[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęły się pojawiać powtarzalne ruchy warg,języka i korpusu - objawy póznej dyskinezji podobne do tych, którezauważyłem w więzieniu.Oprócz tego, że nie reagował pozytywnie naleki, Jamey zaczynał się na nie uczulać.Był to zupełnie niezrozumiały cykl i w pewnym momencie zezwięzłych notatek Mainwaringa zaczęła wyzierać frustracja.W obliczuostatniego nawrotu spekulował, że Jamey cierpi na wyjątkowonietypową psychozę, być może powiązaną z jakiegoś rodzajuzaburzeniem napadowym -  niewielką anomalią limbiczną, której niewykazuje tomografia komputerowa.Fakt, że dyskinezja rozwinęła się tak szybko, zapisał, podtrzymywał teorię anormalnego układunerwowego, tak samo jak dziwna reakcja pacjenta na fenotiazyny.Cytując periodyki, przywoływał sukcesy w innych nietypowychprzypadkach dzięki zastosowaniu antykonwulsantów.Podkreślając, żeto leczenie eksperymentalne, zasugerował próbną dawkękarbamazepiny, antykonwulsantu, po uzyskaniu pisemnej zgodyprawnych opiekunów chłopca i przeprowadzeniu badania EEG.Zanimjednak mogło do tego dojść, Jameyowi znów się polepszyło, zrobił sięspokojniejszy i bardziej posłuszny niż kiedykolwiek od chwili przyjęcia,i znów zdolny do porozumiewania się krótkimi zdaniami.Wraz z tymnadeszła poważna depresja emocjonalna, ale ją uznano za mniej istotnąniż brak objawów psychozy.Mainwaring był zadowolony i utrzymałniezmienione dawki leków.Dwa dni pózniej Jamey uciekł.Notatki pielęgniarek na niewiele się zdawały.Funkcje wydalnicze,dane o odżywianiu, przyjmowanie płynów i temperatura - wszystko toskrupulatnie zapisywano w karcie.Pielęgniarki opisywały Jameya albojako  niereagującego , albo  agresywnego.Tylko M.Surtees miała dopowiedzenia coś pozytywnego; wesołą, baniastą kursywą pełną  i zkółkami zamiast kropek zapisywała przypadki, kiedy się uśmiechał, i zdumą odnotowywała przyjemność, jaką okazywał przy masażu pleców.Ale jej optymizm był nieodmiennie negowany przez notatki z następnejzmiany i ignorowany w podsumowaniach siostry przełożonej, A.Vann,pielęgniarki dyplomowanej, która ograniczała się do obserwacji funkcjiżyciowych i unikała komentarzy.Kiedy zamykałem kartę, drzwi się otworzyły i wszedł Mainwaring.Wybrał moment tak dokładnie, że przeszło mi przez myśl, że byłemobserwowany.Wstając, rozejrzałem się w poszukiwaniu ukrytejkamery.%7ładnej nie zauważyłem.- Doktorze Delaware - powiedział i energicznie potrząsnął mojądłonią.Miał na sobie długi biały kitel na białej koszuli, czarny krawat,tweedowe spodnie i czarne zamszowe pantofle.Jego rozbiegane, piwne oczy lśniły jasno z wąskiej, wilczej twarzy, badając mnie od stóp dogłów.- Dzień dobry, doktorze Mainwaring.Spojrzał na kartę w mojej ręce.- Ufam, że udało się panu odcyfrować moje pismo.- Bez problemu - odparłem, podając mu teczkę.- Lektura byłabardzo pouczająca.- Zwietnie.Staram się być dokładny.- Byłbym wdzięczny za kopię tych dokumentów.- Oczywiście.Każę ją panu wysłać.- Wycofał się do drzwi, otworzyłje i przytrzymał.- Dokładność dokładnością, ale zakładam, że ma panjakiejś pytania.- Kilka.- Dobrze.Zapraszam do mojego gabinetu.Pokój był pomnikiem wystawionym nieporządkowi, zawalonypapierami i książkami i umeblowany na chybił trafił.Mainwaring zdjąłstos pism z krzesła, rzucił je na podłogę i zaproponował, żebym usiadł.Sam wcisnął się za proste, drewniane biurko, usiadł, nachylił się doprzodu i sięgnął do okrągłego stojaka na fajki, zasłoniętego przez stertyformularzy rachunków.Potem z kieszeni fartucha wyjął skórzanymieszek, wybrał fajkę buldog, nabił ją i rozpoczął rytuał podpalania,ubijania i ponownego podpalania.Po kilku chwilach gabinet wypełniłsię gryzącym dymem.- A więc - zaczął Mainwaring z fajką w zębach - domyślam się, żebędziemy koordynować nasze sprawozdania.Nie myślałem w kategoriach współpracy i uniknąłem bezpośredniejodpowiedzi, mówiąc, że to skomplikowana sprawa i że nie mogęjeszcze napisać jakiegokolwiek raportu.- Rozumiem.Z wieloma schizofrenikami pan pracował, doktorze?- To nie jest moja specjalność.Zaciągnął się dymem i wypuścił ostry kłąb.Odprowadził gowzrokiem pod sufit, spuścił oczy, a potem wygiął w górę kąciki ust, ażułożyły się w szeroką szramę uśmiechu.- Cóż, w takim razie co chciałby pan wiedzieć? - Z pana karty jasno wynika, że w czasie hospitalizacji z Jameyemprzeważnie nie było kontaktu.Ale zanotowaliście państwo kilkaokresów przytomności, kiedy można było z nim rozmawiać.Interesowałoby mnie, o czym mówił.- Mmmm-hmmm.Coś jeszcze?- Zapisaliście państwo omamy słuchowe i wzrokowe.Myśli pan, żeto ma znaczenie? Jak, podczas okresów halucynacji, opisywał to, cowidział i słyszał?Mainwaring w zamyśleniu splótł palce.Paznokcie miał długie,niemal kobiece, pomalowane bezbarwnym lakierem.- Widzę, że interesuje pana zwłaszcza sama treść.Czy mogę spytaćdlaczego?- Może zdradzić coś na temat tego, co się działo w jego głowie.Takiej odpowiedzi się spodziewał i bezwargi uśmiech powrócił najego usta.- Jest jasne, że działamy na zupełnie różnych płaszczyznachteoretycznych - stwierdził.- Ponieważ będziemy współpracować,najlepiej, jeśli wyłożę swoje karty na stół.Sugeruje pan klasycznepodejście psycho-dynamiczne: przyczyną problemów ludzi sąnieuświadomione konflikty.Wystarczy zinterpretować treść ich bełkotu,by uświadomić to, co nieuświadomione, i wszystko się ułoży.- Pyknąłfajką.- Może to i prawda w przypadku pomniejszych zaburzeńadaptacyjnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl