[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pakunekpodskakiwał i zahaczał o korzenie.Raz czy dwa Caffery pomyślał, że Pchła nie da radywyciągnąć zwłok na ścieżkę, ale była przyzwyczajona do bezwładnego ciężaru martwegociała i w końcu się jej udało.Po dziesięciu minutach dotarła na brzeg.Przysunęła pakunek do drabiny, po czym się wyprostowała, przyciskając ręce dopleców i kręcąc głową, by rozluznić napięte mięśnie.Nagle zesztywniała.Odwróciła się i spojrzała w kierunku drzew, gdzie stał Caffery.- Ktoś tu jest?Caffery zacisnął nozdrza, zwalczając chęć odezwania się.Poczuł ciężar napierającymu na żebra.Pchła nasłuchiwała przez chwilę, potem ze zmarszczonym czołem wciągnęła płetwy izałożyła butle.Skończywszy kompletować ekwipunek, zeszła po drabinie do wody, zanurzając się popas.Jedną ręką trzymała się szczebla, drugą przysunęła zwłoki.Kiedy się przechyliły, Cafferydostrzegł skórę widoczną przez rozdarty plastik.Obtartą skórę, mięsień, platynowe włosy.W pewnej chwili Pchła znieruchomiała, obejmując pakunek.Najpierw pomyślał, że się zastanawia, próbując ustalić następny krok, ale zarazuświadomił sobie, że chodzi o coś zupełnie innego.Pchła miała głowę lekko pochyloną, aleoczy uniesione.Wpatrywała się w to miejsce pod plastikiem, gdzie była twarz Misty Kitson.Gdyby nie przeczyło to wszystkim jej postępkom, których był świadkiem, Cafferypowiedziałby, że Pchła przeprasza Misty Kitson.Mógł teraz wyjść spomiędzy drzew, stanąć bez ruchu w świetle księżyca gdzieś, gdzieby go zobaczyła.Zanim jednak zdążył wykonać ruch, Pchła włożyła maskę, mocno objęłazwłoki i jak kamień skoczyła w czarne lustro kamieniołomu.Zaskoczony, że stało się to tak szybko, Caffery pokuśtykał nad brzeg, gdzie jejekwipunek zostawił kałużę wody.Przez bąble widział czarną głowę Pchły, oszronionyplastikowy całun Misty, kołyszący się snop światła latarki.A potem zniknęły, powierzchnię mąciły tylko bąbelki. 73O świcie Pchła wreszcie dotarła do wąskich dróg wokół domu.Jechała z równą prędkością, wnozdrzach wciąż czując odór kamieniołomu.Zwiat otuliła mgła, szara i gęsta, w której krętedrogi stawały się zdradzieckie.Jakieś osiemset metrów od domu nagle pojawił się przed niąostry zakręt.Nadepnęła hamulec, skręcając focusa na lewo.Opony zapiszczały, kierownicapodskoczyła jej w rękach, ale trzymała ją mocno.Samochód się przechylił, zablokowane koławpadły w poślizg.Pchła zobaczyła zbliżające się błyskawicznie drzewo.Uderzenie rzuciło jądo przodu, pasy boleśnie wbiły się jej w żebra.Poduszka powietrzna pchnęła jej głowę dotyłu i tak mocno walnęła w szczękę, że Pchła przygryzła sobie język.Poduszka zwiotczała.Głowa poleciała w dół.Siedziała chwilę i czekała, aż w uszach przestanie jej dzwonić.Pod językiem zbierałasię krew.Zatrzymała ją w ustach, w myślach sprawdzając, czy nie odniosła obrażeń.Bolało jąkolano, którym uderzyła w kolumnę kierownicy, i mostek od pasów bezpieczeństwa, ale czułapalce u nóg.Mogła nimi poruszać.Otworzyła drzwi i wypluła krew na asfalt.Niezgrabnie odpięła pasy, pchnęła drzwi naoścież i ostrożnie wysiadła, starając się oszczędzać mięśnie klatki piersiowej.Samochódwylądował blisko drzewa, musiała się obok niego przecisnąć i poczłapała na tył.To byłapusta droga, obrośnięta dzikim bzem i świeżo rozkwitłymi makami.Z mgłą mieszał się ostryzapach trybuli zmiażdżonej kołami samochodu.Rosa z gałęzi spryskała przednią szybę.Pchłaobeszła focusa, oglądając uszkodzenia.Kiedy zobaczyła przód, głośno wypuściła powietrze zpłuc.Jakimś sposobem, bardziej dzięki szczęściu niż rozsądnej decyzji, wszystko było jaktrzeba.Z bagażnika wyjęła worek na śmieci z torebką, telefonem, sandałami i płaszczemMisty.Puszka z farbą, którą postawiła w głębi, przewróciła się, ale nie wylała, więc Pchłaszwajcarskim scyzorykiem podważyła wieko, tak by zawartość mogła się sączyć.Po raz ostatni spojrzała na samochód.Reflektor, który uderzył w Misty, wbił się wpień drzewa, przednie koła skręciły, oś pękła.Silnik i przegroda także na pewno pękły.Samochód był skasowany.Wcześniej wymyła całość szmatą zamoczoną w benzynie,usuwając tłuszcz i odciski palców, zbierając włosy i włókna.Poświęciła na to dwie długiegodziny i była pewna, że nic nie zostało.Zresztą i tak nikt nie podda tego samochodu szczegółowym badaniom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl