[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy chciał wziąć na muszkę człowieka, po którego tu przyszedł, zorientował się nagle, żejego miejsce przy niedużej, drewnianej ławie jest już puste.Zorientował się za pózno.Cioswyprostowaną dłonią w lewą część szyi, blokujący tętnicę, natychmiast pozbawiałprzytomności.Szczęk łamanych kości i przetrącanych kręgosłupów szyjnych, chrupotgruchotanych krtani i pękających od przerażająco precyzyjnych, a jednocześnie druzgocącychuderzeń kości skroniowych, oraz zręcznie wydłubywanych z oczodołów gałek ocznych,symbolizował fakt, że Adam wkroczył na wojenną ścieżkę.Zwierzęca szybkość Gawlika złatwością wygrała z brutalną siłą drabów.Zaledwie kilkanaście sekund pózniejniezwyciężony Bolo umierał z wyrazem najwyższego zdumienia na twarzy.Grażyna zginęła na miejscu.Mistrzu próbował wydusić z siebie jakieś słowa doklęczącego nad nim Adama.- Zostaw.zemstę.Bogu - zdołał powiedzieć, z ogromnym trudem łapiąc powietrze.Skonał chwilę potem.Mężczyzna wstał i wyszedł z mieszkania.Nie zamknął za sobą drzwi. Rozdział 29Podinspektor Marek Pelczar z wydziału zabójstw Komendy Wojewódzkiej Policji weWrocławiu relaksował się przed telewizorem, trzymając w dłoni szklankę z ulubionympiwem.Natrętny dzwonek telefonu zakłócił atmosferę zasłużonego odpoczynku.- Kochanie, możesz odebrać? - zawołała Marta Pelczar z kuchni.- Już idę - odpowiedział, wstając niechętnie i ciężko z ukochanego, bujanego fotela.Głos męża, który Marta, zajęta gotowaniem zupy na następny dzień, usłyszała zprzedpokoju, zmroził ją dokumentnie.- Jasna cholera! - wykrzyknął zdenerwowany.Wyszła z kuchni wystraszona.- Co się stało?- Muszę iść, kochanie - powiedział, zakładając marynarkę i buty.- Nie wiem, kiedywrócę.Chyba pózno.Nie czekaj.- Ale co się stało?!- Pózniej ci powiem.Teraz naprawdę muszę lecieć.Złapał jeszcze kluczyki do samochodu i wyszedł w pośpiechu, zamykając za sobądrzwi.*W mieszkaniu przy ulicy Legnickiej krwi było raczej niewiele, jak na taką ilośćtrupów.Pelczar rozejrzał się wokół wprawnym okiem.- Kto ich znalazł? - spytał komisarza Andrzeja Wołka, człowieka, który gopowiadomił.- Sąsiad.Nazywa się.- Wołek zajrzał do notesu.- Ryszard Broniarz.W takimogromnym bloku ludzie się nie znają.Każdy siedzi we własnej norze i pilnuje swojego nosa.Ten mówi, że jak usłyszał strzały, to wyjrzał na korytarz.Zobaczył otwarte drzwi, zajrzał dośrodka i zdołał jeszcze zadzwonić do nas.Siedzi tam teraz w łazience.Pelczar poszedł we wskazanym kierunku.Na muszli znalazł trzęsącego się jakgalareta szczupłego człowieka, około pięćdziesiątki.W drgającej jak u chorego na Parkinsonaręce trzymał papierosa.Wpatrywał się zacięcie w jeden punkt na przeciwległej ścianie.- Panie Broniarz, muszę zadać panu parę pytań - powiedział Pelczar do mężczyzny podniesionym głosem.- Co?Broniarz spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.- Panie Broniarz, widział pan człowieka, który wychodził z tego mieszkania?- Co?- Pytam, czy widział pan człowieka, który wychodził z tego mieszkania.- Ja nic nie widziałem.Nikt nie wychodził.Tylko ci tam.- odpowiedział drżącymgłosem.- Musiał pan kogoś widzieć.Pozna pan tego człowieka? - naciskał Pelczar.- Nikogo nie było.Ja nikogo nie widziałem.Głos mu się łamał.Uniósł papierosa do ust.Nie udało mu się zaciągnąć.Drżenie rękibyło nie do opanowania.Pelczar wrócił do komisarza i ludzi wykonujących zwyczajowe wtakich okolicznościach czynności.- Albo jest w szoku i nic nie pamięta, albo naprawdę nikogo nie widział - zwrócił siędo Wołka.- Co tu się, kurwa, mogło stać?- Ten wytatuowany tutaj trzyma pistolet.Po badaniach balistycznych będzie wiadomona pewno, ale moim zdaniem on wykończył dziewczynę i księdza.Potem delikwent, któregoszukamy, załatwił wszystkich czterech.Tak mi się wydaje.- %7łeby załatwić takie kupy mięśni, to musiałby być jakiś pierdolony Rambo -powiedział z niedowierzaniem Pelczar.- Myślę, że Rambo przy tym gościu to panienka z pensji.To najwyższej klasyzawodowiec.Rasowy zabójca.Był sam, bo nie ma śladów bójki.On z nimi nie walczył.Onich po prostu wyeliminował.Myślę też, że coś go musiało łączyć z tymi zastrzelonymi.- No to pięknie.Wiemy już czyje to mieszkanie?- Właścicielka nazywa się, a właściwie nazywała - ruchem głowy wskazał Grażynę -Grażyna Gawlik.Na razie ją sprawdzamy.- A ksiądz?- Tożsamość księdza też sprawdzamy.Nie powinno być z tym problemu.Chłopakiobjeżdżają kościoły.To tylko kwestia czasu.- Te byczki miały jakieś dowody przy sobie?- Tak.Nazwiska poszły do centrali.Ustalamy czy byli notowani.- Gawlik, mówisz.Gdzieś słyszałem to nazwisko - zamyślił się podinspektor.- Ty,słuchaj, mówiłeś kiedyś, że masz kogoś w tej jednostce w Rembertowie.- Kuzyn się dostał, a co? - Spróbuj się jakoś delikatnie dowiedzieć, czy ktoś od nich przypadkiem nie byłostatnio we Wrocławiu.Jeżeli to taki zawodowiec, to może od nich.Ja wiem, tajemnicawojskowa i te tam pierdoły, ale spróbuj.- Dobra.Pogadam z Włodkiem.- To na razie.Jadę na komendę - powiedział Pelczar i odwrócił się w stronę drzwiwyjściowych.- Aha, spróbuj jeszcze coś wyciągnąć od tego.Jak mu tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl