[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy drugiej ujrzała goza płotem, gdy kończyła lekcję z Angelą.Nie przywitałsię, nie usiłował zbli\yć.Gdy po chwili po raz drugizerknęła, ju\ go nie było.Od Angeli dowiedziała się, \e Adam często wyje\d\a dosiedziby Florydzkiego Stowarzyszenia Hodowców KoniRasowych, uczestnicząc aktywnie w akcji na rzeczuzyskania wsparcia władz stanowych dla przemysłuhodowlanego.Jess podejrzewała jednak, \e nawet gdybyAdam nigdzie nie wyje\d\ał i przebywał przez całe dniena farmie, to te\ często nie widywaliby się.Było jasne,\e Adam nie po\ąda jej towarzystwa. Dlaczego więc nie mogła zapomnieć tego pocałunku? Cogorsza, wspomnienie pojawiało się coraz częściej,występując natrętnie we snach i powracając rano wraz zpierwszymi myślami na jawie.Bardzo ją to irytowało irozstrajało.Fakt, \e Adam nie ma najwidoczniejnajmniejszych trudności z zapomnieniem, czyniłsytuację jeszcze gorszą.Zola, uparcie namawiana przez Jess, wreszcieprzyjechała.Oświadczyła, \e wpada tylko na krótko,gdy\ celem jej wyprawy są odwiedziny u siostry, któramieszka w okolicy i właśnie powraca do zdrowia pooperacji pęcherzyka \ółciowego.To ją właśnieodwiedzała w szpitalu owego znamiennego dnia, kiedyJess z opłakanymi skutkami wcieliła się w jasnowidza.Jess podejrzewała, \e wyra\ana głośno troska o siostręjest tylko wymówką.Zola przyjechała specjalnie dlaMurdocka.W wielu listach do Zoli Jess powtarzałazaproszenie, ale Zola odmawiała - do chwili otrzymanialistu z odręcznym dopiskiem ojca:  Na co czekasz,ohydna babo? Na grawerowane złotymi literamizaproszenie? Brak mi ciebie.Przyje\d\aj, do cholery!"Po tygodniu nadszedł list Zoli z zapowiedzią przyjazdu.Jess w rozmowie z ojcem nie omieszkała zauwa\yć, \eto bardzo dziwne, i\ mimo nawału pracy, na co taknarzekał, znalazł czas, by pojechać po Zolę na dworzecautobusowy w Ocali.Kiedy otworzyły się drzwi i Zolawpadła do środka z rozpuszczonymi włosami i paromatuzinami pobrzękujących bransoletek, Jess natychmiastzauwa\yła, \e idący za nią ojciec śmieje się głośno iradośnie.W czasie pobytu Zoli uderzyło Jess jeszcze kilka rzeczy.Drobnych, ale zbyt znaczących, by je zignorować - naprzykład pełen czułości uśmiech, jaki pojawił się nawargach Zoli, gdy patrzyła na ojca czymś zajętego.A tak\e to, \e Zola nie zapomniała, ile ły\eczek cukruojciec wsypywał do herbaty.Ponadto - i to byłoniespodziewane - \e Zola czasami oszukiwała, gdy graliw karty.ale oszukiwała na korzyść ojca.W przekonaniu Jess to wszystko składało się na jedno:miłość! Ale ilekroć próbowała starszą paniąprzygwozdzić i zmusić do wyznania uczuć, ta sięwyślizgiwała jak piskorz, obdarzając Jessenigmatycznym uśmiechem i ogólnikowym wykrętem.Było to bardzo denerwujące.Nadszedł w końcu dzień wyjazdu.Jess i Zola stały przypłocie, obserwując ojca instruującego masztalerzy.Jessju\ dłu\ej nie mogła ukryć ciekawości i spojrzawszygłęboko w oczy wró\ki, spytała prosto z mostu:- Kochasz tatę?Myliła się, jeśli sądziła, \e wprawi tym pytaniem Zolę wzakłopotanie.Zola odwróciła głowę i przez długi czasobserwowała konie na torze, nim spojrzała Jess w oczy.- Zastanawiałam się, jak długo będziesz zbierałaodwagę, \eby o to zapytać - powiedziała.- No i jak brzmi odpowiedz?- Twój ojciec jest uroczym mę\czyzną.Kto by go niekochał?- Nie o to mi chodziło.- Uwa\asz moją odpowiedz za wykrętną? Otó\ wcaletak nie jest.Talenty Murdocka i jego siła perswazjiwcale nie są zarezerwowane dla koni i ludzi, którzy znim pracują.Masztalerze wykonali wyznaczone im zadanie i jechalitruchtem w kierunku Russella, który ruszył naprzeciwko,sadząc susami niczym dwa razy młodszy mę\czyzna.Poranny wiaterek zmierzwił mu włosy.Jess uświadomiłasobie nagle, \e ojciec jest nadal bardzo przystojny.W tejchwili przypominał szkockiego wodza klanu, który przemierza pole wałki.Zola i on tworzyliby dobrą parę.Czy on to kiedykolwiek dostrze\e?- Powiedziałaś mu kiedyś o swoim uczuciu? - spytałaZoli.- Nie musiałam.On wie.- I co zamierza zrobić?- Zrobić? Oczywiście nic.Nie mo\e nic zrobić.Jestnadal \onaty.Z duchem.śal ścisnął serce Jess.Biedna Zola.Nie mogła liczyć nawzajemność.Jess bardzo lubiła Zolę, podziwiała jejcharakter, podziwiała jej wieczną urodę.Dlaczego ojciectego wszystkiego nie widzi i nie docenia?- Jak\e mi przykro - wymamrotała, nie wiedząc, coinnego mogłaby powiedzieć.Zola spojrzała w posmutniałe oczy Jess i powiedziała zlekkim uśmiechem:- Nie ma powodów, \ebyś się tym a\ tak martwiła.Przyjdzie dzień, w którym ojciec zrzuci z siebie baga\przeszłości.Wiem o tym, jestem dobrą wró\ką.Widzęprzed nami wspólną przyszłość i gdy przyjdzie właściwachwila, wydarzy się to, co przepowiadam.Trzebauzbroić się w cierpliwość.Czy madame Zola rzeczywiście w to wierzy, czy te\tylko robi dobrą minę do złej gry? Jess zdawała sobiesprawę, \e na takie pytanie Zola nie mo\e odpowiedzieć,skinęła więc głową i uśmiechnęła się.- Zrobię wszystko, \eby ci pomóc - obiecała.- Tak bymchciała, \eby tato znowu był szczęśliwy.Zola przytaknęła i na tym skończyła się rozmowa natemat ojca.Przez następne kilka minut obie kobietyobserwowały w milczeniu wydarzenia na torze ćwiczeń.Russell odesłał jednego z masztalerzy do stajni i wydałkolejne polecenie innemu, sam zaś pochwycił wodze iruszył w kierunku płotu, prowadząc za sobą młodego, bardzo opornego kasztanka.- Raymond poszedł po okulary - wyjaśnił Zoli ojciec,uspokajając zrebaka lekkim klepaniem po karku.- Ten młodzik boi się bariery i lepiej, \eby jej niewidział.- Jak temu kasztankowi na imię? - zainteresowała sięZola.Wyciągnęła dłoń i poło\yła ją na pyskuzwierzęcia, które chętnie poddało się pieszczocie.- Kokomo.Connor kupił go w ubiegłym tygodniu naaukcji w Saratodze.Wydawał się doskonały, póki niepuściliśmy go na tor.Kiedy masztalerz wrócił z nową uprzę\ą zaopatrzoną wklapki, Zola cofnęła rękę.Raymond, wysłuchawszydodatkowych instrukcji, odprowadził wierzchowca nator.- Więc ju\ chcesz nas opuścić - powiedział Russell doZoli.- Tak.- A jeśli spróbuję namówić cię, \ebyś została?- Teraz nic \ tego.Ale to nie są moje ostatnieodwiedziny.Wrócę jeszcze, i to nie raz.- Bardzo na to liczę.Mimo \e słowa ojca zabrzmiały szczerze, Jess była naniego zła, \e nie bierze byka za rogi.Miała ochotę nimpotrząsnąć, \eby się obudził ze zbyt długiego snu.- Wezmę tylko kluczyki, zawiozę cię do miasta i tamzjemy śniadanie - powiedziała.- Nie ma sensu tkwić tupod płotem.Odeszła, zostawiając ojca i Zolę samych.- Coś mi się wydaje, \e moja córeczka wstała dziś lewąnogą - zauwa\ył Russell.- Ona tu nie jest szczęśliwa - stwierdziła Zola.- Dlaczego? - Russell był wyraznie zdziwiony.-Myślałem, \e lubi to miejsce.Jest takie podobne do Lexingtonu.Pod pewnymi względami nawet lepsze.- Musisz dać jej czas na przemyślenie wszystkiego.Onamusi zrozumieć swoją rolę tutaj, znalezć swoje miejsce.- A ty oczywiście wiesz, jaka to miałaby być rola imiejsce? - spytał nastroszony.Zola przekrzywiła głowę.- Oczywiście, \e wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl