[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna jedyna ulica o nazwie- Okoniowa.Wszystkie domy były zwrócone przodem do jeziora Ładogi iodpowiednio tyłem do ulicy.Od każdej chatki aż do samego jeziora pro-wadziła ścieżka odgrodzona nieprzebytym sitowiem.Wyglądało na to, żemieszkańcy Kukkariewa byli bardzo ekscentryczni.Mało im było jednejulicy, więc szybciutko sobie zorganizowali kilkadziesiąt nowych.Zgodniez ilością domów.Okoniowa ścieżka 1.Okoniowa ścieżka 2.Okoniowa ścieżka 3 - i tak dalej.Dom rodu Kodrinów stał na samym początku.Jako pierwszy.To wy-jaśniało, dlaczego pojawienie się Ałły (i jej śmierć) pozostało niezauwa-żone.Ani Ałła, ani jadący z nią (albo po niej) morderca nie musiał wjeż-dżać do samej wsi.A trzciny swoim niemilknącym szemraniem dodat-kowo zagłuszały wszystkie inne odgłosy.Rejno zatrzymał samochód na poboczu, wysiadł i natychmiast znik-nął w ciemnościach.Mimo że na zewnątrz zaczęło się już z lekka przeja-śniać, i tak nie można było jeszcze nic dostrzec.Odchyliwszy się do tyłu,wsłuchiwałam się w szelest sitowia i ledwie słyszalny plusk wody.Odstrony Ładogi wiał delikatny wiatr.Natarczywe stukanie w szybę rozległo się tak niespodziewanie, żemimo woli drgnęłam.Bezwzględnie rodzice Rejno, stare kolejowe wygi, wydali go na świat zjedną konkretną misją: żeby nie dawał mi, Warwarze Sulejmienowej,spokojnie żyć.Z rozkoszą płoszył moje i bez tego spłoszone myśli.- Niech pani wyłazi - rozkazał.- Zwiedzimy sobie tę vihatud DolinęŚmierci.- Ale tam ktoś.?- Tam nikogo nie ma.Wygląda na to, że członkowie klanu, którzy po-zostali przy życiu, na zawsze wyrzekli się tego domu.- Może poczekamy, aż się rozwidni?- A może poczekamy, aż nastanie zima? Albo Sąd Ostateczny?Gwałtownie pociągnął drzwiczki i omal nie wypadłam prosto na nie-go.- Niech pani się trzyma za mną.Ścieżka jest prawie niewidoczna, a dotego zarosła pokrzywami.- Dziękuję, że mnie pan uprzedził.To rzeczywiście był z jego strony wspaniałomyślny gest.Dziewięciuna dziesięciu Estończyków nie powiedziałoby o pokrzywach, a na doda-tek jeszcze podstawiłoby nogę, żeby ruski babsztyl wywalił się i narobiłsobie bąbli na imperialnej, gwałcącej wolność słowa i prawa mniejszościnarodowych, gębie.Złapałam za skraj jego kamizelki, zamknęłam oczy i szczęśliwieprzedarłam się do oszklonej werandy.Na drzwiach wejściowych wisiała kobylasta kłódka.- Na co pan czeka? No, dalej - powiedziałam - niech pan otwiera tedrzwi na oczach zdumionego społeczeństwa! Niech pan gwiżdże na pra-wo do nietykalności cudzego mienia! Dobrze to panu wychodzi.Rejno zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem i wszedł na ganek - pa-stwić się nad zardzewiałym zamkiem.- Czy ja o czymś nie wiem? Czyżby w Rosji już można było wyciągaćłapy po cudzą własność bez żadnych prawnych konsekwencji? - Co zadiabeł we mnie wstąpił?! Dlaczego w żaden sposób nie mogę przestaćgadać takich głupot?!- O co pani chodzi? Wy najpierw zróbcie porządek ze swoją prywaty-zacją, a dopiero potem nakazujcie innym narodom, co mają robić.-wtem przerwał, po czym rzucił ze złością: 0, kurat!- Co się tam stało?Zamiast odpowiedzieć, włożył do ust zdarty do krwi palec.- Na drugi raz będzie już pan wiedział, jak się powinno wyrażać owielkim państwie - powiedziałam, po czym bez skrępowania wsunęłamrękę do jednej z jego licznych kieszeni i wyjęłam stamtąd chustkę donosa.- Niech pan stoi spokojnie.Opatrzę ranę.Kiedy skończyłam zakładanie prymitywnego opatrunku, Rejno wróciłdo swoich wytrychów.Ale teraz zachowywał się nad podziw cicho i niepouczał rosyjskiej baby, jak najlepiej wsunąć pierogi do pieca.Wreszcieskomplikowana machina ustąpiła i mogliśmy wejść do środka.- Nie boi się pani? - zapytał.- Ja? - zdziwiłam się szczerze.- Po tym, jak obudziłam się w jednymłóżku z trupem nr 1, a trupa nr 2 oglądałam z lotu ptaka? Chyba panżartuje.Nawet myszy się nie boję.Mnie nawet członek.- „Członki nieprzerażają.Pod żadną postacią, w żadnym rozmiarze czy kolorze” -chciałam dodać, ale w porę ugryzłam się w język.- Członek? - Estończyk poruszył nozdrzami, przypomniawszy sobiepewnie Rejno-młodszego.- Członkonogi - wymyśliłam na poczekaniu.Przed detektywem, za-miast wulgarnej kobiety, ponownie stanęła Przenajświętsza BogurodzicaDziewica z dyplomem z biologii w zębach.- Skorpiony, skorupiaki, paję-czaki.Owady.Jednym słowem.- Aha.W takim razie nie było pytania.- To w którą stronę idziemy?- Najpierw sprawdzimy układ pomieszczeń.Włączył latarkę, pomyszkował dookoła i już po chwili siedział naschodach prowadzących na pierwsze piętro i studiował plan domu, wy-ciągnięty z dossier Ałły Kodriny.Po raz kolejny przysięgłam sobie, że kiedyś obalę z szaleńcem Siergie-jem buteleczkę „Chianti” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl