[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teresa, która przez całe życie miała niepojętą awersję do plotek, wysłuchiwała jej cierpliwie, starannie wystrzegając się pytań, bo panią Kulska pytania ostro dopingowały, po czym natychmiast zapominała, o czym pani Kulska doniosła.Były to zresztą niezupełnie plotki, pani Kulska operowała faktami, przy czym wrodzona dobroduszność i życzliwość dla wszystkich powodowały, iż nikogo nie oczerniała.Przypuszczenia snuła zawsze in plus, nawet jeśli ktoś kogoś okradł albo zamordował, to pewnie, biedaczek, miał jakieś ważne powody albo może był ogromnie zdenerwowany… — Sonieczka nie mogła jechać, ale sama chciała, bo tam nikogo nie było, a sąsiedzi powiedzieli, że to najbliższa osoba, syn jest w Europie, do kotycza trafili od razu i prosili, żeby pojechała, więc postanowiła to od razu załatwić, ona chyba nawet dziedziczy wedle testamentu, to był przecież bogaty człowiek, cóż to za okropny trafunek… Coś mi nagle w tym gadaniu zabrzmiało znajomo.Otworzyłam usta, żeby zadać pytanie, ale nie zdążyłam.Zza moich pleców odezwała się Teresa.Pani Kulska zerwała się, wśród powitań kontynuowała opowieść, Teresa zaprosiła ja do domu, bo tu komary gryzą, napiją się kawy.Wepchnęłam się za nimi.— Ja od księdza wracałam, ksiądz mówi, że mu to lekarstwo bardzo pomogło, chciałam Kaziowi powiedzieć, że go ksiądz bardzo chwali, a tu masz! — ciągnęła nieprzerwanie pani Kulska.— Biedna Sonieczka! — Jaka Sonieczka? — wyrwało się Teresie i widać było, jak zaraz potem ugryzła się w język.— No jak to, jaka? Feldowa! Ta prześliczna, no ta, narzeczona Hilla! Samo mi z ust wyleciało i to chyba gwałtownie.— Jakiego Hilla? Teresa aż się wzdrygnęła, ale pani Kulskiej było rzetelnie wszystko jedno.— Tego, co koło Joli kotycz postawił, dopiero niedawno, jeszcze go wykańczali, Sonieczka wszystko tak ładnie urządzała.Tego z Toronto, nagle umarł, młody człowiek, pięćdziesięciu pięciu lat chyba nie miał, mógł żyć jeszcze, że ho ho! To kuśnierz był, dlatego Sonieczka miała takie piękne futra, on ją bardzo kochał… — A na co umarł? — spytała ze szczerą niechęcią Teresa, bo pani Kulska na chwilę umilkła.Oko jej padło na haft mojej matki i od tego widoku nagle zaniemiała, w czym nie widziałam nic dziwnego.Haft w postaci ozdoby na ścianę, specjalnie dla Teresy, został właśnie świeżutko wykończony, uprany i uprasowany, bo moja matka, zobligowana wykończyć drugie takie samo, chciała zobaczyć, jak wyszło pierwsze.Uprała go Teresa, która prała maniacko wszystko, co jej wpadło w rękę, nie bacząc na potrzeby, uprasowała starannie moja matka i leżał teraz na oparciu kanapy, lśniąc złocistym oranżem i zgniłą zielenią.— Zamordowali go — powiedziała pani Kulska, nie odrywając wzroku od arcydzieła.— Ksiądz nic nie mówił, ale tak patrzył, że ja zgadłam.Ten obrus na ołtarz jest już bardzo zużyty i trzeba się postarać o nowy.Boże, jakież to piękne….! Nie wytrzymała, zerwała się od stołu i obejrzała haft z bliska.Teresa wydawała się odrobinę wytrącona z równowagi.Postawiła na stole dzbanek z kawą, śmietankę i cukier i popatrzyła niepewnie na mnie i na panią Kulską.— To ksiądz był przy tym? — spytała słabo i jakby beznadziejnie.— Ja też chcę kawy — zażądał wchodzący Robert i spojrzał na panią Kulska.— Po jakiemu trzeba się witać? — Po naszemu — odparłam półgębkiem.— Mieliście jechać do sklepu — przypomniała niepewnie Teresa.— Za chwilę.Przedtem kawy.— Mnie się wydaje, że do kawy potrzebne są filiżanki — zauważyłam, bo Teresa już usiadła przy stole.— Siedź, ja wyjmę… — I łyżeczki — podsunął Robert.Pani Kulska przez cały czas milczała, oddając hołd talentom mojej matki.Możliwe, że jej dech zaparło.Ten haft rzeczywiście wyszedł.— To jest hobby mojej siostry — powiedziała Teresa.— Od przyjazdu już to zdążyła wyhaftować, a teraz robi takie drugie.Będzie wisiało na ścianie.Panią Kulska odblokowało.Oderwała oko od rękodzieła i rozejrzała się po drewnianych ścianach.— Tutaj? — Nie, w Ottawie.— To jest przepiękne.Obrus na ołtarz powinien być biały… — Ołtarz jest.w lesie — przerwałam.— Powinien być złocisto–zielony, na białym tle.Pani Kulska zgodziła się chętnie na złocisto–zielony.Opanowała wstrząs estetyczny, usiadła przy stole i podjęła temat.Gdyby nie to.że po pół godzinie zakończyła wizytę, sklepy zamknięto by bez nas.Żadna ludzka siła nie oderwałaby mnie od bezcennego źródła informacji, ponadto musiałam się dowiedzieć od Teresy, gdzie rezyduje Jola.Przy pani Kulskiej wolałam nie pytać.Wiedziałam, że nad jeziorem po drugiej stronie Barry’s Bay, ale jezioro było dosyć duże, większe od naszego.W dodatku nie pamiętałam, jak się nazywa mąż Joli, mimo iż był jej mężem od przeszło dziesięciu lat.Plany skrystalizowały mi się wręcz koncertowo.— Jedziecie do tego sklepu, czy nie? — spytała cierpko Teresa, ledwo samochód pani Kulskiej zdążył skręcić ku drodze.— Jedziemy.Jak ta Jola się nazywa, bo zapomniałam? — Werner.Bo co? — Bo mi głupio, że nie wiem.A gdzie mieszka? — Za Krysią.— To wiem.Ale dokładniej.— Bo co? Chcesz ją odwiedzić? — Nie wiem.Możliwe.Tak na wszelki wypadek.Pomijam już to, że nie pamiętam, jak się jedzie do Krysi.— Jak do nas w lewo, to do niej w prawo.A potem, za Krysią, znów w prawo i Joli działka jest ósma albo może dziesiąta.Teraz, zaraz chcesz ją odwiedzać? Może jednak najpierw jedź do sklepu, bo nie wiem, co twoja matka będzie piła.chyba wodę z jeziora… W natychmiastowej realizacji planów przeszkodził mi fakt, iż wyjazd do odległego o 11 kilometrów sklepu przeistoczył się w rodzinną wycieczkę.Moja matka, moja synowa i moja wnuczka porzuciły igraszki nad wodą i pojawiły się na górze akurat w chwili, kiedy Robert wymanewrował się spod świerków i skręcał ku wyjazdowi.Okazało się, że moja matka i moja wnuczka też chcą jechać.Porozumieć się z dzieckiem zdołałam dopiero w sklepie.— Powiemy im, że jedziemy krajoznawcze — powiadomiłam go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl