[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z owoców ałyczy.Sami zrywaliśmy.Jack kiwa głową.- Z ałyczy, co? Niezły sikacz.- Sikacz? - To najwyższe słowa uznania pod adresem wina, jakie mogą przejść przez ustalotnika.To znaczy, że jest wyborne.- Dobrze już, dobrze.Przyniosę ci butelkę, mam ich całą piwnicę.Jack przybierazdawkowy ton.- Henry, przyjmij ode mnie zaproszenie na bal z okazji Oktoberfest.Przyjdziecie z Karen jako moi goście.Froelich wsuwa ostrze na oś, bierze płaski klucz i w milczeniu dokręca śrubę.Jack boisię, że popełnił nietakt, sugerując, że Froelichów nie stać na opłatę za wstęp, chociaż wcalenie miał tego na myśli.- Zrobisz nam przyjemność.Ten bal nie może się obyć bez prawdziwego Niemca, apoza tym będzie wyśmienite jedzenie.Kiedy ostatni raz jadłeś porządny bratwurst, co?Jack czuje, że znów palnął głupstwo.Henry mógł pomyśleć, że podaje w wątpliwośćtalent kulinarny jego żony.Froelich odrzuca na bok klucz i przetrząsa swoją skrzynkę w poszukiwaniu wkrętaka.- To bardzo wspaniałomyślna propozycja, Jack, i przy innej okazji na pewno bym jąprzyjął, ale nie jestem Niemcem.Zatrzaskuje pokrywę silnika.Jack się czerwieni.Czyżby coś mu umknęło?Henry dokręca palcami śruby motylkowe.- Jestem Kanadyjczykiem - oświadcza zuśmiechem.Pociąga za sznurek i silnik zapala się za pierwszym szarpnięciem.W piątek przed Zwiętem Dziękczynienia Jack wrócił ze spotkania przy piwie w mesie,przynosząc do domu ogromnego mrożonego indyka.- Mimi, wróciłem!- Och, Jack! - zawołała.- Wygrałeś!- Tak jest - odparł, rzucając łup na kuchenny stół.- Cześć, Jack.Mimi, lepiej już pójdę - oznajmiła młoda sąsiadka z dzieckiem na ręku,zrywając się z krzesła.- Co u ciebie.? - Jack zawiesił głos.- Dot, zostań jeszcze - wtrąciła Mimi, taktownie podsuwając mężowi imię dziewczyny.- Przyzwyczailiście się już do nowego miejsca, Dot?Tak, jej mąż pracuje w księgowości, nazywa się Bryson.- O tak, Jack.Jest po prostu świetnie - powiedziała dziewczyna, płoniąc się, po czym,jak nakazuje domowa etykieta, ruszyła do wyjścia.Mimi odprowadziła ją do drzwi, potemwróciła do męża - taki dumny był z tego indyka. - Reszta należy do ciebie, moja pani.Ja go tylko przywlokłem - oświadczył,wzruszając ramionami.Nalała mu piwa i żartobliwie wypomniała mu, że nie zapamiętał imienia sąsiadki,ciesząc się w duchu, że ledwo zwrócił uwagę na tę małą ślicznotkę.Jack wziął z półki drugąszklankę i odstąpił połowę piwa żonie.- Wypiłem już dwa w mesie.Chyba nie chcesz obudzić we mnie bestii, co? -powiedział, mrużąc oko.- To zależy.- Trącili się szklankami.Niektórzy mężczyzni, jeśli w ogóle zdążą do domu na piątkową kolację, są za bardzo rozochoceni" albo w zbyt wojowniczym nastroju, żeby siąść razem z dziećmi do stołu.Pochrapują w mundurach na sofie albo wpatrują się szklistym wzrokiem w telewizyjny ekran.Całkiem mili faceci.Dzięki Bogu, Mimi taki się nie trafił, ale jej siostrze Yvonne tak;poślubiła mężczyznę z rodzaju tych, którym koledzy nie mają nic do zarzucenia.Madeleine patrzyła, jak w południe mama wsuwa olbrzymiego indyka do piekarnika, akiedy jak zawsze Maman oświadczyła:  Bon.%7łegnaj, Monsieur Indyk", Madeleine nie mogłasię uchronić od spostrzeżenia, że to blade mięso wygląda jak goły tyłek.Kogoś, ktozawstydzony, zwinął się w kłębek, żeby zasłonić twarz.A wcześniej, gdy Maman zebrałaluzną skórę wokół jego szyi i wetknęła ją pod spód, Madeleine odniosła wrażenie, jakbyindyka krępowało to, że jest nagi i martwy.- Zawołam was, kiedy upiecze się szyja - powiedziała Maman.Na świąteczny obiad zaproszeni zostali McCarrollowie.Amerykanie obchodzą ZwiętoDziękczynienia dopiero w listopadzie. Nie możemy pozwolić, żebyście jako jedyni nawetnie posmakowali w ten dzień indyka", oświadczyła Mimi w rozmowie z Sharon.Mieli teżprzyjść Boucherowie i na tę okoliczność wypożyczone zostały dodatkowe stoliki, ale wostatniej chwili Betty zawiadomiła Mimi telefonicznie, że obowiązuje ich ścisła kwarantanna: Steve Ridelle zagroził, że namaluje nam na drzwiach frontowych krzyżyk, jeśli nie będziemysiedzieć w domu przez cały weekend".Ich najmłodsza, Bea, zachorowała na świnkę.Dziesięciokilogramowy indyk i tylko czterech dorosłych i trójka dzieci.- Ale uczta! - stwierdził Jack.Madeleine poczęstowała wszystkich krakersami Ritza z wędzonymi ostrygami ipałeczkami selera do maczania w pysznym sosie.Jack po raz pierwszy w tym sezonie rozpaliłw kominku ogień, po czym nalał Blairowi whisky z wodą sodową.Mike dołączył do nich wsalonie ze szklanką piwa imbirowego w ręku; panie w tym czasie zajęte były przygotowaniami w kuchni.Jack cieszył się z obecności syna, gdyż Blair mimo upływutygodni nie stał się ani odrobinę rozmowniejszy - trzeba się mocno namęczyć, żeby coś zniego wyciągnąć.Mike zasypywał go pytaniami na temat latania i Jack odniósł wrażenie, żeMcCarroll, rozmawiając z chłopcem, jest w swoim żywiole, zupełnie inaczej niż w mesie wtowarzystwie innych oficerów.Szkoda, że nie urodził mu się syn.- Jakie masz plany na przyszłość, Blair? Rozumiem, że u nas będziesz bawił tylkoprzez rok.- Ohio, panie pułkowniku.- Mów mi Jack - zachęcił go, na co Blair skinął głową i poczerwieniał.- Baza lotniczaWrighta-Pattersona?- Tak jest.- Podobno mają tam przyzwoity ośrodek badawczo-rozwojowy.- Tym właśnie będę się zajmował.Testowaniem czynników ludzkich.- Czym, do licha?Blair niemal się ożywił.- Będę testował skafandry ciśnieniowe przeznaczone na dużewysokości.Kosmiczne skafandry.- O kurczę! - zawołał Mike.- Oczywiście, moim celem jest dostać się do ośrodka NASA w Edwards, a potem.ktowie, może do Houston.Jack uniósł z uznaniem brwi i pokiwał głową - McCarroll przymierza się do roliastronauty.- Ja na wiosnę zapiszę się do aeroklubu - odezwał się Mike, spoglądając na ojca.- Oczywiście, Mike.W przyszłym tygodniu przejdę się tam i wybadam grunt.W kuchni Mimi przyrządzała sos, a Sharon podgrzewała na patelni kandyzowanesłodkie ziemniaki, które ze sobą przyniosła.- Pachnie cudownie, Sharon.Musisz mi dać przepis.- Dobrze - odparła nieśmiało Sharon.Cała ich rozmowa przebiegała w taki sposób: pozagrywce Mimi piłka pozostawała na polu Sharon.Przy brydżu nie odczuwało się tego takbardzo, ale gdy były sam na sam, stawało się nieco uciążliwe.Mimi bez przerwy nachodziłaochota, żeby przytulić Sharon, ale ile razy można przytulić kogoś, kogo się nie da bliżejpoznać.Mimi z dużym wyprzedzeniem przygotowała świąteczną ucztę, więc poza sosemniewiele było do zrobienia, ale wyznaczyła Sharon zadanie pokrojenia rzodkiewek wćwiartki, żeby milczenie nie dawało się tak we znaki.- Może nastawisz płytę, Jack? Charles Aznavour byłby wybawieniem. Claire wręczyła Madeleine upominek - pudełko z krakersami w kształcie zwierzątek.Pudełko zaopatrzone było w pasek, więc można było udawać, że to teczka lub torebka.- O rany, Claire, dzięki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl