[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałje mieć hucznym i głośnym, stary też zdun, który córkę zabogatego kmiecia wydawał, pragnął pokazać, iż go stało naprzyjęcie i uraczenie choćby najliczniejszych gości.Z obu stronprzygotowania czyniono wielkie.Doman naprzód, odziawszy się bogato i czeladz postroiwszy,wędrował od dworu do dworu drużbów sobie na weselespraszając.A gdy tak jechał i stanął po drodze przed Wiszów zagrodą,ścisnęło mu się serce - Dziwa przypomniała mimo woli.Ludka znowu doma nie było, bo zdawszy jeńców za Dobkiempośpieszył nad granicę, młodszy brat gospodarzył.U wrót stanąwszy ręce sobie podali.- Dziewkę sobie biorę - odezwał się do niego Doman - za drużbęwas proszę.- Będę wam chętnym drużbą - odparł chłopak.- Cieszę się, żeścieo naszej zapomnieli.Popatrzał mu się Doman w oczy i rozśmiał niewesoło.- Nie myślcie - odpowiedział - żem sobie dziewczynę napytał jakwasza.Krasy chciałem, więcej nic.hoża jest i młoda!.Bioręcórkę zduna znad jeziora Lednicy.Co mi tam! nie dbam, czy mico przyniesie!.Oczy jej się śmieją, może i ja poweseleję, bo mijakoś nierazno.Wezcie więc konia a gotujcie się do drogi,Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 392będziecie mi bratem, niech ludzie wiedzą, że zemsty nie szukami żeśmy druhami jak dawniej.Zcisnęli się znowu za ręce, pożartowali chwilę wesoło i Domanpojechał dalej.W chacie u Wiszów wiadomość o tym zadziwiłaniewiasty; %7ływia, stojąca u ogniska, zarumieniła się mocno,spuściła oczy.Może myślała, że się odezwie do niej i ją wezmie.Teraz, bez ojca i matki, cicho było i smutno.Bratowe popychały,bracia nie bronili bardzo.Poszłaby z nim, ale - brał inną.Takadola.Stary zdun trochę o garnkach zapomniał gotując wesele.Córkamu też nie dawała pokoju, tak wielu rzeczy jej było potrzeba.Mirsz na nic nie żałował.Miód dawno sycony na to wesele stał pogotowiu, piwo warzyćzaczęto, a chmielu dosypywano do niego dostatkiem; tegochmielu, o którym stara pieśń niosła, że psotnik, nic dobrego, "zdziewcząt robił mężatki", bo go przy weselach dużo spijano.Baranów i kozląt dość też na rzez naznaczono, a i wieprzakówkilka miało paść ofiarą.Na kołacze mąka sucha, wysiewana staław bodni, pogotowiu.Jednego dnia Jaruha znalazła się w progu zagrody, dobrawszyznać taką porę, gdy stary zdun był u pieca zajęty.Spojrzała naMilę i twarz się jej od śmiechu tak wykrzywiła i pomarszczyłajak grzyb, który człek nogą przyciśnie.Wzięła się wiedzma w boki.- A co, Miluchno? a co?.może się stara nie zna? Może nie umiezaczyniać i odczyniać? Może ziele jej nieskuteczne?.Dajże miJózef Ignacy Kraszewski Stara baśń 393piwa, bo w gardle zasycha.Dziewczę zarumieniło się, zmieszało,pobiegło prędko kubek piwa podać starej.Ta w progu usiadła, torbę położyła na ziemi, dobyła plackakawałek i z rozkoszą do ust poniosła napój ulubiony.- Widzisz - mówiła powoli, uśmiechając się i mrugając - żupanamci dała, a będziesz panowała.a gdyby nie ja i nie mój lubczyk.ho! ho! alboby to nie było nigdy lub nierychło.Stare babymłodym się też na coś przydać mogą.Zaczynić i odczynić.przyciągnąć, odepchnąć.my to wszystko znamy.Będzie ciebiekochał - dodała ciszej - a jeśli tam u niego już są inne jakie.teci służyć będą jak niewolnice.U bogatych ich bywa wiele, atobie to co szkodzi?.Zarumieniła się Mila znowu i oczy zakryła rączkami.Teraz jakoś, gdy otrzymała to, czego pragnęła, lękała się itrwożyła.Przyszło jej to tak łatwo! strach ogarniał.A Jaruha piwo piła i głową potrząsała nie czekając odpowiedzi.Kubek był już próżny, milcząc podała go Mili i dziewczęnapełniło raz drugi.Jaruha wypróżniła go chciwie.- Na cześć Trójgłowowi, Miluchno - odezwała się - daj trzecikubek, to się już powlokę.Nogi mam słabe, muszę pić na jedną,a potem na drugą nogę, i na rękę też, która kij trzyma, bo to takjak trzecia noga.I śmiała się Jaruha, śpiewać już zaczynając.Józef Ignacy Kraszewski Stara baśń 394- O! o! co oni to porobili, co porobili na tym białym świecienaszym! - poczęła, smutniejąc nagle i głową wahając z jednegoramienia na drugie.- Knez i biała pani.oboje poszli do ojcówbez stosu i pogrzebu! Mnie ich szkoda.gród pusty! Trawa rośniena zgliszczu.Knezna się na zielu znała, wiedziała, co z nimrobić, o! o! nosiłam i ja jej ziele, na młodziku! rwane pomogiłach.Dawała czasem pić i jeść, dni dwa i trzy, płótnakawałek, sukna okrawek.Knez szczuł sobakami z podwórza, bomłode ściskał, a starych nie lubił, ale mnie żaden pies nie ukąsi.Zaraz by się wściekł.Teraz na grodzisku.het, pustki i węgle.nie ma nic.Sroki skrzeczą tylko.Chodziłam grzebać w kupachpopiołu.ino gdzieniegdzie kostki bieleją.szkoda dworumalowanego! szkoda!Dopiwszy trzeciego kubka rozweseliła się znowu, otarła usta, oczysię jej zaświeciły, chciała wstać, nie mogła, dziewczę ją podniosłoz ziemi.Podparła się na kiju, zmocowała i głową kiwnąwszypowlokła się dalej śpiewając:- O lubczyku, ziółko złote!.Jaką ty masz wielką cnotę, czy pan,czy chłop, nic nie pyta, a za serce wnet go chwyta.o lubczyku,dobre ziele, prośże ty mnie na wesele!.Obiecując sobie przybyć na nie, choć nie proszona, Jaruha, któranigdy na miejscu nie mogła długo usiedzieć, dalej się powlokła.W drugiej chacie krowa mleko dawać przestała, trzeba ją byłookurzyć, aby czar i uroki zadane odczynić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl