[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja siostra wzdycha.– Zdaje się, że pozbawienie złudzeń młodychzakochanych będzie trudniejsze niż myślałam.56Lewis ma szpanerski samochód – lanserski srebrny kabriolet – i kiedy ojcieckończy już wypytywanie go o wszystkie parametry silnika, wyjeżdża z podjazduna pierwszym biegu i przyciska gaz do dechy, obserwując moją reakcję.– Może inni dziwacy są pod wrażeniem, ale nie ja – mówię.Śmieje się.– Więc tak właśnie o mnie myślisz? Że jestem dziwakiem? Po tymwszystkim, co zrobiłem?„Na rondzie zjedź, trzeci zjazd.Następnie skieruj się na drogę ekspresową”.W nawigacji satelitarnej słychać niski, władczy kobiecy głos.Lewis posłuszniespełnia jej polecenia, a ja zastanawiam się, dlaczego właściwie tutaj jest.Przyspiesza przy zjeździe na autostradę, jedzie pewnie, ale nie popisuje się.O tej godzinie na drodze nie ma wielu kierowców, ale za to każdy rzucaspojrzenie pełne podziwu na jego samochód.Jest miłym, przyzwoitym chłopakiem.Nie wiem, czemu wytrzymuje mojązdawkowość i złośliwe komentarze.– Dlaczego mi tak pomagasz? – pytam.– Lubię zagadki.– Nie wierzę, że aż tak bardzo lubisz zagadki, by spędzać czas z humorzastąnastolatką, która nie chce powiedzieć ci, o co chodzi.Lewis spogląda na mnie.– Ty jesteś zagadką opakowaną w tajemnicę, tona pewno.I różnisz się bardzo od swojej siostry.Przyspiesza, wyprzedza ciężarówkę i wjeżdża na szybszy pas ruchu.W środku jest tak cicho.Gdybym nie widziała przelatującego obok w zawrotnymtempie krajobrazu, nigdy nie uwierzyłabym, że jedziemy sto siedemdziesiątkilometrów na godzinę.– Jak dobrze znałeś moją siostrę?– Jak już mówiłem, byliśmy z tego samego rocznika.Te same imprezy, noi wiesz, umawiała się na randki z jednym chłopakiem z mojej klasy, na początkuszkoły średniej.– Serio?– Przez jakieś dwa tygodnie.Wątpię, czy zapamiętała w ogóle jego nazwisko,ale gość urósł w oczach wszystkich kumpli z klasy.To była naprawdę niezłapartia, twoja siostra.To dziwne, kiedy tak opowiada o niej w czasie przeszłym; wczoraj wieczorembyła na tyle realna, by próbować mnie odwieść od spotkań z miłością mojegożycia.– Ty nigdy nie próbowałeś?Zmienia bieg.– Nie mój typ.– Myślałam, że Meggie była w typie każdego.Nie odpowiada.Po kilku kilometrach mówi: – Wiesz, zawsze myślałem, że najtrudniejszew czyjejś śmierci jest to, że nie można mówić prawdy o zmarłej osobie.Umarłamoja babcia, mama mojego taty.To była wredna suka, która krytykowała mamęna każdym kroku, uważała, że nie zasługuje na jej najukochańszego synka.Nieprzyszła nawet na ich ślub.Była skąpa.Nie interesowała się ani mną, ani moimbratem.Ale teraz, kiedy posłuchasz, co mówią o niej po śmierci, pomyślisz,że była skrzyżowaniem Matki Teresy i kochającej babuleńki z bajki dla dzieci.– Boże, Lewis – śmieję się.– To chyba najdłuższa przemowa, jaką od ciebieusłyszałam.Marszczy brwi od blasku słońca i zakłada ciemne okulary.A ja zaczynam myśleć o wszystkich cechach Meggie: piękna, arogancka,zabawna, złośliwa, namiętna, okrutna, towarzyska, zazdrosna, hojna,manipulująca, inteligentna, snobistyczna, fascynująca, irytująca, samolubna,egoistyczna.Przestań, mówię sama do siebie w myślach.Lewis spogląda na mnie.– Nie znałem twojej siostry, Alice, ale wiem, że to,co czytam o niej w gazetach, nie może być całą prawdą.Nie mogła byćpo prostu przesłodkim słowikiem, który nigdy nie popełnił żadnego błędu.W końcu.– przerywa.– W końcu co? – spoglądam na niego.– Chciałeś powiedzieć „w końcuprzecież ktoś ją zamordował”, tak?Kręci przecząco głową.– Nie.Nie o to mi chodzi.Ale zastanawiam się, czytwoja obsesja na punkcie tej anorektyczki nie bierze się stąd, że nie chceszmyśleć, o tym, co zdarzyło się Meggie.– Czy jesteś wykwalifikowanym psychologiem, Lewis?– Nie, ale.– No więc przestań robić mi psychoanalizę.Oczywiście, że chcę siędowiedzieć, kto zabił Meggie, nie jestem nieczułym robotem.Ale jeżeli chodzio całą resztę, powiedziałam ci już na początku, potrzebuję twojej pomocy, aletylko wtedy, gdy nie będziesz myślał, że masz prawo mnie pouczać.– Rozumiem.„Za trzysta metrów zjedź”.Lewis ignoruje kobietę w nawigacji.„ZJEDŹ”, nalega głos.Jej irytacja jest bardzo autentyczna.Tym razem robi, co mu każe.Przy mnie i elektronicznej rządzącej siękobiecie jest w mniejszości.Szkoła Triti znajduje się w małym, śliczniutkim miasteczku, jakieśdwadzieścia mil od Brighton.To na pewno miejsce ukochane przez rodziców,a znienawidzone przez dzieciaki: trzy puby i trzy małe supermarkety, więcszansa, że sprzedadzą alkohol nieletnim, jest równa zeru.Szkoła dla dziewcząt Keyes mieści się w starym kamiennym budynku, tużza nowym kanciastym murem z czerwonej cegły i bramą z prętów zakończonychostrymi kolcami.Lewis parkuje przy głównej drodze, wychodzimy z samochodui zaglądamy przez bramę.Pociąga nosem, jakby wyczuł w powietrzu jakiś zapach.– Idealne dlaprzyszłych żon piłkarzy, co?D o k ł a d n i e tak.Soczysta zielona trawa, na której nikt nigdy nie grałw hokeja.Parking z boku, pełen solidnych, ale modnych aut z napędem na czterykoła.Pawilon ze szklanym dachem, w którym – jestem pewna – znajduje siębasen ze zbyt ciepłą wodą.– Ach.Koniec lekcji, dokładnie na czas.– Lewis potakuje głową i patrzymy jakstrumyk dziewcząt wypływa przez frontowe wejście i bocznymi drzwiami.–Chryste, ile hormonów – mówi, ale sądząc po tonie jego głosu, raczej nie miałbyochoty zaprosić żadnej z tych dziewczyn na randkę.– Chodzą do szkoły w soboty?– Tak.„Zajęcia praktyczne, towarzyskie i społeczne, które gruntownieprzygotują nasze dziewczęta do życia pozaakademickiego”, jak przeczytałemna ich stronie.– Gruntownie? – Przypominam sobie wiadomości wysyłane do Tritii przechodzi mnie dreszcz.Która z nich jest autorką? Cofamy się do samochodu,kiedy strumyk zamienia się w rwącą rzekę.Widzę ładne dziewczyny, zwyczajnedziewczyny, i grube, i chude.Chociaż kiedy przyglądam im się dokładniej, nie mawśród nich za wiele grubych.Czy „Salli” wciąż działa, rozsyłając swój jad?– Teraz czekamy – nakazuje Lewis.– Zobaczymy, gdzie po szkole spotykająsię te starsze.Na pewno nie chciałbym, by zgarnęła mnie policjaza nagabywanie uczennic na terenie szkoły.Dziewczyny z ostatnich klas łatwo zauważyć, bo noszą własne ciuchy zamiastszkarłatnych mundurków.Rozdzielają się na dwa gangi – jeden zmierzaw kierunku S t a r b u c k s a, drugi do mniejszej, lekko odjechanej kawiarniw miejscowej galerii sztuki.– Ty idź do galerii – nakazuję Lewisowi.– Chodzą tam te trochę alternatywnei jest bardziej prawdopodobne, że pogadają z takim chłopakiem jak ty.– Hmmm.Z takim chłopakiem jak ja.To znaczy?– Nic, nic.Po prostu wyglądasz na zdenerwowanego.To znaczy, możeszpogadać z tymi drugimi, jeśli wolisz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- W ramionach kawalerów 04 Hoffmann Kate Wieczny Kawaler
- Cole Martina Kate Burrows 01 George Rozpruwacz [MR]
- Griffin Kate Matthew Swift 04 The Minority Council
- Kate Sherwood Dark Horse SS (7) Into the Light {ARe FreeRead}
- Steele Kate Hoosier Werewolf 03 Things That Go Grrr
- Grey India, Hiwitt Kate Za jakie grzechy
- Kate Steele Hoosier Werewolf 3 Things That Go GRR
- Kate Lauren Upadli 02 Udręka
- Coscarelli Kate Ciernie sławy
- PS77 Pan Samochodzik i Zamek w Chęcinach Tomasz Olszakowski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- kuba791.keep.pl