[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiele ścian leżało przewróconych.Po239ziemi walały się dachówki, spomiędzy których wyrastały metrowe chwasty.Zwykłypożar nie pozostawiłby po sobie takich zniszczeń.Ich przyczyny należałoby siędopatrywać w jakieś eksplozji.Arcimbołdo pochylił się i napisał coś palcem na ziemi.Obrócił się dookoławłasnej osi, zanim znaki na ziemi nie utworzyły koła.Dopiero wtedy wyprostowałsię i stanął dokładnie naprzeciw środka ruiny.Potem zaczął spacerować, przy czym cały czas oglądał się za siebie.Serafinaniepokoiła myśl, że na wyspie mogą znajdować się jeszcze inni ludzie.Co sięstanie, jeśli go zauważą? A jeśli zostawią go na tym pustkowiu, z dala odszlaków wodnych, z dala od centrum laguny? Talamar! krzyknął nagle Arcimbołdo.Serafin nie znał tego słowa.Możliwe, żeto byłoczyjeś imię. Talamar! powtórzył mistrz. %7łyczeniu stało się zadość, czar zadziałał,układ dotrzymany dodał.Wszystko brzmiało jak magiczne zaklęcie.Chłopak drżałz podniecenia i ciekawości.Zaraz też poczuł zapach siarki.Swąd wydobywał się z ruin, a dokładnie zmiejsca, które znajdowało się za czarnym kamiennym kikutem. Talamar! krzyknął mistrz po raz trzeci.Nagle rozległo się syczenie.Serafinpodbiegł wzdłużmuru do okna, skąd miał lepszy widok na zródło unoszącego się smrodu.240Tak, to była dziura w ziemi, trochę podobna do studni.Jej krawędz, mocnonieregularna, przywoływała na myśl krater.To tu musiało dojść do detonacji,która pochłonęła pałacyk.Trudno było ocenić, jak głęboki jest otwór.Tymczasemsyczenie stawało się głośniejsze.Coś się poruszało.Arcimboldo skłonił się usłużnie. Talamar! powiedział raz jeszcze, tym razem nie w formie zawołania, a raczejpoddańczego pozdrowienia.Z otworu w ziemi wypełzła istota na długich, patykowatych kończynach, chuda jakszkapa.Wyglądem trochę przypominała człowieka, choć jej stawy zginały się wnieprawdopodobnych miejscach.Poruszała się na czterech kończynach, z brzuchemdo góry, jak dziecko, które robi mostek.Była całkiem łysa i w dodatku ślepa.Naoczach miała wieniec ze stalowych cierni, przypominający opaskę.Jeden zpokręconych cierni poluzował się i opadał na twarz, zakrywając bezzębną gębę.Tam, gdzie ciernie ocierały się o wargi, straszyły grube mięsiste blizny. Majster lustrzany! zakwiczała istota o imieniu Talamar i powtórzyła słowaArcimbolda: %7łyczeniu stało się zadość, czar zadziałał, układ dotrzymany.Ciemności zawsze do usług. Po czym rzuciła pod nogi gościa worek z brzęczącymimonetami. Ciemności zawsze do usług powtórzył tym razem Arcimboldo.Ceremoniapowitania została241w ten sposób dopełniona. Przybywam z kolejną dostawą.Trzynaście luster,zgodnie z życzeniem twojego mistrza dodał po chwili. Który jest także twoim mistrzem, lustrzany majstrze. Pomimo niewyraznejwymowy, w głosie dziwacznej istoty słychać było nutę wyczekiwania.Ta-lamarobrócił się, wykonując przy tym dość skomplikowane ruchy, aż jego czaszkazawisła nad otworem w ziemi.W tej pozycji wydobył z siebie kilka przerazliwychdzwięków.Z cuchnącego siarką otworu wydostała się chmara czarnych postaci, niewiększych niż nieduże małpki.Podobnie jak Talamar, wszystkie były ślepe, zwyskrobanymi oczodołami.Mamrocząc coś niewyraznie, szybko przemknęły przedSerafinem, który słyszał teraz, jak majstrowały coś przy łodzi. Przynoszę złe wieści powiedział Arcimboldo, nie wychodząc z koła. Królowaopuściła lagunę.Woda straciła swoją moc.Dopóki ona nie wróci, nie będę mógłprodukować luster. Co? Koniec z dostawami luster? zaskrzeczał Talamar, wymachując chudziutkimirękami. Bredzisz, stary człowieku.Mistrz wciąż zachowywał spokój.Nie dał po sobie poznać, że trochę się boi Chyba mnie zrozumiałeś, Talamarze zaczął. Bez Królowej Laguny w wodach niemogę wytwarzać magicznych luster, ponieważ brakuje mi242podstawowego składnika.Krótko mówiąc, dziś dostarczyłem ostatnią partię westchnął, pozwalając sobie w obecności Talamara na pierwszy ludzki odruch.Prawdopodobnie i tak jest to bez znaczenia, skoro imperium zajmie miasto. Mistrzowie zaoferowali wam pomoc zasy-czał Talamar. Ale odrzuciliście ją izabiliście naszego posłańca.Sami ponosicie za to odpowiedzialność. Nie my, lecz ci, którzy nami rządzą ton głosu Arcimbolda stał sięlekceważący. Ci przeklęci rajcowie miejscy. Rajcowie miejscy! Głupie gadanie! Wszystko bez sensu! Talamar gestykulowałchaotycznie.Ruchy, jakie wykonywał, czyniły go jeszcze bardziej dziwacznym iobcym.Cały czas stał na czterech kończynach.Serafin dopiero teraz zauważył, żejego serce jest zamknięte w szklanym naczyniu przymocowanym rzemieniem dobrzucha czarny, sękaty mięsień przypominający pulsującą stertę odchodów. Głupie gadanie! Głupie gadanie! przeklinał pod nosem. Potrzebujemy luster,dużo luster, dużo, dużo luster! Takie jest życzenie naszego mistrza!Arcimboldo zmarszczył czoło: Przekaż mu, że bardzo chętnie robię z niminteresy.Jego Wysokość Lord Zwiatło był zawsze dobrym klientem powiedział znutą cynizmu w głosie, którą Serafin natychmiast wyłowił, a Talamar puścił mimouszu. Ale243dopóki Królowa Laguny jest nieobecna, nie mogę produkować luster.Poza tymEgipcjanie zamkną mój warsztat, jeśli wcześniej nie obrócą miasta w proch.Talamar w dalszym ciągu był zdenerwowany. To nie spodoba się mistrzowi.Na pewno mu się nie spodoba. Obawiasz się gniewu twojego mistrza, Talama-rze? Głupie gadanie! Głupie gadanie! Niczego się nie obawiam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Żółte oczy krokodyla 01 Żółte oczy krokodyla Pancol Katherine
- Lachlan M D Synowie boga 01 Synowie boga (2)
- Chuck Wendig [Double Dead 01] Double Dead [Tomes of the Dead]
- § Trigiani Adriana Pula szczęœcia 01 Pula szczęœcia
- Schröder Patricia Morza szept 01 Morza szept(1)
- Marjorie M. Liu Pocałunek łowcy 01 Pocałunek łowcy
- White James Szpital Kosmiczny 01 Szpital Kosmiczny
- Ortolon Julie Prawie idealnie 01 Prawie idealnie
- § Venturi Maria Zwycięstwo miłoœci 01 Zwycięstwo miłoœci
- John Sack ÂŚmierć anioła
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl