[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej brat spał tak, jak potrafią tylko bardzo wysocyludzie, bezwładny i rozpłaszczony, rozbrajający przez ten swój wzrost,bo le\ał w głębszej nieświadomości - a przynajmniej tak się wydawało -ni\ kobiety lub skromniej zbudowani mę\czyzni; bli\szy bezruchowi imrokowi, jak na dłu\szym łańcuchu kotwicznym.Nie, postanowiła za-czekać i jeszcze pomyśleć, zanim go zbudzi.Licząc w pamięci pieniądze, podkradła się do syna Leona i siedziaładłu\ej, ni\ to sobie uświadamiała, w zamyśleniu wbijając w niego ponurywzrok, przypominając sobie gigantyczną twarz patrzącą na nią znad placuJuliańskiego.Co mają zrobić z taką twarzą? Była pokryta w\artą warstewką174 brudu, a na policzku widniał siniak.Dotknęła analogicznego miejsca nawłasnej twarzy, gdzie widniały podobne znaki.Zastanawiała się, czy tensiniak pomo\e, czy zadziała jak niekompletna czarna maska, która goukryje - czy te\ tylko podkreśli te znajome oczy, obwieści obecność tychznanych wszystkim rysów? Im dłu\ej go obserwowała, tym bardziejulotne wydawały się zmiany jego wyglądu, brud, chudość i obcięte włosy- to właściwie nic, nic więcej ni\ mgła.Czy nikt inny nie widział tej twa-rzy, wcią\ pokazywanej na miejskich ekranach, czy nikt poza nią nierozumiał, co widzi? Jak w ogóle zawędrował a\ tak daleko? A teraz tamciwiedzieli o włosach i chudości, sama zdarła z niego ten słaby kamufla\,który sobie wypracował, i jest przy nim uwięziona.Chyba \e nikt niezapamięta jej słów.Na rynku roiło się od wigilów, ale czy nie moglibypomyśleć, \e to fałszywy alarm? Przecie\ ona, Sulien i ten Rzymianinbyli tylko trzema uciekającymi postaciami.Jej usta wygięły się w wyrazie dezaprobaty; to jego okropne przemó-wienie o miłości do Rzymu!Nad ich głowami sterczała miniaturowa wie\a mauzoleum: mały, bia-ły, kominopodobny twór, sto\ek na pierścieniu kolumn wokół stojącegona kostce posągu, jakby dziecięce klocki.Był w tym jakiś nieszczerypatos albo histeria.Kiedy zrobiło się jasno, dla wprawy odczytała napisna postumencie:Los ukradł ci \ycie i mnie, Aeliusie, mój mę\u.Ja, Fadilla,zbudowałam dla ciebie ten wielki grobowiec, postawiłam nadnim wie\ę, umieściłam twój posąg na środku: niech wszyscyujrzą, jak wielkie znaczenie miałeś w Tolosie.A ja zawszebędę le\eć u twego boku; jak za \ycia w domu, który był namschronieniem, tak niech po śmierci nasze kości spoczną w tymsamym grobie.Una przedzierała się przez tekst pospiesznie, niecierpliwie chcącsprawdzić, jak szybko potrafi czytać, trochę się zaplątała w środku, za-rumieniła się, zła i rozczarowana.Ale to prawie się nie liczy, prawda?Nie byłoby problemu, gdyby się nie spieszyła.Przeczytała po cichu - alemo\e była równie powolna jak poprzednio, nie mogła tego stwierdzić.175 Westchnęła, uśmiechnęła się niegrzecznie.Fadilla znalazła piękne słów-ka, ale i tak wszystko to było takie rzymskie, przemądrzałe, płaczliwe iniepo\yteczne.Posąg Aeliusa wśród kolumn wyglądał nijako i wesoło.Nic nie wskazywało na to, \e Fadilla naprawdę spoczywa u jego boku.Una spojrzała na Marka i pomyślała, \e mo\e jednak wie, w jaki spo-sób zdołał przemknąć się nierozpoznany.Przypuszczalnie dlatego, \ejego twarz była wszędzie, nie mieściło się w głowie, \e jakiś Nowiuszmógłby spać na cmentarzu czy gdzieś indziej, był zbyt znany, by zajmo-wać tak niewiele miejsca, powinien być większy i bardziej rzucający sięw oczy, mógłby zajmować więcej ni\ jedno ciało.A jego twarz nie po-winna być tak charakterystyczna - na przykład te gęste rzęsy, w jednymmiejscu jasne, w innym ciemne.Sulien jęknął i obudził się, ujrzał kucającą Unę, która z rękami na ko-lanach i brodą na kościstym nadgarstku przypominała podłu\ne zawiniąt-ko.Patrzyła badawczo na twarz Marka.- śś - powiedziała.Wstał powoli, roztarł kark, poczuł, \e jego ciało dostosowało się dokształtu terenu jak ciasto do formy.To tak\e przez Marka Nowiusza;przez cały tydzień sypiali na pchlim targu, ale teraz tylko Una, całkiempewna swej anonimowości, mogła tam wracać.- Nic nie ma, rozumiesz - szepnęła.- Musimy go karmić i w ogóle.Nasze pieniądze nie były obliczone na trzy osoby.Sulien pokiwał ponuro głową.Naprawdę, co za głupota myśleć, \e towina Marka.To jego wina.Przynajmniej Una jeszcze mu tego nie wy-pomniała. A za dwadzieścia lat, kiedy ciągle tu będziemy, dowiemy się,\e mogło być inaczej , powiedział.Teraz ju\ mu się nie wydawało, \e totakie ryzyko.Aatwo było uwierzyć, \e mogliby bez trudu zapomnieć, i\kiedykolwiek widzieli jakiegoś Nowiusza na własne oczy.Razem z Uną zaczął się przyglądać Markowi Nowiuszowi, którymarszczył brwi przez sen.- Chyba jest trochę inny ni\ na wszystkich zdjęciach - powiedział -ale jednak.- Kupiłam mu kapelusz - odparła Una w zadumie.176 - Naprawdę? - Rozbawiło go, \e ju\ usiłuje działać.- Nie był drogi - rzekła tonem usprawiedliwienia.- Kupiłam go,wracając na targ.Z powodu tego, co im powiedziałam o jego włosach.Ale niewiele to pomo\e, co?Sulien przyjrzał się Markowi, usiłując myśleć, \e pomo\e, ale nie po-trafił sobie wyobrazić, by jakiś kapelusz rozwiązał problem.- Lepsza byłaby torba na głowie - rzucił z irytacją.Una odwróciłasię do niego zamyślona i zainteresowana.- Co? - spytał.- Wczoraj.- nie potrafiła opanować mimowolnego dr\enia wargi -.o mało nie poprosiłeś go o autograf.Skrzywił się z rozdra\nieniem.- No, starałem się, starałem się z nim porozmawiać, ale on [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl