[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯ebracy siedz¹cy obok Doyle a zaczêli go wychwalaæ jako rów-nego goScia, Skate zaS stwierdzi³: PowinieneS by³ opowiedzieæ mi swoj¹ historiê dzisiejszego ran-ka, przyjacielu.Doyle, ukrywaj¹c swoje zaskoczenie i podejrzliwoSæ, otworzy³usta, by odpowiedzieæ Skate owi, lecz kapitan podniós³ d³oñ takgwa³townie i w³adczo, ¿e znów siê na niego zwróci³y wszystkie oczy,i Doyle nie zd¹¿y³ przemówiæ. Jacky dowodzi te¿, ¿e skoro Doyle ma nadziejê kontynuowaæ¿ebraczy fach tutaj, w Londynie, i skoro tak dobrze mu sz³o, gdy nie101 odzywa³ siê s³owem, po czym musia³ udaæ siê na wygnanie, gdy poraz pierwszy przemówi³, to powinien znów powróciæ do dawnegoobyczaju porozumiewania siê jedynie gestami.Potrzebujesz prakty-ki, by ponownie staæ siê Tomem Niemot¹, panie Doyle.Czy¿ niemam racji?Wszyscy odwrócili siê w stronê Doyle a, który zauwa¿y³, ¿e jed-na z powiek kapitana drgnê³a nieznacznie.Chodzi o to, ¿eby ukryæmoj¹ wymowê  uSwiadomi³ sobie Doyle. Ale dlaczego? I sk¹dten ch³opak wie, ¿e mam taki a nie inny akcent? USmiechn¹³ siê nie-pewnie i przytakn¹³. JesteS m¹drym cz³owiekiem, Tomie Niemoto  stwierdzi³ JackKopenhaga. Jacky zdradzi³ mi te¿, ¿e byliScie kiedyS w Bristoluwielkimi przyjació³mi, pozwolê mu wiêc pozbawiæ nas na jakiS czastwego towarzystwa, tak by móg³ ci objaSniæ nasze obyczaje.A jatymczasem rozwa¿ê pozosta³e kandydatury.Nastêpny, powstaæ!Gdy przy s¹siednim stole zacz¹³ siê podnosiæ jakiS starzec o zam-glonym wzroku, Jacky zeskoczy³ z podestu i ruszy³ szybko w stronêDoyle a.Po³y zbyt du¿ego p³aszcza okrywaj¹cego chud¹ postaæ trze-pota³y jak skrzyd³a ptaka.Wci¹¿ niespokojny, Doyle zerkn¹³ na drzwi. Brendan  powiedzia³ Jacky. Nareszcie.Wiesz, ¿e zwykle nie¿ywiê d³ugo urazy i domySlam siê, ¿e dziewczyna po tygodniu rzuci-³a ciê dla kogoS innego.Skate zachichota³ gard³owo, a Jacky mrugn¹³ i wymamrota³ coS,co mog³oby znaczyæ  zaufaj mi.Doyle odprê¿y³ siê.Trzeba komuS ufaæ, mySla³, a ci ludzie przy-najmniej doceniaj¹ niez³e bordo.Skin¹³ g³ow¹ i pozwoli³ siê odpro-wadziæ.Fairchild zamkn¹³ cicho drzwi, a potem sta³ na ulicy przed jad³o-dajn¹, nie mog¹c poradziæ sobie z mySlami.Robi³o siê coraz ch³od-niej, a na niebie gas³o ostatnie, szare Swiat³o dnia.Zmarszczy³ brwi po chwili ucieszy³ siê na wspomnienie piêciu szylingów ukrytychw rynnie, gdy¿ pieni¹dze te mia³y mu zapewniæ kilka dni bezczynno-Sci urozmaiconej piwem, pasztetem i krêglami.Ale  znów zmarsz-czy³ czo³o, zak³opotany zarówno abstrakcyjnoSci¹ jak i posêpnoSci¹tej mySli  nadejd¹ przecie¿ dni, gdy nie bêdzie ju¿ piêciu szylin-gów.Co pocznie wtedy? Móg³by spytaæ kapitana, co robiæ& Nie,racja, przecie¿ kapitan dopiero co go wyrzuci³ i dlatego w³aSnie on,Fairchild, musi mySleæ o tym, co robiæ.102 Popiskiwa³ cicho, pod¹¿aj¹c czym prêdzej Pye Street.Sam ude-rzy³ siê kilkakrotnie d³oni¹ po twarzy, by zmusiæ g³owê do intensyw-nego mySlenia. Wiedzia³eS, ¿e mówiê obcym akcentem  Doyle otuli³ siê szczel-niej p³aszczem, gdy¿ w ma³ym pokoju, pomimo roz¿arzonych wêgliw kominku, panowa³ ch³Ã³d. OczywiScie  odpar³ Jacky, dorzucaj¹c kloce drewna do pale-niska i uk³adaj¹c je odpowiednio. Powiedzia³em kapitanowi, ¿e niewolno ci siê odzywaæ, a on wymySli³ na poczekaniu tê historyjkê.Zamknij okna, dobrze? A potem usi¹dx.Doyle pchn¹³ okiennice, po czym opuSci³ haczyk. Wiêc sk¹d wiedzia³eS? I dlaczego ludzie nie powinni s³yszeæmojego g³osu?Po obu stronach ma³ego sto³u sta³y krzes³a i Doyle zaj¹³ to bli¿szedrzwi.Rozpaliwszy ogieñ na dobre, Jacky podniós³ siê i podszed³ do kre-densu. Zdradzê ci to, jak tylko odpowiesz na kilka pytañ.Doyle zmarszczy³ niezadowolony brwi, s³ysz¹c ten rozkazuj¹cyton u dzieciaka, który by³ m³odszy od wiêkszoSci jego studentów,a owo niezadowolenie tylko nieznacznie z³agodzi³ widok butelkizdjêtej przez m³odego cz³owieka z pó³ki.Z do³u dobieg³y przyt³umione oklaski i gwizdy, ale ¿aden z nichnie zwróci³ na to uwagi.Jacky usiad³ i nalewaj¹c jednoczeSnie brandy do dwóch kielisz-ków obrzuci³ Doyle a spojrzeniem, w którym kry³a siê zarówno cie-kawoSæ, jak i surowoSæ. Dziêki  powiedzia³ Doyle, bior¹c do rêki trunek i ko³ysz¹c nimpod nosem.Pachnia³ jak ¿aden dotychczas. Waszym ludziom nie-xle siê powodzi  przyzna³ z zazdroSci¹.Jacky wzruszy³ w¹skimi ramionami. ¯ebranina to fach jak ka¿dy inny  stwierdzi³ z lekk¹ niecier-pliwoSci¹  a Jack Kopenhaga potrafi go zorganizowaæ najlepiej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl