[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wdzięcznym ge-stem wyjęła z włosów kremową orchideę i grzebień z macicy perłoweji położyła je na nocnym stoliku.Spojrzała na niego z wielką powagą.- Bardzo bym chciała, Tijo, ale nie jutro - powiedziała.- Dlaczego nie jutro?- Ponieważ jutro spotkasz się z panem Masonem.- Na litość boską, Li Mei, nie zamierzam pędzić tam z wywieszonymjęzykiem za każdym razem, gdy skinie na mnie palcem.- Chcesz stracić szkołę?Theo odsunął się od niej.Bez słowa wstał z łóżka, podszedł dootwartego okna i zaczął przez nie wyglądać.Nagie plecy miał wypro-stowane sztywno jak deska.- Wiesz, że nie zniósłbym utraty szkoły - powiedział po długiej chwi-li milczenia.Szelest prześcieradeł.Podeszła do niego, jej drobne ciało przylgnęłomocno do jego pleców.Owinęła ręce wokół jego piersi, policzek poło-żyła na jego łopatce.Aachotały go jej długie rzęsy.Oboje milczeli.Ze szczytu wzgórza, na którym stała szkoła, Theo widział dachymiasta będącego jego domem przez ostatnie dziesięć lat, domem, którykochał, schronieniem przed plotkami, które zostawił w Anglii.Widziałstąd całe Osiedle Międzynarodowe, mały kawałek Chin, który zmuto-wał w część Europy.Stanowiło dziwaczną zbieraninę stylów architek-tonicznych - solidne wiktoriańskie rezydencje wychodziły prosto nafrywolne francuskie ulice, a obok stały budowane na włoską modłędomy z tarasami obramowanymi balustradami z kutego żelaza.Europejczycy ukradli tę ziemię Chińczykom w ramach traktatu repa-racyjnego po powstaniu bokserów z 1900 roku.Zepchnęli w cień oto-czone murami stare chińskie miasto, tuż obok zbudowali własne, dużowiększe, i przejęli kontrolę nad drogą wodną na rzece Peiho za pomocąkanonierek przypominających szare krokodyle.Osiedle Międzynaro-dowe, tak to nazywali, kwitnące centrum zachodniego handlu, radowa-ło brytyjskich panów, ale chińskiemu rządowi stało ością w gardle.RLT Theo pokręcił głową.Brytyjczycy byli cholernie dobrzy we władaniuświatem.Bo choć osiedle było międzynarodowe, nikt nie wątpił, że tooni tu rządzą, a sir Edward Carlisle stawiał swój fantazyjny podpis podkażdym oficjalnym dokumentem i podporządkował sobie Radę Mię-dzynarodową.Oficjalnie osiedle podzielone było na cztery części - bry-tyjską, włoską, francuską i rosyjską - przytulone do siebie jak bliscyprzyjaciele, ale w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej.%7łyjące tu na-cje bez przerwy kłóciły się między sobą.Spierano się o podział ziemi.Theo słyszał to w klubie  Ulisses".Brytyjczykom udało się zawładnąćpołową miasta, Rosjanom odebrano część ziemi i oddano Japończykomi Amerykanom w zamian za wielkie sumy w złocie.No ale pieniądzezawsze miały wielką siłę perswazji.Pieniądze i kanonierki.Przyglądając się tak osiedlu, Theo musiał przyznać, że w porównaniuze zrujnowaną Dzielnicą Rosyjską po lewej stronie, gdzie domy byłyna ogół nędzne i ciasne, Dzielnica Brytyjska robiła wrażenie.Lśniłaniczym dobrze odżywiony kot.Wieże kościelne, wieża zegarowa ratu-sza, klasycystyczna fasada hotelu  Imperial", starannie przycięte szpa-lery róż w parkach.Nic dziwnego, że tubylcy nazywali przybyszówdiabłami.Zagranicznymi diabłami.Tylko diabeł potrafi ukraść ci duszęi zmienić ją w cudzą ziemię.Dla Chińczyków z Junchow Osiedle Mię-dzynarodowe było inną planetą.W oddali rzeka błyszczała jak wypole-rowana blacha, a statki handlowe, stojące na kotwicy obok skupiskasampanów, jeszcze wzmacniały tę głupią iluzję trwałości.Theo uświadomił sobie, że Li Mei pieści jego pierś powolnymi, koli-stymi ruchami dłoni.- Dziś na rynku widziałam twojego przyjaciela.Człowieka z gazety.- O kim mówisz?- O twoim panu Parkerze.- O Alfredzie? A co on tam robił?Zaśmiała się cichutko, a jej śmiech przeszedł falą przez jego ciało.- Myślę, że szukał czegoś starego.Ale chyba miał kłopoty.- Dlaczego?RLT - Jest zbyt angielski.Nie trzyma oczu szeroko otwartych.Nie tak jakty.Objęła go mocniej i zachichotała zachęcająco, ale nie zareagował.Rozczarowana pokręciła głową, a drobinki perfum uwięzione dotąd wjedwabnej zasłonie jej włosów ogarnęły go wonną chmurą.Gdzieś naulicy zatrąbił samochód, ale w pokoju panowała cisza.Przed oknemprzeleciało stadko gołębi.Furkot ich ogonów brzmiał jak śmiech bo-gów.- Tijo, chcesz, żebym poprosiła swojego ojca? - spytała wreszcie LiMei [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl