[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odczuwał palącej potrzeby, by je ponownie przeszukać.Ha-łas mógł być zwyczajnym odgłosem, jaki wydają stare domy, prote-stując w ten sposób przeciwko upływowi czasu.Prawdopodobnienie był to odgłos otwieranych albo zamykanych drzwi.Wytarł spoconą lewą dłoń o koszulę, wziął do niej rewolwer, wy-tarł prawą, przełożył do niej z powrotem broń i stanął u szczytuschodów.Z parteru i werandy za otwartymi drzwiami frontowymi nie do-biegał żaden dzwięk.Nic nie zakłócało martwej nocnej ciszy. 13Stojąc u szczytu schodów i nasłuchując, Billy poczuł nagle pulsu-jący w skroniach ból.Zdał sobie sprawę, że zacisnął zęby niczymszczęki imadła.Próbował się uspokoić i oddychać przez usta.Przekręcił głowę zboku na bok, próbując rozruszać zesztywniałe mięśnie karku.Stres może być korzystny, jeśli człowiek zachowuje dzięki nie-mu skupienie i czujność.Strach może sparaliżować, ale może rów-nież wyostrzyć instynkt przetrwania.Billy wrócił do głównej sypialni.Kiedy podchodził do drzwi, przyszło mu nagle do głowy, że cia-ło i książka znikną.Ale Lanny nadal siedział w fotelu.Z leżącego na jednej z nocnych szafek pudełka z kleenexami Bil-ly wyciągnął dwie chusteczki i używając ich w charakterze prowizo-rycznej rękawiczki zsunął z książki dłoń trupa.Nie zdejmując książki z jego kolan, otworzył ją w miejscu, wktórym tkwiła fotografia.Oczekiwał zaznaczonych w jakiś sposób zdań albo akapitów: ko-lejnej wiadomości.Ale w tekście nie było żadnych podkreśleń.Nadal używając kleenexów, wziął do ręki fotografię.90 Przedstawiona na niej kobieta była młoda, jasnowłosa i ładna.Nic na zdjęciu nie pozwalało domyślić się jej zawodu, ale Billy wie-dział, że była nauczycielką.Jej zabójca musiał znalezć to zdjęcie w jej domu w Napie.Przed-tem albo potem brutalnie pozbawił ją urody.Nie ulegało kwestii, że świr zostawił fotografię w książce, abyutwierdzić władze w przekonaniu, że oba morderstwa były dziełemtego samego człowieka.Chełpił się nimi.Chciał, żeby spotkało gouznanie za to, co zrobił.Jedyna mądrość, jaką możemy osiągnąć, jest mądrością poko-ry.Zwir nie nauczył się tej lekcji.Być może ten fakt doprowadzi godo zguby.Jeśli można autentycznie zapłakać nad losem obcej osoby, foto-grafia tej młodej kobiety pewnie by to sprawiła, gdyby Billy wpatry-wał się w nią wystarczająco długo.On jednak wsadził ją do książki izamknął między pożółkłymi kartkami.Położył z powrotem dłoń trupa na książce i zmiął w pięści dwiechusteczki.Wszedł do łazienki, która przylegała do głównej sypial-ni, wcisnął przycisk toalety przez kleenexy, po czym wrzucił je dowirującej wody w misce klozetowej.W sypialni stał przez chwilę przy fotelu, nie bardzo wiedząc, cozrobić.Lanny nie zasługiwał na to, by zostawić go tutaj bez dob-rodziejstwa modlitwy i sprawiedliwości.Był jego przyjacielem,choć może nie najbliższym.Poza tym był synem Pearl Olsen i to po-winno mieć olbrzymie znaczenie.Mimo to zawiadomienie biura szeryfa o zbrodni, nawet anonimo-we, mogło okazać się błędem.Władze będą chciały wyjaśnić, ktodzwonił stąd do Billy'ego zaraz po morderstwie, a on nie zdecydo-wał jeszcze, co im powie.Inne rzeczy, sprawy, o których w ogóle nie wiedział, mogły skie-rować na niego podejrzenia.Dowody poszlakowe.Być może głównym celem zabójcy było wrobienie Billy'ego w tei inne morderstwa.91 Bez wątpienia świr traktował to jako grę.Jej zasady, jeśli w ogó-le istniały, były znane tylko jemu.I tylko on znał definicję zwycięstwa.Zdobycie pucharu, szachmat czy rozstrzygająca bramka mogły w tym wypadku oznaczać po-słanie Billy'ego za kratki nie z jakiegoś racjonalnego powodu, nie poto, by sam świr mógł uniknąć kary, lecz dla czystej przyjemności.Billy nie znał nawet kształtu boiska, na którym grali, i z tegowzględu nie cieszyła go perspektywa przesłuchania przez szeryfaJohna Palmera.Potrzebował czasu, żeby się zastanowić.Przynajmniej kilku go-dzin.Do świtu. Przepraszam  powiedział do Lanny'ego, po czym zgasiłlampy przy łóżku i pod sufitem.Gdyby dom jarzył się przez całą noc niczym tort urodzinowy,ktoś mógłby to zauważyć, i zacząć się zastanawiać.Wszyscy wie-dzieli, że Lanny Olsen kładzie się spać z kurami.Dom stał w najwyższym punkcie prowadzącej do niego i kończą-cej się przy nim drogi.Prawie nikt tędy nie jezdził, chyba że wybie-rał się do Lanny'ego, i nikt nie powinien go odwiedzić w ciągu naj-bliższych ośmiu albo dziesięciu godzin.O północy wtorek się skończył i zaczęła środa.W środę i czwar-tek Lanny miał wolne.Nikt w pracy nie powinien zauważyć jegonieobecności aż do piątku.Mimo to Billy zajrzał ponownie do pozostałych pomieszczeń nagórze i tam również pogasił światła.Wyłączył lampę w korytarzu i zszedł po schodach, czując, jakprzytłacza go mrok za plecami.W kuchni zamknął na klucz drzwi na werandę.Miał zamiar zabrać ze sobą zapasowy klucz Lanny'ego.Przechodząc jeszcze raz przez parter, pogasił wszystkie światła,w tym także ceramiczne węgle w gazowym kominku w gabinecie,wciskając przełączniki lufą rewolweru.92 Przystanąwszy na werandzie, zamknął na klucz również fronto-we drzwi i wytarł klamkę.Schodząc po stopniach, czuł się obserwowany.Omiótł wzrokiemtrawnik i drzewa i zerknął na dom.Wszystkie okna były czarne jak noc.Billy wyszedł z ciemnościzamkniętej w ciemność otwartą, pod atramentowe niebo, na którymgwiazdy wydawały się pływać i drżeć. 14Schodził szybko w dół poboczem drogi, gotów schować się wprzydrożnych zaroślach na widok reflektorów jakiegoś samochodu.Często oglądał się za siebie.Z tego, co mógł powiedzieć, nikt gonie śledził.Bezksiężycowa noc sprzyja tropicielom.Powinna również sprzy-jać Billy'emu, lecz on czuł się odsłonięty w świetle gwiazd.Przy domu z wysokim do piersi ogrodzeniem niewidoczny piesponownie biegał tam i z powrotem wzdłuż sztachet, skamląc do Bil-ly'ego.Wydawał się zdesperowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl