[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uroczy poranek, nieprawdaż? - zagaiłam uprzejmie.Uśmiechnął się szeroko, wyszczerzył białe zęby, niezbyt równe, zwłaszcza w dolnejszczęce.Krzywy, wystający ząb uciskał mu dolną wargę, co uznałam za zdumiewającourocze.Oczy przystojniaka przesunęły się po mojej twarzy i ciele powoli, z uznaniem.- Właściwie jest już popołudnie - odparł.Przytaknęłam.Włosy wysunęły mi się z niedbale związanego koka.Zapomniałam jezapleść przed snem.Szlag.Teraz będę musiała je porządnie rozczesać.- Racja - mruknęłam obojętnie.- Nie było cię tu zeszłej nocy.Gdy nie odpowiedziałam, dodał:- Pukałem.Chodziłem w okolicy.Harley stał z tyłu, mogłem go zobaczyć przezbramę, ale nic nie słyszałem, nie dostrzegłem świateł ani śladu opon.Nie było cię tu.Ponieważ właściwie nie zapytał, nie odpowiadałam.W jego słowach nie zabrzmiał teżwyrzut, no, może trochę.Facet wykazywał stanowczo za dużo zainteresowania moją osobą.Ciekawe dlaczego? Na pewno nie zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia.Uśmiechnęłam się lekko, a w oczach przystojniaka zabłysła iskierka rozbawienia.- Tom powiedział, że wyłączyłaś wszystkie kamery ochrony.Całe piętro w osiemminut, niezle. A więc przystojniak zna Trolla.Coraz dziwniej i dziwniej.Uniosłam brew, arozbawienie faceta wzrosło.- Wspomniał mi też, że nadałaś mu przezwisko, ale nie chciał powiedzieć jakie.- I dlatego mnie obudziłeś? Chciałeś się dowiedzieć? - Westchnęłam.- Jasne.Chodzmy na pózny lunch.Uczciwie przyznaję, jestem w tarapatach.Możeszzadzwonić do Toma, potwierdzi.W zamyśleniu oparłam się biodrem o framugę.Przystojniak, kimkolwiek by nie był,zna Trolla, czyli to miejscowy.Ktoś taki może mi się przydać.Ktoś ze znajomościami,kontaktami i dojściami.Przy takich zleceniach warto mieć dobre zródło informacji.Do tegośliczny i trochę zarozumialec.Zaszufladkowałam go jako niegrzecznego chłopca zniepewnymi powiązaniami, przez co świetnie się dla mnie nadawał.Niegrzeczni chłopcy teżmuszą jeść.- Co proponujesz?- Raki, pulpeciki, piwo.Sałatkę, jeśli wolisz.Odniosłam wrażenie, że wymienił sałatkę, ponieważ dziewczyny lubią takie jedzenie.- Nigdy nie próbowałam raków.- Więc? - ponaglił.- Jak się nazywasz?- Rick LaFleur.- Pieszo czy motocyklem?- Pieszo, zobaczysz chociaż część dzielnicy.Co prawda, w nocy zwiedziłam całkiem sporą jej część, ale i tak się zgodziłam.- Ubiorę się.Chciałam zatrzasnąć drzwi, lecz przystojniak je przytrzymał.Zobaczyłam przy okazjiwiększy fragment tatuażu, cztery punkty tuż nad kroplami krwi, oraz kolejny tatuaż na drugimramieniu, czarno-szary.- Nie zaprosisz do środka?- Nie.- Trochę niegrzecznie, ale dobrze.Długo mam czekać?- Najwyżej dziesięć minut.Rick uniósł brew z niedowierzaniem.Znowu pchnęłam drzwi i tym razem niepróbował ich zatrzymać.Wolał zachować palce.Zadzwoniłam do przybytku U Katie.Kiedyodebrała zaspana dziewczyna, poprosiłam, żeby połączyła mnie z Tomem.Zgodnie zzapewnieniem przystojniaka Troll potwierdził, że Rick ma kłopoty od razu w szerszym kontekście.Rick LaFleur to jego bratanek, dobry chłopak, tylko zszedł na złą drogę.Wyjechał doTulane, skończył studia i zaczął pracować dla podejrzanych typków jako mięśniak dowynajęcia.Kiedy jego szef poszedł siedzieć za oszustwa podatkowe, Rick najął się dodorywczej roboty: nieoficjalnie jako wykidajło lub ochroniarz - głównie na koncertach lub dlamiejscowych wampirów, zazwyczaj dla Katie.Znał ludzi i miał umiejętności rozwijanezwykle przez rabusiów i włamywaczy.Idealny do tej roboty.Troll wolał, bym trzymała się odRicka z dala.Odparłam, że wezmę jego zdanie pod uwagę, po czym się rozłączyłam.Umyłam zęby i rozczesałam włosy.Założyłam wczorajsze dżinsy, koszulkę i sandaływ cztery minuty.%7ładnej broni, nie w biały dzień, nie w taki upał.Pomalowałam ustakrwistoczerwoną szminką.Barwy wojenne, coś w tym guście.Wyszłam, zamykając za sobąstarannie drzwi.Rick czekał na chodniku po drugiej stronie ulicy.W cieniu niskiego drzewazaparkował kawasaki, właśnie przypinał go łańcuchem do pnia.Bez wątpienia zaskoczyłofaceta, że pojawiłam się na czas, zgodnie z obietnicą.Podrzucił kluczyki, po czym schował jedo kieszeni.Nie mogłam dostrzec jego oczu przez szkła okularów, ale byłam pewna, żeznowu mnie obmacuje wzrokiem.Zebrałam włosy i związałam w kucyk.Jego koniec kołysałsię przy biodrach, wijąc się pod wpływem wilgoci.Mam proste włosy, żadnych loków ani fal,nawet po myciu.Do teraz.Na dworze zrobiło się parno i duszno, straszny upał, choć jeszcze nie nadeszłoprawdziwe lato.Zaburczało mi w brzuchu.Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przeszłamprzez ulicę do Ricka.- Twój wuj powiedział, że masz potencjał, którego nie wykorzystujesz, i jesteśkopalnią informacji - oznajmiłam.Przystojniak zaśmiał się półgębkiem, rozbawiony moją bezczelnością.- Jestem czarną owcą w rodzinie - przyznał.- A ty jesteś Jane Yellowrock, spec spozamiasta.- Jeśli chcesz pogadać, zróbmy to gdzieś, gdzie mają klimatyzację i piwo.Zaśmiał się znowu, ukazując seksowny krzywy ząb, po czym z teatralnym ukłonemzaprosił mnie na chodnik.Rick pachniał przyjemnie ciepłym męskim potem i - słabiej - chybamydłem Ivory.Oparłam się pokusie, by obwąchać mu szyję i wyżej, za uchem.Rosnącegogłodu nie mogłam jednak powstrzymać.To niemożliwe, gdy się ma Bestię pod skórą.Zwierzęca natura - zwierzęcy głód.Westchnęłam.Bestia chciała, żebym znalazła sobie partnera.W tych sprawach była strasznie natarczywa, jak matka, która nagabuje córkę, by się ustatkowała, wyszła za mąż i urodziładzieci.No, normalnie - wzorcowa matka: z kłami i pazurami.A co z pełnią, gdy Bestia jesttuż-tuż i trudniej ją opanować, gdyby zechciała się wydostać? Nie skończyłoby się to dobrze,nie.Było za wcześnie na wyciąganie informacji, więc podczas spaceru po mieścierozmawialiśmy o pogodzie, motocyklach i muzyce.Przystojniak wspomniał, że grał nasaksofonie w kilku miejskich zespołach.Typowa pogawędka o wszystkim i o niczym.Skończyliśmy nad rzeką, w małym pubie z barem i tapicerowanymi czerwonymi hokerami.Zastanawiałam się, dlaczego Rick wybrał tak zatłoczony lokal.Siedzieli tu ludzie zewszystkich sfer, od robotników w niebieskich kombinezonach po białe kołnierzyki i kobietyw garsonkach.Robole i finansjera.Chyba też paru muzyków, bo jeden pachniał trawką.A wnajdalszym kącie dojrzałam troje policjantów.Nauczyłam się, że tam, gdzie jadają gliniarze,jedzenie musi być dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl