[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielkiej rodziny.Mąż wyglądający jak Albert Einstein i piątkaprzystojnych dzieci w wieku studenckim.Siadła obok czekoladek, krzyżując nogi w kostkach.Zwróciłem sięku niej.Aydki miała szczupłe jak baletnica. Jest pan lekarzem? Psychologiem. A co pana łączy z panią Herbert? Mam konsultacje w szpitalu w sprawie pewnego przypadku.Dawn zabrała kartę choroby brata pacjentki i nie oddala.Sądziłem, żemoże zostawiła ją tutaj. Nazwisko tej pacjentki? Kiedy zawahałem się, powiedziała: Nie mogę odpowiedzieć na pana pytanie, nie wiedząc, czego mamszukać. Jones. Charles Lyman Jones Czwarty? Ma ją pani?  zapytałem zaskoczony. Nie.Ale jest pan drugą osobą, która przyszła jej szukać.Czy w gręwchodzą jakieś kwestie genetyczne, dlatego to takie pilne? Porównanietkanek rodzeństwa, czy coś takiego? To skomplikowany przypadek  odparłem.Rozłączyła nogi. Pierwsza osoba także nie udzieliła mi dostatecznych wyjaśnień. Kto to był?Obrzuciła mnie badawczym spojrzeniem i poprawiła się na krześle. Pan wybaczy, doktorze, ale byłabym wdzięczna, mogąc zobaczyćdokument, który pokazywał pan przed chwilą na górze Merilee.Już trzeci raz w ciągu pół godziny okazałem swoją kartępracownika, wzmacniając efekt nową plakietką szpitalną z kolorowymzdjęciem.Założywszy połówkowe okulary w złotej oprawce,sprawdziła nie spiesząc się oba dokumenty.Plakietka szpitalna nadłużej przyciągnęła jej uwagę. Tamten mężczyzna też miał taką  rzekła, unosząc ją do góry.Twierdził, że jest odpowiedzialny za ochronę szpitala. Nazywał się Huenengarth?Skinęła głową. Wygląda na to, że obaj panowie dublujecie swoje działania. Kiedy tu był? W poprzedni czwartek.Czy Western Peds oferuje tego rodzajuosobiste usługi wszystkim pacjentom? Jak powiedziałem, to skomplikowany przypadek.Uśmiechnęła się. Pod względem medycznym czy socjo-kulturowym? Przykro mi, nie mogę wchodzić w szczegóły  odparłem.  Tajemnica psychoterapii?Przytaknąłem. No cóż, oczywiście respektuję to, doktorze Delaware, PanHuenengarth użył innego sformułowania, że zastrzec sobie dyskrecję. Informacja zastrzeżona.Pomyślałam, że to brzmi jak z opowieścisensacyjnej, co też powiedziałam.Nie rozbawiło go to.Raczej ponurytyp. Dała mu pani kartę? Nie, doktorze, ponieważ jej nie mam.Dawn nie zostawiła tużadnych kart medycznych.Przepraszam, że wprowadziłam panaw błąd, ale całe to zainteresowanie, jakim ostatnio się ją obdarza,nauczyło mnie ostrożności.To i morderstwo, oczywiście.Kiedy policjaprzyszła tu, wypytując o nią, osobiście opróżniłam jej schowek.Znalazłam tam tylko podręczniki i dyskietki komputerowe z wynikamibadań do dysertacji. Odczytała pani dyskietki? Czy to pytanie wiąże się z pana skomplikowanym przypadkiem? To możliwe. Możliwe  powtórzyła. Cóż, przynajmniej nie jest pan taknachalny jak pan Huenengarth.Starał się wymusić na mnie ich zwrot.Zdjęła okulary, wstała oddając mi plakietkę i zamknęła drzwi.Usiadłszy z powrotem, zapytała: Czy Dawn Herbert była zamieszana w jakąś brudną aferę? Mogła być. Pan Huenengarth okazał się nieco bardziej wymowny od pana,doktorze.Prosto z mostu oświadczył, że Dawn ukradła tę kartę.Poinformował, że jest moim obowiązkiem dopilnować, żeby jązwrócono  dość władczym tonem.Musiałam poprosić go, żeby opuściłpokój. Nie jest to Pan Czarujący. Delikatnie mówiąc  zachowuje się jak ci z KGB.Bardziejprzypominał policjanta niż prawdziwi funkcjonariusze, którzyprowadzili śledztwo w sprawie zabójstwa Dawn.Oni byli nie dość nachalni.Kilka szablonowych pytań i do widzenia  oceniam ich na trzyz minusem.Parę tygodni potem zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się, jakposuwa się śledztwo, ale nikt nie odbierał telefonu.Zostawiłamwiadomość na automatycznej sekretarce, ale nie oddzwoniono do mnieani razu. O co pytali? Jakich miała przyjaciół, czy zadawała się z kryminalistami, czyużywała narkotyków.Niestety nie umiałam odpowiedzieć na żadnez nich.Choć była moją studentką, przez cztery lata, dosłownie nic o niejnie wiedziałam.Opiekował się pan kiedykolwiek doktorantami? Parę razy. Więc wie pan, jak to bywa.Z jednymi studentami jest sięnaprawdę blisko, innych prawie się nie zauważa.Niestety Dawnnależała do tych ostatnich.Nie żeby nie była inteligentna.Miałaniezwykle uzdolnienia matematyczne.To dlatego na początku jązaakceptowałam, chociaż miałam zastrzeżenia co do jej motywacji.Zawsze szukam kobiet, którym niestraszne są liczby, a ona miałaprawdziwy talent do matematyki.Ale nigdy.nie zbliżyłyśmy się. A co było nie w porządku z jej motywacją? Nie miała żadnej.Zawsze wydawało mi się, że trafiła na studiadoktoranckie, idąc po linii najmniejszego oporu.Składała podanie doszkoły medycznej, ale odrzucono ją.Próbowała dalej, nawet po tym, jakprzyjęto ją tutaj  naprawdę przegrana sprawa, ponieważ jej stopniez przedmiotów niematematycznych nie były bardzo dobre, a wynikiegzaminów końcowych znacznie poniżej średniej.Ale ocenyz matematyki miała tak wysokie, że mimo to zdecydowałam się jąprzyjąć.Posunęłam się nawet tak daleko, że załatwiłam jej stypendium.Zeszłej jesieni musiałam go jej odebrać.To wtedy znalazła pracę w panaszpitalu. Mierne wyniki? Mierny postęp w pracy nad dysertacją.Zaliczyła zajęciaz dostatecznymi wynikami, przedstawiła projekt pracy, który wyglądałobiecująco, rzuciła go, przedstawiła następny, też go rzuciła et cetera. Wreszcie zaproponowała temat, który przypadł jej do gustu.I wtedyjakby utknęła.Zupełnie nie mogła ruszyć z miejsca.Wie pan jak to jest studenci albo kończą migiem albo ślimaczą się z tym latami.Potrafiłampomóc wielu maruderom, starałam się pomóc i Dawn.Ale odrzucałamoje rady.Nie zjawiała się na umówione spotkania, wykręcała,powtarzała, że sama da sobie radę, potrzebuje tylko więcej czasu.Miałam wrażenie, że moje słowa nie docierają do niej.Przemyśliwałamjuż, czy nie usunąć jej ze studiów.A wtedy ją.Potarła czubkiem palca krwistoczerwony paznokieć. Podejrzewam, że nie ma to teraz większego znaczenia.Możeczekoladkę? Nie, dziękuję.Spojrzała na czekoladki.Zamknęła pudełko. Proszę uznać tę krótką mowę  powiedziała  za pogłębionąodpowiedz na pana pytanie o jej dyskietki.Tak, odczytałam je, ale niebyło tam nic znaczącego.Niczego nie przygotowała do dysertacji.Nawiasem mówiąc, nie chciało mi się nawet zajrzeć do nich, nim niepojawił się tu ten pana Huenengarth  odłożyłam je i zapomniałamo tym zupełnie.Tak mnie wzburzyła jej śmierć.Już samoprzeszukiwanie schowka było wystarczająco upiorne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl