[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemal mimowolnie Tor rzucił w przestrzeń impuls, błagając ją w duchu, by odpowiedziała.Nic.Pustka.Tor błądził w niej po omacku, ale nie zdołał uchwycić śladu Alyssy.Zbyt pochłonięty upragnionym posiłkiem i myślami o ukochanej nie zauważył, że ktośdo niego podszedł, póki żołnierz nie dobył miecza i nie wbił ostrza w stół.Tor uniósł kufel kuprzybyszowi, po czym pociągnął długi łyk.- Twoje zdrowie, Gynt - rzekł cicho marszałek Cyrus.- Jak tam nasz pokurcz?- Ma na imię Cloot, panie marszałku.Doktor nie daje mu wielkich szans na przeżyciedzisiejszej nocy - odparł Tor, wytrzymując badawcze spojrzenie marszałka.Cyrus pochylił się ku niemu, przecierając stalowoszare oczy.- Opowiedz mi o sobie, Gynt.Intrygujesz mnie.Cyrus mówił szczerym, przyjaznym głosem.Tor czuł coraz większą sympatię domarszałka.Wyczuwał w nim skomplikowaną osobowość z tendencjami do pewnejporywczości.Intuicja podpowiadała mu także, że jest to człowiek lojalny, stawiający dobroswoich ludzi ponad własnym, a dobro swego monarchy ponad wszystkim.- Niewiele mogę powiedzieć, panie marszałku.Niedawno opuściłem wioskę, w którejspędziłem całe dotychczasowe życie, i jadę do Tal.Cyrus wskazał głową stygnący posiłek Tora.- Nie przeszkadzaj sobie.Tor powrócił do jedzenia.Cyrus tymczasem skinął na przechodzącą dziewczynę, bydolała mu piwa. - Ile masz lat?- Tyle, ile trzeba - wykrztusił Tor z pełnymi ustami.- Po co jedziesz do Tal?- Cóż.to chyba najlepsze miejsce na poszukiwanie szczęścia.- Tor zaczynał sięczuć jak zaszczute zwierzę.- Twój ojciec jest rolnikiem, Torkynie?A zatem marszałek zapamiętał jego imię.Tor znów był pod wrażeniem.- Nie, proszę pana, jest miejscowym skrybą.Mieszkamy we Flat Meadows.Może znapan to miejsce?- Istotnie.No, w każdym razie znam tamtejszą gospodę.Kiedyś się tam zatrzymałem,ale nie na długo.Dziwne, że ojciec godzi się na to, żeby taki inteligentny syn nie kontynuowałjego dzieła.Chcąc zyskać na czasie, Tor udał, że dopija resztkę piwa, choć w rzeczywistości kufeljuż dawno był pusty.Bez wątpienia marszałek był uczciwy, ale trochę za bardzo wścibski.- Mój ojciec wierzy, że każdy człowiek powinien poznać świat, nim na dobre zajmiesię pracą i.rodziną - rzekł Tor, niewinnie spoglądając Cyrusowi w oczy.- A więc zamierzasz wrócić do Flat Meadows? - zapytał przeciągle marszałek.- Nie wiem, panie marszałku.Dlaczego tak to pana interesuje, jeśli wolno spytać?- Interesuje mnie wszystko, co się dzieje w Tallinorze - odparł Cyrus.- Odpowiadamza bezpieczeństwo tego kraju i lubię wiedzieć, kiedy ktoś, kto ma dziwnych przyjaciół, a samjest jeszcze dziwniejszy, wybiera się do naszej stolicy.Marszałek siedział swobodnie, trzymając na kolanach w połowie opróżniony kufel zpiwem.Tor nie dał się zmylić pozorom: żołnierz najwyrazniej kpił sobie z niego.- Po prostu mam wścibską naturę, ale coś mi mówi, że się jeszcze spotkamy, Gynt, iwtedy opowiesz mi całą prawdę.- Wstał.- %7łyczę szczęścia w Tal.Schował miecz z powrotem do pochwy, zapiął ją, kiwnął zdawkowo głową i ruszył wstronę drzwi.%7łołnierze rozstąpili się szybko, by przepuścić uwielbianego przywódcę.Na dworze tymczasem zabawa rozkręciła się na całego.Główny plac, kipiącykolorami, tańcem i muzyką, oświetlały setki kadzidełek w pięknie dekorowanych lampionachz woskowanego papieru, zawieszonych na długich wstęgach.Aagodna bryza rozwiewała pouliczkach lekko pikantne aromaty.Tor złapał się na tym, że obserwuje jakąś roześmianą, całującą się w tańcu parę. Ostatnio byłem zbyt poważny - pomyślał.Czas na odrobinę relaksu.Alyssa skontaktuje sięz nim, gdy będzie gotowa.Cloot jest bezpieczny na górze.W stosunkach Torkyna z marszałkiem zapanował spokojny rozejm, a pierwsze wielkie święto w życiu chłopakaczekało niecierpliwie.Rozprostował koszulę, sprawdził, czy sakiewka i kulki - które, jakzauważył, nieprzerwanie emitowały ledwie słyszalny szum - są na miejscu, po czymprzyłączył się do świętujących.Oszołomiony tańcem z trzema miejscowymi pięknościami, próbował sprostać zadaniupodniesienia wraz z krzesłem niewiarygodnie grubej matrony, gdy jego wysiłki przerwałniespodziewanie dzwięk dzwonu.Z gospód i bocznych uliczek zaczęli się wysypywać ludzie, szukając miejsc znajlepszym widokiem na stojącą pośrodku placu prowizoryczną scenę.Po chwili pojawił sięna niej człowiek w pelerynie i zaczął uciszać tłum.- Witajcie, dobrzy ludzie.Składamy serdeczne podziękowanie wspaniałomyślnymmieszkańcom Hatten, którzy jak zawsze tego dnia urządzili tu wyborne święto.Teraz jednaknadeszła chwila, na którą wszyscy czekaliśmy: nasza nowa królowa winobrania obierze zachwilę króla morza!Tłum wydał ryk aprobaty.- Poproszę teraz kawalerów, którzy uważają się za godnych królewskiego tytułu, owystąpienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl