[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teresa Medeiros Po północyZanim zdążyła zaprotestować, wsunął rękę do jej kieszenii wyjął kołek.Otoczył ją ramieniem w talii, żeby się niewyrwała, i siłą włożył jej go w dłoń.Chociaż się szarpała,z łatwością zwrócił jej rękę ku sobie, tak że drewniany szpicdotykał jego piersi.- Jeśli szczerze wierzysz, że jestem potworem, to bardzoproszę, wbij mi go prosto w serce - wycedził ponuro.- Odkąd cię ujrzałem, ono już do mnie nie należy, więc spokojniemożesz to zrobić.Caroline zamrugała powiekami, oszołomiona tym niespodziewanym wyznaniem.W tej chwili przestało ją obchodzić,czy Adrian jest człowiekiem, czy potworem.Chciała tylko,żeby należał do niej.Nie mogąc ukryć pragnień, delikatniepogłaskała go po twarzy.Wolno rozluznił dłoń i drewnianykołek upadł na kamienne płyty.Jęknął głucho, pokonany, przyciągnął ją do siebie i pocałował tak mocno, jak nigdy dotąd.Choć wiatr rozwiewał jejwłosy i szarpał pelerynę, miała wrażenie, że wszystko wokółzastygło.Nie istniała przeszłość i przyszłość, nie było Vi-vienne i wyrzutów sumienia.Liczyła się tylko ta chwila, tenmężczyzna i ten pocałunek.Minęła cała wieczność, zanim oderwał usta od jej wargi spojrzał jej głęboko w oczy.Potrząsnął bezradnie głową.- Co mam z tobą zrobić, moja droga panno Cabot?- Co tylko pan chce, milordzie - wyszeptała w rozmarzeniu.Oparła policzek o jego pierś i poczuła, że ustami dotykajej włosów.- Adrianie - poprawił ją szeptem, otaczając ramionami.- Adrianie - powtórzyła z westchnieniem.Była tak oszołomiona, że dopiero po dłuższej chwili zdałasobie sprawę, iż rytmiczne uderzenia, które wyczuwała podTeresa Medeiros PO północypoliczkiem, to bicie jego serca.Spojrzała na niego zaskoczona, rozchyliła koszulę i położyła mu dłoń na piersi.Tenniewinny dotyk sprawił, że rytm uderzeń stał się dwa razyszybszy.Jego serce było ciepłe i tętniące życiem, jak u każdego zwykłego śmiertelnika.- Zawsze wiedziałam, że nie jesteś pozbawiony serca,choć bardzo chciałeś, żebym w to uwierzyła - szepnęła,patrząc na niego z ukosa.- Cóż, mój sekret się wydał.Nie jestem wampirem.- Oczywiście, że nie jesteś.- Roześmiała się z niewy-słowioną ulgą.- Przecież wampiry nie istnieją.To niewiarygodne, że dałam się ponieść niedorzecznym fantazjom Por-tii.Pewnie masz mnie za naiwną gąskę.Nie powinnambyła.Objął ją mocniej, przerywając jej w pół zdania.Spojrzałjej w oczy z zaskakującą powagą.- Nie jestem wampirem, kochanie.Jestem łowcą wampirów.atrzyła na niego, mrugając powiekami, jak mała, zaPdziwiona sówka.- Nie jesteś wampirem - powtórzyła wolno.- Zgadza się.- Jesteś łowcą wampirów.Skinął głową.- Czyli kimś, kto poluje na wampiry.Znów skinienie.- I zabija je.- Nie można tak powiedzieć.One już nie żyją - tłumaczyłłagodnie.- Ja tylko unicestwiam je i wysyłam do piekła ichpozbawioną duszy cielesną powłokę, żeby nigdy więcejnikomu nie zrobiły krzywdy.Caroline wyswobodziła się z jego objęć i wolno cofnęła naśrodek mostu.- A więc dlatego sypiasz w dzień - powiedziała, kiwającgłową, jakby doskonale rozumiała to, co jej powiedział.- Dzięki temu możesz nocami polować na wampiry.- Obawiam się, że nie przepadają za słońcem.Niemal widział, jak obracają się maleńkie tryby w jejmózgu.- Przypuszczam, że nie jesteś do nich podobny pod innymi względami.Na przykład jeśli chodzi o nieśmiertelność.PoTeresa Medeiros północyUniósł brew.- Znów mówisz o galerii portretów?Przytaknęła.Skrzyżował ramiona na piersiach, przypominając sobiedotyk ręki Caroline.- Nie okłamałem cię, mówiąc o niezwykłym rodzinnympodobieństwie.Mój stryjeczny praprapradziad kiedyś spłodził dziecko z służącą żony.Mógł zaprzeczać, że to jegopotomek, ale tylko do dnia, kiedy dziecko się urodziło- z charakterystycznym pieprzykiem nad lewym okiem.- Co się wtedy stało? - spytała.Nadal się cofała, chociażjuż wolniej.- Moja stryjeczna prapraprababka chwyciła za pistoleti strzeliła do męża.Na moje szczęście i szczęście innych jegopotomków, nie była dobrym strzelcem i tylko postrzeliła gow łydkę.Potem spłodził jeszcze piętnaścioro dzieci, w tymsiedmioro ze swoją żoną.Okoliczności sprawiły, że strzelałado niego jeszcze dwa razy, zanim zmarł we własnym łóżku,dożywszy pięknego wieku dziewięćdziesięciu dwóch lat.Caroline przechyliła głowę na bok.- A co z lustrami? Skoro nie jesteś wampirem, tylkołowcą wampirów, dlaczego tak się boisz swojego odbiciaw lustrze?Adrian westchnął, żeby zyskać na czasie i przesunął dłonią po policzku.Tego pytania najbardziej się obawiał.- Skoro już musisz wiedzieć, to pozbył się luster zewzględu na mnie - odezwał się Julian, który niespodziewanie wyszedł z cienia i stanął za Caroline.Adrian zaklął cicho, a Caroline odwróciła się szybko,przykładając dłoń do serca.- Bo to ty nie lubisz oglądać swojego odbicia? - spytała.Teresa Medeiros Po północy- Poczuła, że znów wstrząsa nią dreszcz.Adrian delikatniepogładził ją po plecach.- I to z zębami.- Na ogół nie bisuję, ale dla ciebie.- Julian spojrzałpytająco na brata, oczekując jego przyzwolenia.Adrian westchnął i skinął głową, choć wiedział, że pózniejpewnie będzie tego żałował.Tym razem nie mogła sobie tłumaczyć przemiany Julianasprytną sztuczką lub złudzeniem optycznym, wywołanymświatłem księżyca.Kiedy czerń wypełniła mu oczy, zmieniając go w jakieś podludzkie, a jednocześnie nadludzkiestworzenie, Adrian z wysiłkiem opanował odrazę.Zarazpotem twarz Juliana stała się normalna i znów zobaczyłprzed sobą młodszego brata.- Dobry Boże, a więc to prawda, tak? On rzeczywiściejest wampirem - wyszeptała Caroline.Chociaż kiedyś zapewniała Adriana, że nie należy do tych kobiet, które zemdlonepadają w ramiona mężczyzny, zanosiło się na to, że zaraz takzrobi.- Obawiam się, że tak - odrzekł cicho, podtrzymując ją,żeby nie upadła.Nie mogła oderwać wzroku od Juliana.- Czy.czy ty.? - Nie potrafiła wyrazić się zrozumiale,więc zamachała rękami.- Zmieniłeś się w nietoperza i przyleciałeś tu na skrzydłach?Julian wzdrygnął się.- Kobieto, znów słuchałaś bajdurzenia Portii? Powinnaśbardziej surowo kontrolować lektury tej małej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- § Venturi Maria Zwycięstwo miłoœci 01 Zwycięstwo miłoœci
- W SZKOLE KRZYZA (częÂść 2) ks.Adam Skwarczyński
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- revelstein.htw.pl