[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widziałam, jak go postrzelono.- Tym bardziej powinna pani mieć świadomość, że nawet jeśli wróci do zdrowia, niebędzie już tą samą osobą.- To znaczy?- To zbyt obszerne zagadnienie, by je w tej chwili szczegółowo omawiać.Proszępoczytać o przypadku Phineasa Gage a z 1848 roku.Uszkodzenie płatów czołowych byłoznacznie rozleglejsze niż u pani kolegi.To jeden z pierwszych udokumentowanychprzypadków zmian osobowościowych, którymi mogą skutkować drążące urazy głowy.- Mogę go zobaczyć?- Nie widzę przeciwwskazań.Jego rodzina jest w drodze.Ale musi pani włożyć strójochronny.- Oczywiście.Poszła się przebrać.Dopiero wtedy doktor Hill przypomniał sobie o poszukiwaniach jakiejś młodejkobiety.W sali, na której leżał Will, Pia natknęła się na George a.- O Boże! - wykrzyknął na jej widok i chwycił ją w objęcia.- Nic ci nie jest? Co się stało?- Wszystko dobrze.Opowiem ci pózniej.Ale co z Willem? W jakim jest stanie?- Właśnie wpadłem sprawdzić, zanim pójdę złożyć kolejne wyjaśnienia.Jest stabilny,ale niewiele więcej wiadomo.Widziałem całe to zajście: jak go postrzelili, a ciebie porwali.Nie wierzę, że przeżył.I ty też.Dzięki Bogu.Co się stało?George gapił się na nią jak na ducha, ale ona odwróciła się do Willa.Leżał wotoczeniu najróżniejszych kabli, monitorów, podłączony do respiratora.Skóra miała zupełnieprawidłowy odcień, na twarzy malował się wyraz spokoju.Gdyby nie aparatura medycznadokoła, można by odnieść wrażenie, że po prostu śpi.W pobliżu kręciła się pielęgniarka.Piarozejrzała się po sali i mignęło jej własne odbicie w oknie.Wyglądała potwornie.Przeniosławzrok na George a.- Posłuchaj, bardzo przepraszam, że cię w to wszystko wciągnęłam.Wybacz mi -poprosiła.- Gdybym cię posłuchała, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.Wiem.- Pia, ja też mam wyrzuty sumienia.Spałem, gdy czekałaś na mnie przy stacji metra,nie słyszałem twoich telefonów.To ze mną powinnaś była wtedy wracać i to ja powinienemtu leżeć.- Wcale nie czuję się przez to lepiej.Will nie miał pojęcia, co się dzieje, a ja niezająknęłam się nawet słowem.Nie wiem, co teraz ze mną będzie, więc chcę ci cośpowiedzieć, dopóki mam okazję.Po pierwsze bardzo dziękuję, że mi pomogłeś.Nierozumiem, dlaczego zadałeś sobie tyle trudu, mimo że ani cię o to nie prosiłam, ani niepotrafiłam tego docenić.Ale wielu rzeczy nie rozumiem.Po pierwsze samej siebie.Myślę, żety przeciwnie, znasz siebie i dlatego potrafisz powiedzieć, że kogoś kochasz, tak jakpowiedziałeś to mnie.I przepraszam, że wtedy cię nie wysłuchałam.Zazdroszczę ci tejumiejętności i zastanawiam się, dlaczego sama jej nie posiadam.Myślę, że albo ją kiedyśstraciłam, albo nigdy jej nie miałam.Szkoda, że aż tyle czasu zajęło mi zrozumienie tego.Zwielu powodów trudno przychodzi mi komuś zaufać.I nie wiem też, jak kochać ani przyjąćczyjąś miłość.Bycie kochanym to wielka odpowiedzialność i człowiek powinien się głębokozastanowić, zanim odrzuci ofiarowywane mu uczucie.Ale dzięki tobie zapragnęłam lepiejpoznać samą siebie, sprawdzić, czy potrafię się zmienić.Zdaje się, że razem chodziliśmy nazajęcia z psychologii na pierwszym roku.Utkwiło mi wtedy takie stwierdzenie, że ludzie zzaburzeniami osobowości prawie nigdy nie zauważają, że to oni są inni.%7łe na przykład wmarszu, gdy wszyscy inni zaczynają od lewej, oni wyrzucają przed siebie prawą zniezachwianą wiarą, że to reszta grupy pomyliła krok.Myślę, że jestem właśnie kimś takim.Pia rozejrzała się po sali.Nie zauważyła, kiedy pielęgniarka zniknęła, a do pomieszczenia wszedł przysadzisty mężczyzna.Tak jak oni na ubranie miał narzuconyfartuch ochronny i trzymał się z tyłu, nie podchodząc do łóżka McKinleya, przy którym stali.Machnął ręką, jakby mówił:  Proszę się mną nie przejmować.- Zawsze się śmiałam z ludzi, którzy twierdzili, że są zakochani, bo nie rozumiałamuczuć, nie wiedziałam, co to znaczy.Nie wiem, czy potrafię się zmienić, czy można sięnauczyć kochać.Ale wiem, że chcę spróbować.- Wy ciągnęła rękę i dotknęła palcempoliczka George a.- Proszę, spróbuj mi wybaczyć.Zamknął oczy.- Nie ma nic do wybaczania, Pia.Cieszę się, że jesteś bezpieczna.Przez chwilę przyglądała się spokojnej twarzy Willa, potem odwróciła się doczekającego z tyłu mężczyzny.Miała przeczucie, że przyszedł porozmawiać z nią.- Porucznik Soldano - przedstawił się.- A pani, zakładam, jest Pią Grazdani?- Owszem.- Musi pani ze mną pójść.- Rozumiem.Czy mogę najpierw skorzystać z łazienki?- Oczywiście, że tak.Pia powiedziała George owi, że zobaczą się pózniej, i opuściła oddział razem zporucznikiem.- Cieszę się, że panią widzę - powiedział.- Dobrze się pani czuje?- Nic mi nie jest - zapewniła, zanim zniknęła w damskiej toalecie w pobliżu windy.Zamknęła drzwi i wyciągnęła swojego smartfona.Szybko napisała e-mail i dołączyła doniego przygotowany wcześniej załącznik.Gdy upewniła się, że został wysłany, skorzystała zubikacji.Potem popatrzyła w swoje odbicie w lustrze nad umywalką i powiedziała:  No tobędzie chryja.Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić przed spotkaniem z LouSoldano, który reprezentował jej dawną nemezis, władze miasta Nowy Jork.Rozdział 64Dziesiąta Ulica Nowy Jork 26 marca 2011, 2.13 Dzwięk leżącego tuż przy głowie telefonu komórkowego wyrwał mężczyznę zgłębokiego snu.Minęła chwila, zanim ocknął się na tyle, by się zorientować, gdzie jest.Sięgnął po aparat, nie rozpoznał numeru na wyświetlaczu, ale i tak odebrał, by przerwaćhałas.- McGovern.Niech to lepiej będzie dobra wiadomość.- Chet McGovern? - dopytywał się kobiecy głos.- Chyba, ale rano będę lepiej zorientowany.A tak w ogóle, to która jest teraz?- Kwadrans po drugiej, przepraszam za porę.- Znamy się?- Mówi Jemima Mead.Z  New York Post.Na wzmiankę o dzienniku McGovern usiadł.Popatrzył na głowę rudej dziewczynyśpiącej w najlepsze po drugiej stronie łóżka.Jej łóżka, przypomniał sobie, gdzieś w Village.Ale ni w ząb nie pamiętał, jak jego gospodyni się nazywa.- Doktorze McGovern, otrzymaliśmy informację, że dwóch naukowców naUniwersytecie Columbia, w tym słynny noblista, zostało zamordowanych przy użyciupolonu-210, tak jak Litwinienko w Londynie.Skomentuje pan to jakoś?- Jest druga piętnaście nad ranem - powiedział półprzytomny.- Wiem i przepraszam, że przeszkadzam, ale chcemy być pierwsi i staramy sięzweryfikować informacje.- Ale przecież nie ujawniliśmy przyczyny śmierci.- Czyli potwierdza ją pan?- Nie to powiedziałem.- Pośrednio.- Proszę posłuchać, niech pani porozmawia z moim kolegą Jackiem.To on robiłsekcje.Ale lepiej jutro w godzinach pracy.- Z doktorem Jackiem Stapletonem?- Tym samym.- Dobrze, dziękuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl