[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy Gilan wypowiadał te słowa, ręka Willa zdążała w żółwim tempie, lecz nieuchronnie, kukołczanowi.Dobył strzały i umieścił ją na cięciwie.królestwa Araluen.- Co się zaś tyczy Willa - ciągnął Halt - nie doceniasz go.Jest bystry,odważny i już świetnie strzela.I co najważniejsze, szybko myśli.W gruncie rzeczy mój plansprowadza się do tego, że jeśli natrafimy na ślady kalkarów, będziemy mogli posłać chłopakapo posiłki.W ten sposób będzie nam przydatny, a zarazem utrzymamy go z dala odniebezpieczeństwa.Gilan podrapał się w zamyśleniu po brodzie.Teraz, gdy Halt wyłożył mu swe zamiary,wydawało się, że to jedyny sensowny sposób postępowania.Po chwili spojrzał nauczycielowi woczy i skinął głową na znak, że zrozumiał i zgadza się z jego tokiem myślenia.Zamierzał zająćsię pakowaniem swoich rzeczy, tymczasem okazało się, że Will już zdążył się z tym uporać iprzytroczył sakwy do jego siodła.Gilan uśmiechnął się do Halta.- Masz słuszność - przyznał.- Rzeczywiście potrafi myśleć samodzielnie.***Chwilę pózniej wszyscy trzej opuścili obozowisko, podczas gdy większość zwiadowcówpozostała jeszcze, czekając na dokładne rozkazy.Postawienie armii Araluenu w stan gotowościbojowej nie było rzeczą prostą.Do zadań zwiadowców należała koordynacja działańmobilizacyjnych, następnie zaś pełnienie roli przewodników, by doprowadzić siły zewszystkich pięćdziesięciu obszarów lennych do punktu zbornego na równinach Uthal.Jako żeHalta i Gilana wyznaczono do tropienia kalkar, wojska z obszarów lennych Redmont orazMeric musieli zorganizować i poprowadzić inni zwiadowcy.Młody zwiadowca i czeladnik w milczeniu podążali za Haltern na południowy wschód; nawetnieznającą granic ciekawość Willa przytłaczała ponura wizja złowrogich potworów oraz ciężarogromnej odpowiedzialności, związanej z zadaniem, jakie im wyznaczono.W wyobraznichłopca wciąż na nowo pojawiały się porosłe gęstym futrem przerażające istoty o niedzwiedziejpostaci i małpich rysach - stwory, które mogły okazać się niezwyciężone, nawet dla kogośtakiego jak Halt - z całym jego doświadczeniem i umiejętnościami.W końcu jednak monotonia wędrówki rozproszyła te koszmary na jawie i Will zacząłzastanawiać się, jakie działania Halt zamierza przedsięwziąć - o ile miał już jakiś plan.- Halt? - spytał nieco niepewnym głosem.- Gdzie twoim zdaniem kryją się kalkary?Halt popatrzył na poważne oblicze siedzącego obok chłopaka.Przez cały dzień przemieszczalisię w tempie przyjmowanym zazwyczaj przez zwiadowców podczas forsownego marszu -oznaczało to czterdzieści minut równomiernego galopu, spędzonych w siodle, a następniedwadzieścia minut biegu truchtem obok konia.Dzięki temu wierzchowce mogły odpocząć odciężaru jezdzców, po czym następowało kolejne czterdzieści minut jazdy.Co cztery godziny zatrzymywali się na godzinny wypoczynek; najpierw w pośpiechu spożywaliskromny posiłek, złożony z suszonego mięsa, sucharów i owoców, po czym owijali siępłaszczami, by zażyć nieco snu.Podróżowali tak już od dłuższego czasu, toteż Halt uznał, że pora na dłuższy postój.Zeszliwięc z drogi, kryjąc się wraz ze swymi końmi w pobliskim zagajniku.Tam puścili zwierzętaluzem, pozwalając im się paść.- Najlepszym, co zdołałem wymyślić - oznajmił Halt w odpowiedzi na pytanie Willa - jestpomysł, by zacząć od ich kryjówki i sprawdzić, czy nie znajdują się gdzieś w pobliżu.- To znaczy, że wiesz, gdzie mieści się ich kryjówka? - zdziwił się Gilan.- Niezupełnie.Z raportów wynika jedynie, że należy ich szukać gdzieś na Samotnej Równinie,w pobliżu Kamiennych Fletni.Przeczeszemy tę okolicę i zobaczymy, co uda nam się znalezć.Gdy będziemy już na miejscu, prawdopodobnie okaże się, że w pobliskich wioskach tu i ówdziezginęła jakaś owca czy koza.Choć prawdę mówiąc, niełatwo będzie skłonić tubylców dozwierzeń.Mieszkańcy równiny nie są szczególnie rozmowni.Nawet w najbardziejsprzyjających okolicznościach.- Co to za równina, o której mówicie? - spytał Will z ustami pełnymi przeżuwanych sucharów.-I co to takiego są te Kamienne Fletnie?- Samotna Równina to rozległa płaska przestrzeń, na której rośnie zaledwie kilka drzew,porośnięta głównie wysoką trawą i usiana odłamkami skalnymi - wyjaśnił Halt.- Wiatr wiejetam właściwie zawsze, niezależnie od pory roku.To przygnębiające, ponure miejsce, a Ka-mienne Fletnie robią wręcz upiorne wrażenie.- Ale co to są.- zaczął Will, lecz okazało się, że Halt nie zamierzał tym razem skąpić muwyjaśnień.-.Kamienne Fletnie? Tego tak naprawdę do końca nie wie nikt.Pradawni mieszkańcyrówniny ustawili krąg z wielkich głazów - pośrodku najwietrzniejszej części pustkowia.Dziśnie sposób już ustalić, w jakim dokładnie celu to uczynili, ale w kamieniach wywiercili otwory,a hulający tam bez ustanku wicher, dmąc w nie, powoduje powstawanie przedziwnychzawodzących dzwięków.Nie pojmuję, jak mogły się one skojarzyć komuś z dzwiękami fletni.Odgłos jest dziwaczny, niemiły dla ucha, a słychać go w promieniu kilku mil.Już po chwilizaczyna działać ci na nerwy, a nie milknie właściwie ani na moment.Will zaniemówił.Wizja ponurego, chłostanego wichrem pustkowia i kamieni wydającychnieustanne zawodzące łkanie sprawiła, że ostatnie promienie zachodzącego słońca wydały musię całkiem już pozbawione ciepła.Wzdrygnął się mimo woli.Halt spostrzegł to i pochylił się,by klepnąć go przyjaznie po ramieniu.- Głowa do góry - rzekł.- Nie taki diabeł straszny jak go malują.A teraz pora na sen.***Do skraju Samotnej Równiny dotarli drugiego dnia w południe.Will stwierdził, że opis Haltabył nader trafny, a okolica sprawiała wyjątkowo przygnębiające wrażenie.Porosła wysoką,szarą trawą płaszczyzna ciągnęła się całe mile przed nimi, wiatr wył bez ustanku.Dmący wicher zdawał się niemal żywą istotą, która pragnęła ich rozdrażnić i przygnębić.Wiałwciąż ze wschodu z niezmienną siłą, pochylając wysokie trawy i omiatając płaską powierzchnięSamotnej Równiny.- Teraz już rozumiecie, skąd wzięła się nazwa tej krainy? - odezwał się Halt, ściągając wodzeAbelarda, by mogli się z nim zrównać.- Kiedy człowiek jedzie i nasłuchuje tego przeklętegowiatru, czuje się, jakby pozostał jedyną żyjącą istotą na całej ziemi.Rzeczywiście, Will w obliczu tak wielkiej pustki czuł się mały i pozbawiony znaczenia.Do tegodochodziło jeszcze poczucie bezsilności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- § Venturi Maria Zwycięstwo miłoœci 01 Zwycięstwo miłoœci
- Anne Ashley Tajemnica Ashworthów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- amerraind.pev.pl