[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. I dodaÅ‚ ze zdziwieniem:  WidzÄ™ niepewność na pani twarzy.ProszÄ™ siÄ™ nieobawiać, to godna szacunku osobistość i mój przyjaciel.OczywiÅ›cie powoÅ‚a siÄ™ pani na mnie. Ależ nie mam żadnych obaw w stosunku do pana szacownego przyjaciela zapewniÅ‚a Laurence. Ma Cho-kin  powtórzyÅ‚ Doherty. ProszÄ™ nie zapomnieć, Ma Cho-kin, Britannia,na Bundzie. BojÄ™ siÄ™ o życie mojego syna. %7Å‚ycie pani syna nie jest w niebezpieczeÅ„stwie  powiedziaÅ‚ Doherty z przekonaniem. Ale mówiÅ‚ pan o  wyczynach generaÅ‚a Lao Sana.O co chodzi? O tortury? Tortury, rozkosze.Zdarza siÄ™, droga pani, że Anglik nie potrafi ich od siebieodróżnić.Przez jakiÅ› czas DC3 leciaÅ‚ nad wybrzeżem chiÅ„skim.Laurence nie mogÅ‚a przestaćmyÅ›leć o sÅ‚owach puÅ‚kownika Doherty ego.Czy chciaÅ‚ dać jej do zrozumienia, że szefpiratów Lao San gwaÅ‚ci pojmanych przez siebie mÅ‚odych mężczyzn zachodniegopochodzenia?Sangwiniczny puÅ‚kownik Doherty mówiÅ‚ też o innej sprawie, a Laurence niewiedziaÅ‚a, co ma o tym myÅ›leć.ObiecaÅ‚a mężowi i Chengowi, że dochowa tajemnicy.Obietnicy dotrzymaÅ‚a, ale kiedy angielski oficer wymieniÅ‚ nazwisko Ma Cho-kina, byÅ‚azaskoczona.To wÅ‚aÅ›nie Ma Cho-kin jest osobÄ…, którÄ… Cheng i jej mąż wskazali jako kontaktw Szanghaju.Import-eksport, budynek Britannia na Bundzie.Wniosek z tego byÅ‚ taki:szacowny importer-eksporter należy do siatki Chenga, to znaczy do jego tajnegostowarzyszenia, należy też do pajÄ™czej sieci informatorów jej męża i  najnowsza wiadomość  pracuje również dla Intelligence Service.DochodziÅ‚a powoli do wniosku, że generaÅ‚ LaoSan również pracuje dla angielskiego wywiadu.W tej caÅ‚ej plÄ…taninie domysłów iprzypuszczeÅ„ zupeÅ‚nie zapomniaÅ‚a o toczÄ…cej siÄ™ w Chinach wojnie.Pod koniec dnia dakota zaczęła zniżać lot, zbliżajÄ…c siÄ™ do Szanghaju i za oknemsamolotu ukazaÅ‚a siÄ™ inna rzeczywistość.W Å›wietle zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca rozciÄ…gaÅ‚ siÄ™ widokna rozlegÅ‚Ä… równinÄ™ z polami ryżowymi, gdzieniegdzie urozmaiconÄ… wzgórzami i gÄ™stymilasami.Tu i tam w oddali widoczne byÅ‚y sÅ‚upy dymu.Ognie pożarów migotaÅ‚y jak malutkieÅ›wietliki.Nagle, prócz huku silników DC3, Laurence usÅ‚yszaÅ‚a jeszcze inny dzwiÄ™k: wodlegÅ‚oÅ›ci kilkunastu metrów od iluminatora pojawiÅ‚a siÄ™ eskorta dwóch jednosilnikowychjapoÅ„skich myÅ›liwców, biaÅ‚ych, z wymalowanym czerwonym krÄ™giem.LeciaÅ‚y tak bliskodakoty, że Laurence wyraznie widziaÅ‚a pilotów, wojowników siedzÄ…cych bez ruchu wcienkiej, przezroczystej skorupie, w której pomaraÅ„czowo poÅ‚yskiwaÅ‚y Å›wiateÅ‚ka kokpitu.DotÄ…d JapoÅ„czycy byli podrzÄ™dnym zmartwieniem, dużo mniej istotnym niż jej jedna, jedynamyÅ›l.Rzeczywistość pukaÅ‚a jednak do drzwi.Wojna wyszÅ‚a jej na spotkanie.W poczekalni szanghajskiego portu lotniczego trzy szeregi japoÅ„skich żoÅ‚nierzy zbagnetami nasadzonymi na lufy karabinów, polowymi plecakami i przytroczonymi do nichzwiniÄ™tymi kocami, powstrzymywaÅ‚y tÅ‚um przerażonych ChiÅ„czyków.Do posterunku strażygranicznej podszedÅ‚ mężczyzna koÅ‚o pięćdziesiÄ…tki w zachodnim stroju  szarym garniturze iczarnym filcowym kapeluszu.ByÅ‚ w towarzystwie wysokiego japoÅ„skiego oficera, ubranegow wysokie buty i spodnie do konnej jazdy oraz czapkÄ™ naciÅ›niÄ™tÄ… na Å‚ysÄ… gÅ‚owÄ™.Po chwiliEuropejczyk daÅ‚ znak Laurence, żeby podeszÅ‚a.UchyliÅ‚ kapelusza. MiÅ‚o ciÄ™ widzieć, droga Laurence.Ci panowie nie robili trudnoÅ›ci, wiedzÄ…, żejestem francuskim konsulem w Szanghaju i że jesteÅ› mojÄ… żonÄ…, która przybyÅ‚a, by do mniedoÅ‚Ä…czyć.Zechciej pokazać panom paszport.Czy podróż minęła pomyÅ›lnie? Doskonale.LÄ…dowanie nie byÅ‚o tak zupeÅ‚nie spokojne, ale cóż.Wysoki stopniem japoÅ„ski oficer przerzuciÅ‚ dokument, traktujÄ…c to jak czystÄ…formalność, i oddaÅ‚ go Laurence ze sztywnym ukÅ‚onem zamiast podziÄ™kowania.Po kilku minutach Laurence zajęła miejsce w czarnym samochodzie marki Delahaye,należącym do konsulatu, obok Pierre a Aubiégo, który zasiadÅ‚ za kierownicÄ….Gdy bÅ‚ysnęłyreflektory, w ich żółtym Å›wietle jej oczom ukazaÅ‚ siÄ™ obraz zniszczenia.Droga prowadzÄ…ca nalotnisko ucierpiaÅ‚a podczas walk znacznie bardziej niż pasy startowe.Delahaye musiaÅ‚lawirować miÄ™dzy lejami po pociskach, kopcami ziemi, wypalonymi wrakami samochodów irozbitymi wozami.Po obu stronach japoÅ„scy żoÅ‚nierze uzbrojeni w karabiny z bagnetami peÅ‚nili straż, chodzÄ…c tam i z powrotem wzdÅ‚uż wysokiego ogrodzenia z drutu kolczastego.Zatymi pÅ‚otami z żelaznych cierni rozpoÅ›cieraÅ‚ siÄ™ ocean ludzki, widać byÅ‚o tysiÄ…cezrozpaczonych uciekinierów.Niektórzy z nich na widok Å›wiateÅ‚ przejeżdżajÄ…cego samochodurzucali siÄ™ na ogrodzenie. Czy w Sajgonie zdajÄ… sobie sprawÄ™, co tu siÄ™ dzieje?  spytaÅ‚ Aubié poważnymtonem. Nie  odpowiedziaÅ‚a Laurence krótko. No tak, czy w ogóle można wyobrazić sobie taki koszmar! BarbarzyÅ„stwo jestniewyobrażalne.Konsul Stanów Zjednoczonych powiedziaÅ‚ mi, że jego kraj przygotowujesiÄ™ do ewakuacji swoich obywateli.Anglia zrobi to samo. Dobrze pojÄ™ta dobroczynność zaczyna siÄ™ od nas samych. Dobrze pojÄ™ta dobroczynność powinna siÄ™ zacząć od wypowiedzenia Japonii wojny! stwierdziÅ‚ konsul. Nie można pozwolić wilkowi, by bezkarnie mordowaÅ‚ owieczki.Na koÅ„cu dÅ‚ugiej, wyboistej drogi znajdowaÅ‚ siÄ™ obóz, skÅ‚adajÄ…cy siÄ™ z dwudziestuwojskowych namiotów rozstawionych wokół wielkiego ogniska. Panowie JapoÅ„czycy uważajÄ… siÄ™ za najbardziej cywilizowane istoty na planecie powiedziaÅ‚ konsul z przekÄ…sem  a nawet nie wiedzÄ…, że można palić w piecu wÄ™glem, wiÄ™cpalÄ… wszystko, co im wpadnie w rÄ™ce.JapoÅ„ska okupacja w Chinach to jeden wielki pożar. RozdziaÅ‚ 23Delahaye wjechaÅ‚ do koncesji francuskiej alejÄ… Joffre.Kiedy minęło siÄ™ pilnowanÄ…przez kilkunastu japoÅ„skich żoÅ‚nierzy barierÄ™ z drutu kolczastego i dwa karabiny maszynowe,dÅ‚uga aleja prowadziÅ‚a do samego serca chiÅ„skiego miasta, gdzie tÅ‚oczno byÅ‚o odsamochodów, kulisów ciÄ…gnÄ…cych wózki i riksze.Warsztaty rzemieÅ›lników staÅ‚y ciasno,sÅ‚ychać byÅ‚o nieustajÄ…cy ryk klaksonów.Zwarte grupki mężczyzn i kobiet dyskutowaÅ‚y zożywieniem wokół straganu sprzedawcy chiÅ„skiej zupy, stojÄ…cego pod dużym parasolem. Nawiasem mówiÄ…c  zmieniÅ‚ temat Aubié  chociaż jesteÅ› mojÄ… żonÄ…, nie mogÄ™umieÅ›cić ciÄ™ w apartamentach konsulatu.Atak JapoÅ„czyków w lipcu trzydziestego siódmegozmusiÅ‚ nas do przyjÄ™cia kilkudziesiÄ™ciu ChiÅ„czyków,  przyjaciół Francji.OczywiÅ›cieznalazÅ‚em dla ciebie mieszkanie.Rodzina Haertzlów oferuje ci goÅ›cinÄ™ tak dÅ‚ugo, jak bÄ™dzieto potrzebne. Mam nadziejÄ™, że nie bÄ™dÄ™ dla nich ciężarem zbyt dÅ‚ugo  odpowiedziaÅ‚a Laurence. Możesz siÄ™ tym nie niepokoić.Haertzlowie nie narzekajÄ… na ciasnotÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl