[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem jak długo siedzieliśmy ona na kanapie, ja przy niej na krześle wuroczystem, pełnem zachwytu milczeniu.Na koniec wstała zamyślona i słabymgłosem zwracając się do mnie spytała Mogęż ci wierzyć? Miałżebyś dlachwilowego, lekkiego uczucia, zrobić sobie igraszkę z całego życia kobiety?Nie umiałem i na to odpowiedzieć; przysięga byłaby jej uwłaczała i mnie, alewidziała z oczów, z kilku próżnych słów tłumnie do ust się cisnących, żem niekłamał, że czułem.Odjechałem pijany, szalony, piszę jeszcze w gorączce,zapewne to list ostatni szczęśliwi nie piszą.Bądz zdrówJerzy.XXIIIRENA DO MISS F.WILLBY.Rumiana 11 Listopada 18.Z góry cię proszę, nie dziwuj się długości tego listu Kochana Faniu; wiele awiele rzeczy mam ci donieść, chcę żebyś wszystko wiedziała, chcę żebyś tamprzeczytawszy moje dzieje, mogła westchnąć życzliwie za mną.Rozumiempotęgę błogosławieństwa i siłę życzeń przyjaznych.W ostatnim liście donosiłam ci zdaje mi się, że wszystko jeszcze było na dawnejstopie.Mój opiekun, chociaż poprzestał już gwałtownie się sprzeciwiaćwszelkiemu staraniu Jerzego (a śladu jego nie było i domyślał się tylko ztrafnością przywiązania), niemniej zawsze jeszcze korzystał z każdej zręczności,żeby mnie zastraszać przyszłością.W końcu widać, że zwrócił uwagę na niegobaczniejszą i sam począł innego o nim nabierać przekonania; zmiękczonytrochę, milczał.Raz nawet gdyśmy o nim mówili, odezwał się: Jużciż inaczej i dziś nie powiem, tylko, że szaławiła, no, ale grunt jest,charakter jest krew poczciwa.Zresztą, co on tam winien, że sierotapuszczony samopas, szedł gdzie go oczy wiodły. Chwała Bogu, sam pan go już uniewinniasz. Ale ja go nie uniewinniam wcale! o nie! mylisz się moja panno! Szaławiła,trzpiot, no ale cóż robić, trzeba go brać jak jest. Mówisz pan, że go potrzeba brać? spytałam ze śmiechem.Stary się przeląkł. Owszem, owszem, nie potrzeba go brać! na co go brać, niech go sobie kacibiorą!Spojrzał na mnie, jam się uśmiechała. A co, rzekł, może gdym ja marszałkował i processował się, on się sobiechłodkiem oświadczył? On nie, ja mu się chyba oświadczę, nie widzę innego sposobu. To do tego już przyszło! Stary ręce załamał. Panie Koniuszy, on mnie kocha. A ba! wielka osobliwość! co dziwnego! I ja go kocham.Chwycił się za głowę, pobiegł, wrócił! Nie strasz mnie doprawdy? Ja go kocham, powtórzyłam. Teraz tylko pozostaje, rzekł gorzko, pojechać pani do Zapadlisk i oświadczyćmu się; a potem zajechać po niego karetą i zabrać go do Rumianej! Zlicznie!ślicznie! No! a gdyby do tego przyszło? Ale to szaleństwo. Nazwij jak chcesz. Przynajmniej już czekaj żeby ci się sam oświadczył. Zdaje mi się, że tak nieośmielony, iż się tego nigdy nie doczekam. On! nieośmielony! dzieciątko! nieboraczek! Słowa mi nigdy nie powiedział. Kalkulacja niezła! sztuczka cygańska! A godziż się tak sądzić? Ja nie sądzę, ja się boję. A Bóg? E! mościa panno, strzeżonego Pan Bóg strzeże, a ja jestem opiekunem i niechcę być malowanym.Ulituj się przynajmniej, nie rób wstydu, czekaj. Będę więc czekała.Pocałował mnie w rękę. Ale gdy przyjdziemy do tego, tatku mój, nie będziesz przeciwny?Stary pomyślał jeszcze. Albo to ty ze mną nie zrobisz zawsze, co zechcesz? Oj gdybym ja miałwięcej charakteru i mocy nad sobą, nigdybym na to nie powinien pozwolić.Po rozmowie wymknął mi się i jak się sam zaraz przyznał, pojechał śpiesznie doZapadlisk.Tam całem staraniem jego było wmówić w Jerzego, że ja nie mam inigdy nie miałam uczucia, że kilka oświadczających się odprawiłam szydersko inielitościwie, że cała żyję głową, żem zimna i niezbadana, odstręczając go odwszelkiej próby oświadczenia.Wszystko to było niepotrzebne, bo Jerzy do mnienigdy nie miał nadto odwagi.Zbliżyła się wreszcie chwila dla mnie wielka istanowcza.Byłam chora trochę, Jerzy przyjechał.Lacka jak zawsze ustąpiła,żeby nie być świadkiem naszej rozmowy, która ją drażniła do niecierpliwości.Kazałam mu czytać, na stole jakby umyślnie, szczególnym trafem leżał JakubOrtiz.Ty znasz listy Ortiza? wszakże Foscolo wydał je podobno pierwszy raz wLondynie? Kazałam, czytał i gdy przyszło do obrazu sceny namiętnej międzyTeressą i Jakubem, zawahał się i przestał.Próżnom nalegała, nie chciał czytać dalej; był wzruszony, widziałam to;podbudzone czytaniem uczucie z ust mu się wyrywało.Może też i janiecierpliwa wyprowadziłam go na wyznanie, które się stało koniecznością, aktórego się lękał.Przemówił nareszcie, nie miałam siły i słów by muodpowiedzieć, podałam rękę w milczeniu i nie otwierając ust; siedzieliśmydługo, mówiąc oczyma tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- ZBIGNIEW BŁAŻYŃSKI MÓWI JÓZEF WIATŁO. ZA KULISAMI BEZPIEKI I PARTII (1940 1955)
- Sobiesiak Józef i Ryszard Jegorow Burzany
- Jozef Flawiusz Wojna Zydowska
- Cybernetyka kultury Jozef Kosecki
- Ignacy Krasicki Mikołaja Dowiadczyńskiego przypadki
- Pilsudski Jozef Bibula(1)
- Listy z podrozy do Ameryki Kraszewski
- Stomma Ludwik Antropologia kultury WSI POLSKI (2)
- Wiley McKinsey's Marvin Bower
- NowoczesnoÂść i tożsamoÂść, ja i społeczeństwo w epoce póÂźnej nowoczesnoÂści Anthony Giddens
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beststory.pev.pl