewą rękę, kładąc ją na przednim łęku.- Stopa w strzemię, proszę, raz-dwa! - a odwracając się przez ramię ku Strażnikom dorzucił: - Na koń!Legolas przytrzymał Boromirowi strzemię i człowiek, jak marionetka, posłusznie podciągnął się do góry, popchnięty parą silnych rąk.Usiadł w siodle, ale po wodze nie sięgnął.Elladan wskoczył lekko na swojego Olfira, podjechał do boku Gondorczyka.- Ja się tym zajmę - powiedział, wyciągając rękę.Aragorn przerzucił więc wodze przez łeb siwka i podał je bratu.- Wskakuj na Roheryna, my tu sobie poradzimy - Elladan uśmiechnął się do niego.- Dziękuję - Strażnik zacisnął palce na jego przedramieniu, a na odchodnym sprawdził jeszcze, czy Boromir włożył drugą stopę w strzemię.Okazało się, że, owszem, włożył, ale rzemień puśliska był skręcony, więc Aragorn wysunął mu stopę i poprawił, żeby było jak należy.- Dziś wieczorem odpoczniemy - powiedział, krzepiącym gestem opierając mu dłoń na kolanie.- Chciałem.zauważyć.- powiedział Boromir z wysiłkiem.-.że jest noc.Aragorn uśmiechnął się, biorąc jego odezwanie się za dobry znak, mimo iż w słowach tych była pretensja a nie żart.- Jesteśmy w krainie Umarłych - wyjaśnił.- Tu zawsze jest noc.W naszym świecie jest dopiero wczesne popołudnie.Boromir nie skomentował tej wiadomości, więc Aragorn odwrócił się i pospieszył do Roheryna.Wszyscy Strażnicy czekali już w siodłach.- Naprzód! - rozkazał, wsiadając.Roheryn zarżał i ruszył z kopyta.Pierwszy, krótki postój Aragorn zarządził u wylotu wąwozu, tam gdzie rzeka Morthonda zakolami wrzynała się w skalne zbocze.Niebo zmieniło się z nocnego na szare, typowe dla zmierzchu.Cała dolina, która otwierała się przed nimi jak okiem sięgnąć była dziwnie pozbawiona koloru.Góry były szare, rzeka była szara i trawa też.Tu i ówdzie, w oddali migotały ogniki domostw - dolina była żyzna i zamieszkiwało ją wielu ludzi.Aragorn zawrócił Roheryna stając przed swym oddziałem.W oddali, za plecami Elrohira, który jechał ostatni tłoczyły się cienie, trzepotały widmowe, poszarpane sztandary.Umarli podążali za Drużyną, posłuszni jego wezwaniu.Aragorn spojrzał na Boromira.Gondorczyk wyglądał na skrajnie wyczerpanego, ale dzielnie trzymał się w siodle.Po jego lewicy zajął miejsce Elladan, po prawicy zaś Legolas z Gimlim.Strażnik miał nadzieję, że to wsparcie wystarczy - czekał ich bowiem bardzo forsowny etap wędrówki.- Przyjaciele! - odezwał się gromko.- Musimy zapomnieć o zmęczeniu! Jeśli mamy stanąć na Erech jeszcze dziś, trzeba ruszać naprzód.Przed nami daleka droga! Będziemy galopować, póki koniom starczy sił.Ja poprowadzę, trzymajcie się za mną, nie wyprzedzajcie.Kilku Strażników uniosło dłonie na znak, że rozumieją i zastosują się do rozkazów.- Wybacz, stary druhu - Aragorn pochylił się nad końską szyją i pieszczotliwie poklepał Roheryna po łopatce.- Muszę cię znowu poprosić o galop - szepnął, dociskając lekko pięty.Koń parsknął, położył po sobie uszy i ruszył doliną na przełaj, przechodząc w cwał po kilku susach.Aragorn pochylił się w kulbace, wiatr zaświstał mu w uszach.Na Erech!Umarli otoczyli ich ciasnym kołem, tworząc coś na podobieństwo wojskowego obozu.Zapadające raptownie ciemności wchłonęły widmowe sztandary, jeźdźców i konie, ale choć niewidoczni - byli obecni i ta obecność nie pozwalała zmrużyć oka.Świadomość, że tuż obok, pod osłoną nocy krążą Umarli przeszywała lodem nawet najbardziej waleczne serca.Niepokój potęgowała jeszcze cisza, sprawiająca wrażenie oddechu wstrzymywanego przed wielką burzą.Królewski sztandar, dar Arweny, jeszcze niedawno dumne trzepoczący na wietrze, wisiał teraz bez ruchu.Każde końskie parsknięcie, każdy ludzki szept rozlegały się w ciemnościach jak krzyk.Umarli milczeli, ale otaczała ich taka aura wyczekiwania i dzikości, że chyba lepiej by było, gdyby szeptali.Do ich głosów można się było przyzwyczaić jak do brzęczenia much, natomiast tę głęboką, znaczącą ciszę ciężko było znieść.Do tego wszystkiego, Głaz otaczała dziwna, blada poświata, przypominająca księżycową, tworząc na trawie jaśniejszy krąg, szeroki na kilkadziesiąt stóp.Twarze towarzyszy były w tym świetle chorobliwie blade, a miecze i kolczugi słały zimne odblaski.Dalej, poza tym kręgiem, ciemności były już nie przeniknione.Drużyna rozłożyła się obozem wewnątrz kręgu i zgodnie z zaleceniami Aragorna nikt nie wypuszczał się poza obręb tej świetlnej granicy, która zdawała się wyznaczać dwa światy - ludzi i upiorów.Wewnątrz tego kręgu czuli się bezpieczni, ale z drugiej strony byli też wyraźnie widoczni, co dawało mocno nie komfortowe poczucie - mieli świadomość, że są obserwowani, sami zaś nie mogli niczego dostrzec.Aragorn zdecydował, że spędzą tu noc.Nie obawiał się zagrożenia ze strony Umarłych - wiarołomcy uznali jego władzę.Mimo to nie pozwolił rozpalać ognisk.Posłuszeństwo posłuszeństwem, ale lepiej go nie wystawiać na próbę; skoro Umarli tak nienawidzili ognia, nie widział potrzeby by ich drażnić.Nie pierwsza i nie ostatnia to noc bez ciepłej strawy.Strażnicy porozsiadali się na ziemi, okręcając kocami.Niektórzy położyli się, ale nie spał nikt.Aragorn przeszedł się między nimi, zatrzymując się, by uścisnąć czyjeś ramię, zamienić kilka słów, uzgodnić szczegóły drogi.Kiedy dotarł do Halbarada, ten skinął głową za siebie.Aragorn spojrzał we wskazanym kierunku i westchnął.Boromir siedział na ziemi, oparty o głaz.Kolana podciągnął pod brodę i ciasno objął się ramionami, jakby próbował zniknąć i odciąć się od otaczającego go świata.Aragorn poczuł nagłe ukłucie wyrzutów sumienia - w drodze nie miał możliwości ani czasu, by się towarzyszem zająć.Jedyne, na co mógł sobie pozwolić to zerkanie, co jakiś czas, jak Boromir sobie radzi.Ku jego wielkiej uldze radził sobie i to całkiem dobrze.Widocznie ostry wysiłek fizyczny pomógł mu przełamać ten dziwny stan otępienia.Po pierwszym cwale przejął wodze od Elladana i od tamtej pory jechał już samodzielnie.Teraz jednak zmęczenie i ta potworna cisza zaczynały na nowo dawać mu się we znaki.Aragorn przysiadł się do niego, otulając się płaszczem.Gondorczyk spojrzał na niego niepewnie i zamiast powitać go swym zwykłym surowym i wyzywającym spojrzeniem, niespokojnie odwrócił wzrok.To była nowość, którą Aragorn zaobserwował pierwszy raz tu, przy Głazie właśnie, kiedy to wzywał Umarłych do wypełnienia przysięgi.Nie, nie wtedy.Dokładnie, było to w chwili, kiedy ogłosił się Elessarem i kazał rozwinąć sztandar, a Umarli skłonili się, uznając jego roszczenia.Na moment złowił wtedy wzrok Boromira i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył bojaźń i coś na kształt podziwu.Teraz też wyrażało to się w całej jego pozie.Aragorn domyślał się, że Boromirowi ciężko było uporać się ze świadomością, iż, wbrew swym przechwałkom, na Ścieżce okazał się najsłabszy i zależny od pomocy innych.A to, że Umarli potwierdzili prawa Aragorna do tronu było zapewne jeszcze cięższym doświadczeniem.- Jak się czujesz?- zapytał Aragorn cicho.Boromir wzruszył lekko ramionami, zapatrzony w ciemność przed nimi i jeszcze bardziej skulił się w sobie.- Zjadłeś coś?Przeczący ruch głowy.- A może zjesz coś teraz?Znowu zaprzeczenie.- Musisz coś zjeść.O świcie ruszymy dalej i tempo będzie równie forsowne, jak dziś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Chmielewski, Damian Społeczno kulturowy obraz regionu Warmii i Mazur. Ujęcie systemowe (2012)
- Joanna Chmielewska Wielki diament (Częœć1)
- Joanna Chmielewska Wszyscy jesteÂœmy podejrzani
- Joanna Chmielewska Krokodyl Z Kraju Karoliny
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu
- Joanna Chmielewska Skradziona kolekcja
- Benedykt Chmielowski Nowe Ateny
- Chmielewska Joanna M Karminowy szal
- Chmielewska Joanna Lekarstwo na milosc
- Ken Wilber No Boundary
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl