[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rybki, szczeniaki, kocięta - i tłumy ludzi, w tymsporo dzieci poniżej dziesiątego roku życia, błagających o chomika.Nie znoszę ścisku, zapachu piór i karmy dla ptaków.Obrzydliwość.Skupiamy wzrok na grupce zakonnic i wycofujemy się ich ślademz tłumu, wpatrzeni w obszerne, szare jak deszczowe chmury habity.*Lista wypróbowanych tapas rośnie.W moim notatniku hiszpański miesza się z angielskim:Szpinak z boczkiem i orzechami włoskimiSchab w sosie z zielonego pieprzuMusaka z serem na wierzchuSolomillo con ali-oli (mały filet wołowy z aioli)Bacala con salmorejo (dorsz z gęstym gazpacho)Pringa casera (pasztet z siekanego mięsa)Krokiety z krewetekPan de aio con carne mecha casera (chleb czosnkowy z topioną słoniną)Chipirón a la plancha (kalmar z grilla)Empanadas con jamón (pasztecik z szynką)Empanadas de carne (pasztecik z mięsem)Smażone sardeleSmażone drobne rybki, podobne do błystekMamy za sobą obiady w kilku renomowanych restauracjach, często usytuowanych w pięknych budynkach.Niektóre uznaliśmy zazbyt napuszone i nieznośnie sztywne, ale były wśród nich także takie o charakterze rustykalnym, z szynkami wiszącymi pod sufitemi rozpalonym grillem do pieczenia ryb i steków.Wszystkie jednakwyglądały mniej więcej tak samo jak te spotykane podczas innychpodróży.Ostatecznie uznajemy, że bardziej nam odpowiada odwiedzanie kilku kolejnych barów z tapas, których sceneria przenosi nasnatychmiast w rytm i żywość tutejszej kultury.*Kiedy nasza rezerwacja w Don Alfonso wygasa, zmieniamy hotel.Nagle wszędzie wokoło widać małe, błyszczące skody - mają tu jakiśzjazd.Rejestrujemy się w hotelu w okolicy Santa Cruz, gdzie spędza-my dwa dni ze względu na śliczne patio i egzotyczną, lecz domową atmosferę, potem przenosimy się do innego - też z dziedzińcem.Bierzemy tam dwa małe pokoiki i już pierwszego dnia wysiada elektryczność.Zostajemy na całą noc bez światła, ogrzewania i ciepłej wody.Nikt się tym specjalnie nie przejmuje, więc po prostu idziemy na spacer, a po powrocie zapalamy świece i myjemy zęby wodą z butelki.Pocieszam się widokiem wzorów na płytkach na klatce schodowej, szmerem fontann, dzwiękiem gitary rozbrzmiewającej w loggii póznympopołudniem i rozmową z recepcjonistą, który kocha historię Sewilli.- Zrobili państwo dobrą podróż? - pyta nas na wstępie.Angielskie bezokoliczniki to make, to do są koszmarem dla cudzoziemców i czasem można usłyszeć zabawne pomyłki.Następnegodnia przenoszą nas do większego pokoju, przypuszczalnie w nagrodę za to, żeśmy się nie skarżyli.Zanurzam się w wielkiej błękitnejwannie i myślę o poecie Antoniu Machado, urodzonym w jednymz tych okazałych domów, gdzie zawsze słyszał szmer płynącej wody.Jako dorosły marzył o fontannie w swoim sercu, o gorącym słońcu świecącym w swoim sercu.Takie marzenia, które zawdzięczałmiejscu swego dzieciństwa, nurtowały go potem przez całe życie.Leżąc w łóżku, wyobrażam sobie swoje serce jako gorące słońce.*Andaluzyjskie miasta zawsze były zródłem fantazji.Szokuje mniegranicząca z brzydotą pospolitość okolic Sewilli, nadmiar pojazdóww mieście.W moich sielskich podróżniczych obrazkach nigdy niezajmowałam się ruchem drogowym.Jeśli tam, gdzie przyjeżdżam,czuję się jak na okropnej autostradzie nr 101 do San Francisco, niemogę się cieszyć.Wiele europejskich miast już się ocknęło i pozamykało swoje historyczne dzielnice dla pojazdów.Celuje w tym Florencja i mam nadzieję, że wszystkie miasta pójdą za jej przykładem.%7łebyż jeszcze wydała walkę spalinom autobusowym i motocyklom!W Sewilli szybko się uczymy, jak dotrzeć do kwintesencji tego miasta, a jednocześnie unikać samochodów.Dzięki konnym dorożkomi powolnemu stukotowi kopyt można zapewnić sobie moc autentycznych, romantycznych wrażeń.Jednym z najbardziej cywilizowanych widoków tego miasta sąogromne tereny zielone parku Marii Luizy, gdzie prawdopodobniemożna zażyć chłodu i wytchnienia latem, kiedy Sewilla zmienia sięw rozprażoną patelnię Andaluzji.Przez cały ranek spacerujemywśród mimoz i bananowców.Park urządzony jest z fantazją, pełnotu fontann, sadzawek z kaczkami, wyłożonych płytkami ławek, altan i kaskad.Wielkie tropikalne drzewa z korzeniami, które zdająsię wylewać z nasady pnia, zadomowione są tu od czasów pierwszychodkrywców Nowego Zwiata.Rozglądam się za tabliczkami, ale tylko na nielicznych je odnajduję.Jedno z drzew, arbolde las lianas, pochodzi z Amazonii.W jego gałęziach mogłaby spokojnie zamieszkaćszwajcarska rodzina Robinsonów1.Zcieżką idzie powoli niewidomyczłowiek.Zna drogę, może rozpoznaje ją po zapachu i rodzaju żwiru pod nogami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Verne Juliusz Niezwykłe Podróże 01 Pięć tygodni w balonie
- Rosalind A. McKnight Kosmiczne podróże z Robertem Monroe.compressed(1)
- Masterton Graham Saga historyczna Dziewicza podróż
- Cunningham Elaine Gwiezdne wojny Mroczna Podróż
- Niffenegger Audrey Żona podróżnika w czasie
- Llewellyn Julia Podróż bezœlubna(1)
- Brown Courtney Kosmiczna podróż
- Erickson Lynn Labirynt
- Estupidos Hombres Blancos Michael Moore
- § O'Kelly Scarlett Sekretna profesja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- matkasanepid.xlx.pl